Wciąż w domu

139 7 3
                                    

Sophie wróciła na korytarz. Nie zabiła go, tak jak to powiedziała. Ma jeszcze wiele okazji do tego, a musi z nim porozmawiać. Nie wiedziała dokąd ma iść, nie znała tych korytarzy. Wydawało jej się, że jest w nich jeszcze ciemniej, niż było poprzednio. Skierowała się w stronę swojej celi. Wydawałoby się to bezsensowne. Po co ma iść w tamtą stronę? Mogą ją tam złapać. Dlatego tam poszła. Gdy agenci Hydry zaczną jej szukać, pomyślą w ten sam sposób i pójdą w przeciwną stronę, a ona będzie miała wolną drogę. Chociaż, kto wie? Korytarze miały mnóstwo rozgałęzień. Sama nie spodziewała się, że Hydra jest na tyle głupia, aby nie osadzić w nich jakiś kamer, ale w tej chwili to jedyna droga ucieczki do... Tak właściwie dokąd? Z danych Corden wyczytała, że prawdopodobnie jest w Bazie 04, ale gdzie to jest? Zgadywała, że w Niemczech. Większość głównych baz się tam znajduję. Nawet gdyby udało jej się wyjść, gdzie by poszła? Kompletnie nie zna terenu, przez co ma utrudnione zadanie.

Po około dziesięciu minutach chodzenia przed siebie, Sophie doszła do końca korytarza. Nie było zakrętu w prawo ani w lewo, tylko wielkie, metalowe drzwi szczelnie zakluczone . Dobiegało z nich jaskrawe światło i zimny powiew wiatru. Słychać było jedynie lekki szum, zupełnie jak na dworze. Nie wiedziała jak otworzyć drzwi. Na początku spróbowała wsuwką do włosów, ale ten sposób nie zadziałał. Zanim zdążyła coś wymyślić usłyszała krzyki całkiem niedaleko siebie. Chciała schować się w jakiś kąt, ale agenci zdążyli ją nakryć swoimi latarkami.

- Tam jest! Brać ją! - krzyknął jeden z nich. Wiedzieli, że nie da się złapać, więc przygotowali się do walki. Zaczęli do niej strzelać. Cudem większość z nich nie trafiła. Kilka kul trafiło w jej ręce oraz jedna w lewy bok żołądka. Przeklnęła. Próbowała ich pokonać, ale rany mocno ograniczały jej ruchy.

- Trzeba było myśleć - powiedział chłopak stojący za nią. Uderzył ją w głowę pięścią kilka razy. Zemdlała.

Panowie zabrali ją do pomieszczenia, które większości agentom było dobrze znane. Nazywano go Pralnią Mózgów. To właśnie tam kasowano im część pamięci. Tą ,,niepotrzebną" część. Przypięli dziewczynę do metalowego łożyska. Na głowę założyli jej coś, co przypominało durszlak. Do okoła zabrała się grupka ludzi - Szef Hydry, czyli Mitchell, Corden, dwójka naukowców, trzech awaryjnych agentów i pewna kobieta.

Wszyscy czekali aż nastolatka się zbudzi. Niewątpliwie powrót Deathwish do agencji byłoby jednym z ich większych sukcesów ostatnich lat.

- Na pewno nie możemy... - zaczęła kobieta.

- Nie Martho! Nie możemy odpuścić. Jesteśmy już tak blisko - krzyczał Carson. Po chwili Sophie przebudziła się. Otworzyła oczy i jęknęła coś pod nosem. Wszyscy podeszli bliżej. - Nareszcie...

- Gdzie ja jestem? - zapytała po jakimś czasie.

- Wciąż w domu - uśmiechnął się przebiegle Mitchell. - Czekaliśmy za długo na wymazanie Ci pamięci. Teraz, gdy już się zbudziłaś możemy to zrobić. Nie minie minuta, a staniesz się Deathwish w pełnej krasie.

- Co? Ale... - wyszeptała, jakby sama do siebie. Wystraszyła się. Szanse, że Avengers za chwilę tu wparują są nikłe. Ona też się nie uwolni. Ktoś musiałby jej pomóc, ale sądząc po sposobie patrzenia, w jakim przyglądał jej się Corden, nie ma na co liczyć. Jedyną osobą, która wyglądała na przejętą była tamta kobieta. Była cała spięta. Nie odwracała wzroku od dziewczyny. A propos jej spojrzenia, było w nim coś znajomego. Równie głębokie i... fioletowe. Chwila moment, miała identyczne tęczówki co Sophie. Nastolatka przypatrzyła jej się uważnie. Zmarszczyła brwi.

- Martho, podejdź tu proszę na chwilę - zawołał ją jeden z naukowców.

- Martho? - powtórzyła dziewczyna. Wszyscy odwrócili się w jej stronę i spojrzeli pytająco. - To imię zostało wymienione w aktach Cor... Davida. Martha była członkiem jego rodziny.

Sophie: Duchy Przeszłości || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz