Prolog

461 19 9
                                    

Patrzył jej prosto w oczy, ale nie wiadomo, co to spojrzenie miało oznaczać. Jednocześnie okazywały lekki uśmiech. To też jednak było niewiadome. Z jednej strony cieszył się ze swojej nowej zdobyczy, z drugiej był zawiedziony. Fakt, pokazała już wcześniej, że jest najlepsza, zawziętość ma po Starku i misję traktuję na poważnie, ale czegoś tu brakowało.

- Czerwony Pokój jest świetny. Prawie najlepsza organizacja niosąca pomoc ludzkości. Ale cóż, prawie. Drekov ma świetne sposoby, ale pozwala wam wszystko pamiętać. Plusy jakieś na pewno to ma, lecz ja ich nie widzę. Wymażcie jej pamięć! - krzyknął Strucker do jakiś agentów stojących pod ścianą.

- Nie dostaniesz mnie, Strucker! - okrzyknęła nastolatka, szarpiąc się z agentami. 

- Kochana, już Cię mam - znowu zrobił swój chytry uśmiech. Pstryknął palcami, a nastolatkę wyniesiono z pomieszczenia. 

Ciemne korytarze zaprowadziły ich do pokoju wyłożonego zielonymi płytkami. Przy ścianie było biurko z komputerami, a na środku fotel, który aż za bardzo wyglądał jak ten w salonie dentystycznym. Położyli tam dziewczynę. Z tyłu oparcia wysunęły się metalowe półkola, które chyba miały służyć, jako pewnego rodzaju zatrzymanie, aby osoba tam umieszczona nie była w stanie się wydostać. Dziewczynka była jednak za mała. Ledwo co miała 140 cm wysokości, ważyła 34 kg, a zabezpieczenie było dosyć szerokie. Gdy oni odwrócili się tyłem ta z łatwością wysunęła z niego ręce i nogi. Wstała i zdzieliła pracowników po plecach. Kopnęła ich po kolanach, następnie jednego podduszała nogami, a drugiego rękami. Obaj zemdleli. Programista wyciągnął zza paska pistolet, ale ona nie z takimi miała do czynienia. Dla niej to było nic. Podeszła bliżej. Facet chciał wycelować, ale ręka mu się trzęsła, a kula poleciała kawałek obok ramienia dziewczyny. Wyrwała mu broń i  ustawiła do strzału prosto w jego głowę. Podniósł ręce do góry. 

Do sali weszło dwóch innych agentów. Nastolatka nacisnęła na spust i programista padł. Nowy agent ustawił wielką broń na przeciwko niej i również gotowy był do strzału. 

- Ona zniknie, jak ją postrzelisz - powiedział agent stojący za nim. Blondyn wyglądał na piętnastolatka, ale był już nieźle zbudowany. - Spójrz na nią, jaka jest licha. Myślę, że Strucker wymyśli coś lepszego.

Starszy agent popatrzył się na blondaska. Wahał się przez chwilę. Skontaktował się ze Struckerem.

- Szefie. Wdowa zabiła agenta od komputerów i powaliła dwóch agentów od ochrony - oznajmił. Z komunikatora słychać było różne przekleństwa, na co blond chłopak się lekko uśmiechnął, jakby był dumny. 

- Niech Corden mi ją dostarczy, skoro dorośli się nią nie potrafią zająć. 

Starzy agent z bronią wyszedł zostawiając ich samych. Mina Sophie była dosyć zmieszana, gdy nastolatek oglądał ją od góry do dołu zatrzymując wzrok przez chwilę na piersiach.

- Widzę, że nie ma za bardzo co podziwiać, ale cóż. Masz jedenaście lat, może się coś jeszcze zmieni. A teraz idziemy do szefa - chłopak podszedł bliżej, a ona złapała go za nadgarstek, wykręciła rękę i usiadła na barkach. Przewrócił się, a ona przyłożyła mu broń do głowy. - Udajesz groźną? Niemiło Cię zaskoczę, ale też znam kilka sztuczek.

Wyrwał jej broń, po czym szybko odskoczył do tyłu. Teraz to ona leżała na podłodze, a on celował w nią z pistoletu.

- Nie dałeś mnie zabić. Chce znać powód - powiedziała.

- Proste. Przyniesiesz Struckerowi więcej problemów jak będziesz żywa, a ja lubię jak się złości.

- I to niby tyle, zboczeńcu?

- W Czerwonym Pokoju się nauczyłaś takich określeń? Ale wybacz mi mój brak kultury, taki już jestem. A teraz idziemy. Nie radzę się sprzeciwiać. Szef gadał coś, że w razie czego ześle na Ciebie sierżanta Barnesa. Nie chcesz tego, uwierz mi. 

Nastolatka wiedziała, że póki co nie znajdzie żadnej drogi na ucieczkę, bo on też jest sprytny, po prostu poszła za nim. Chciał złapać dziewczynę za rękę, ale ta widząc jego gest omal nie wyrwała mu jego własnej. Okej, no to za ramię. 

Dotarli do gabinetu. Strucker czekał już przy biurku z pustą teczką.

- Należysz do nas moja droga. Od dzisiaj jesteś agentką Hydry, moją zabawką, moją nadzieją. Od dzisiaj jesteś Deathwish, jasne? Nie chcę słyszeć sprzeciwu, bo spotkasz się z Barnesem.

- Współczuje Ci, że musisz straszyć ludzi jakimś sierżantem, żeby zaczęli się Ciebie słuchać. Z daleka widać, kto jest na drugim miejscu - powiedziała z poważną mina, ale dumnymi oczami.

- Zaprowadzić ją do Zimowego Żołnierza! Czekam, aż powie! - krzyknął i gestem dłoni nakazał im wyjść z pomieszczenia.

- Tym razem Ci nie pomogę, bo jeżeli do gry wkracza Barnes... Ostrzegałem - powiedział blondyn, po czym wepchnął dziewczynę do jakieś małego pomieszczenia. Zimowy Żołnierz czekał już przy ścianie.

- ...Mamma mia, Wodogrzmoty Małe, Star Trek... Nie oglądaliśmy Star Trek'a? - mówił Peter trzymając w ręku listę z filmami. Zauważył, że Sophie wydaję się być myślami w innym świecie. Złapał ją za ramię i potrząsał nią lekko - Halo, ziemia do Sophie!

- Żyje, żyje - odpowiedziała. 

- Nie oglądaliśmy jeszcze Star Trek'a? - powtórzył pytanie.

- Pytasz się o to, za każdym razem jak wybieramy film. Nie, nie obejrzeliśmy. Możemy dzisiaj.

- No dobra. To zaraz znajdę w necie... Ostatnio dołączyłem do takiej strony hackerskiej i...

- Friday, mogłabyś znaleźć film Star Trek? 

- Już mam. Wyświetlić? - odpowiedziała sztuczna inteligencja. Jarvis zniknął podczas ubiegłorocznego ataku Hydry na wieże  i trzeba go było wymienić na Friday.

- Jakbyś dała radę.

- Pan Stark twierdzi, że umiem wszystko.

- Mam nadzieję, że się nie myli.

- Gdybym miała ciało, uśmiechnęłabym się - powiedziała, a po chwili na ścianie zaczął lecieć film.

- Przepraszam, przerwałam ci. Co mówiłeś o tamtej stronie? - zapytała Sophie patrząc na Parkera.

- Właśnie usuwam z niej konto - odpowiedział grzebiąc w internecie. 

Sophie: Duchy Przeszłości || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz