Rozdział 22

53 9 1
                                    

A może jednak wpadnięcie w szpony Szatana nie jest aż takie złe?

Owszem, umrze najpewniej jedną z najstraszniejszych śmierci, ale z drugiej strony, czym jest śmierć, jeśli nie wolnością?
Ostatecznie skończą się jego problemy. Już nigdy więcej żadnego użerania się z demonami, ludźmi, czy czymkolwiek innym, co gorzką łaską oferuje ten świat.

Sprzeciwiając się diabłu umrze przecież męczennikiem, może nawet świętym. Gdy więc nadejdzie koniec świata, zostanie nagrodzony i będzie mógł spojrzeć Szatanowi prosto w oczy, aby mu ostatecznie powiedzieć, żeby się pieprzył.

- Proszę księdza!

Tak, to definitywnie byłaby o wiele godniejsza przyszłość.

Edward podniósł wzrok znad telefonu, gdzie nadal męczył maile sprzed czterech lat, bo nikt nie wpadł na tak genialny pomysł jak przycisk „usuń wszystko".

- Słucham? - odparł poważnie, chociaż przed nim znalazła się jakaś mała dziewczynka.

- Nudzi nam się - poskarżyła się, nadymając lekko policzki.

- Daria zaraz wróci.

- Ksiądz mówił to samo dziesięć minut temu!

Edward każdego dnia coraz bardziej żałował swojej rozmowy z proboszczem.
Od tamtego czasu nie dość, że Daria ciągle pojawiała się znikąd w jego domu, to Edward musiał jej jeszcze pomagać z bandą małych dziewczynek, nazywanych również scholą.

Jeszcze był to w stanie znieść, gdy Daria tu była i dawała mu tylko zadania w stylu rozdawania śpiewników, lub robienia za stojak do nut dla gitary.
Gdy za to z jakiegoś powodu wychodziła, Edward czuł jak traci swą ostatnią tratwę na morzu pełnym tych małych piranii.
Już nawet lucyfer bardziej z nim kooperował niż te bestie...

- Nie macie nic do przećwiczenia?

- Ale nie możemy same! - Tupnęła nogą. - Niech ksiądz nam coś wymyśli.

Wredne i uparte dzieci.
Dogadałyby się z Asmodeusem...

Edward nareszcie pozwolił się im zwlec ze swojej bezpiecznej przystanii, czyli krzesła ukrytego za paprotką.

Spotkania scholii odbywały się w piątki wieczorem, w salce na tyłach głównej plebanii.
Salka miała osobne, wiecznie otwarte wejście z zewnątrz, ale dało się też tam dostać przez mieszkalną części plebanii.
To miejsce było aż banalnie łatwe do okradnięcia i chociaż Edward już od dawna nie musiał uciekać się do takich rzeczy, to nadal była jego pierwsza myśl, gdy tylko tu wszedł.

- Okej to... - Urwał na chwilę, zakładając przed sobą ręce, gdy dziewczynki otoczyły go, jakby miały się zaraz na niego rzucić. - Ustawcie się w kole.

Całe szczęście odpowiednie komórki w jego umyśle zdołały ruszyć i nie ustawił ich sam, przez co miał nieco więcej czasu na wymyślenie co w ogóle z nimi robić.
Na pewien pomysł wpadł stosunkowo szybko.

- Dobra...Więc, śpiewacie całkiem dobrze, ale nie najlepiej się prezentujecie - powiedział, improwizując wszystko z każdym kolejnym słowem. - Widziałem jak wchodzicie na mszę. Nie możecie się tak garbić, a część z was nawet nie klęka przed ołtarzem.

Momentalnie wokół grupy podniósł się szmer, ale był on niczym w porównaniu do ich poprzednich wrzasków.

- W takim razie mam dla was zadanie. - Jego spojrzenie padło na śpiewniki w ich dłoniach, więc idąc za chwilową inspiracją, wziął notatnik jednej dziewczynki. - Będziecie ćwiczyć posturę. Waszym zadaniem jest iść teraz w kółko, ze śpiewnikami na głowie. Komu spadnie, ten odpada. Aha i pamiętajcie, że macie też zachować kompletną ciszę.

Strzelajmy W SzczuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz