May chciała coś upiec

178 11 0
                                    

- Dzień dobry panno Robitallie - obudziła nastolatkę sztuczna inteligencja.

- Coś się stało? - zapytała, nie rozumiejąc powodu pobudki.

- Przypominam, że za godzinę zaczyna pani szkołę. 

- Boże drogi... - westchnęła. 

Weszła do łazienki i zrobiła sobie luźnego koka. Ubrała czarną koszulkę, która z tyłu miała napis
 ,,I wanna hide the truth
I wanna shelter you
But with the beast inside
There's nowhere we can hide'',
czyli fragment piosenki Demons. Do tego jasnoniebieskie mom-jeansy i martensy. Szybko zamalowała kilka blizn widocznych na szyi i zeszła do kuchni, gdzie czekały na nią ostatni kawałek pizzy i Tony, który już jednym okiem spał. Podeszła do kartonu z zamiarem wzięcia  kawałka, ale Stark złapał ją za nadgarstek.

- Wiesz co oznacza, gdy bierzesz ostatni kawałek? - zapytał.

- Eee... Że można go zjeść? - odpowiedziała zdezorientowana.

- Nie. To oznacza wojnę.

- Ty lepiej idź spać, nie wyglądasz za dobrze - powiedziała, biorąc w wolną rękę kawałek i nadgryzając go i powoli przerzuwając patrząc Starkowi głęboko w oczy.

- O ty...

- Muszę iść, widzimy się po południu.

Wyszła z wieży. Ochroniarz przy drzwiach popatrzył się na nią z zazdrością, widząc kawałek pizzy. Uśmiechnęła się. Doszła na metro. Nie tęskniła. Przez rok mieszkania z Avengers zaczęły ją denerwować takie rzeczy jak smród czy przepychanie się innych ludzi. Kiedyś zakrywała nos tylko przed toksycznym gazem, a teraz przydałoby się to robić częściej.

Pociąg przyjechał. Oczywiście wypełniony po brzegi ludźmi. Układ był taki jak zawsze. Wszyscy dziadkowie siedzieli przy oknach ze swoimi torbami, dorośli na końcu przedziału z odpalonym laptopem i stojący nastolatkowie, bo zakupowe torby babć z rynku zajmowały całe miejsce. 

Usiadła przy wejściu na śmietniku, nawet nie szukając wolnych miejsc. Założyła słuchawki i odpaliła Spotify. Pierwszą piosenką było Zombie od The Cranberries 

Po około pół godzinie dotarła na przystanek niedaleko Midtown High School. Z pociągu wyparowała masa nastolatków, którzy na widok szkoły głośno westchnęli. Sophie ich wyminęła idąc w stronę szafki. Ciekawe, czy coś tam jeszcze jest.

Jakiś głupi list od Flasha i niezjedzona kanapka. Obrzydliwe. No cóż, trzeba to dotknąć i wyrzucić, mimo, że śmierdzi bardziej niż Tony po jednym treningu. 

Po szkole rozległ się znienawidzony przez uczniów dźwięk - dzwonek na lekcje. Sophie udała się w stronę sali od chemii. 

Wszyscy zajęli już swoje miejsce i szeptem rozmawiali ze sobą o powrocie Sophie do szkoły, podczas gdy ona próbowała wmówić nauczycielowi, że przyszła tutaj tylko obserwować, więc będzie sobie w ciszy siedzieć na końcu klasy.

- Ciężko mi się na to zgodzić. Pójdę do dyrektora, aby zadzwonił do pana Stark - oznajmiła nauczycielka.

- Naprawdę myśli pani, że Iron-man siedzi tylko w wieży i czeka, aż dyrektor do niego zadzwoni, żeby potwierdzić, że mam misję? Proszę pani, oni tam mają co robić - powiedziała lekko zażenowana uporem nauczycielki, zarazem śmiejąc się w myślach, ze swoich własnych słów. Dzisiejsza forma Tony'ego wyraźnie zaprzeczała jej wypowiedzi.

- No dobrze, masz rację. Zabrali mi kilka ławek z klasy, więc usiądziesz przy oknie z tyłu z Peterem. Jak przyjdzie, bo póki co to...

- Jest już na dziedzińcu. Widać go przez okno - powiedziała Liz. Boże, czy ona się nie miała wynieść na koniec Stanów?

- A, no to świetnie - uśmiechnęła się pani profesor, po czym dokończyła szeptem - Robię im dzisiaj kartkówkę. 

Nastolatka zajęła miejsce za samym końcu sali zakładając znowu słuchawki, w których tym razem zaczęło lecieć AC/DC. Do klasy wparował zdyszany Parker. Przeprosił panią za spóźnienie, po czym dosiadł się do dziewczyny. 

- Cześć - odezwał się do niej, gdy nauczycielka zaczęła prowadzić lekcje. 

- Cześć - opowiedziała mimowolnie się uśmiechając. 

- Więc... Jednak przyszłaś - zaczął rozmowę chłopak.

- Kazano mi, więc jestem, ale przynajmniej nie muszę nic robić. 

- A nie chcesz mi wykręcić jakiegoś zwolnienia z ostatnich dwóch lekcji?

- A co masz? Y, mamy?

- Matmę.

- A w życiu. Po za tym, jestem tu tylko ze względu na Ciebie. Stark stwierdził, że woli w razie czego, żebym była z boku. 

- Nie wierzy w moje umiejętności. 

- Wyciągamy karteczki! - krzyknęła nauczycielka, po czym momentalnie w klasie zapanował gwar. Profesorka posłała Sophie porozumiewawcze spojrzenie, że ona nie musi nic pisać. Parker zrozumiał, co miał oznaczać ten wzrok i posłał nastolatce mordercze spojrzenie.

Po chemii był hiszpański i przerwa, po której miał być WF. Peter i Sophie szli przez korytarz w stronę sali sportowej, na samym końcu ponad czterdziestoosobowej grupy, która również miała teraz WF.

- Chciał mi wywołać wojnę, przez to, że wzięłam ostatni kawałek pizzy. Czekałam tylko, aż przyjdzie Steve i wygłosi swoją mowę o wolności - zaśmiała się.

- Ja to dzisiaj piekarnik naprawiałem z rana - powiedział Parker, na co nastolatka nie ukryła zdziwienia. - May chciała coś upiec, ale ciasto się rozrosło i wyleciało za blaszkę, przez co wpadło w dolnym termoobieg czy coś takiego i piekarnik wybuchł, bo był włączony.

- Jezu... I co zrobiłeś?

- No cóż, nie za bardzo wiedziałem co zrobić, ale... - chciał dokończyć, ale tłum nastolatków, którzy nagle z krzykiem zaczęli biec w przeciwną stronę co wcześniej szli przerwał jego wypowiedź. Dodatkowo słychać było kilka strzałów z pistoletu.

Zza tłumu widać było kilku mężczyzn ubranych na czarno z broniami przy bokach i maskach na twarzy. Hydra, a na ich czele Corden. 

- Uciekaj Peter - powiedziała do nastolatka, rozwijając swoje bransoletki w broń. Średnio przygotowana, ale nie ma czasu biec do szafki, bo resztę.

- Mogę Ci się jakoś przydać - powiedział nie odrywając wzroku od agentów.

- Uciekaj - powtórzyła.

- Ale naprawdę mogę...

- Peter, uciekaj! - krzyknęła. Posłuchał i udał się za tłumem. No to czeka ją walka. 

- Co, twój chłoptaś nie lubi gości? - zapytał Corden wychodząc na przód.

- Lubi, ale szkoła nie jest miejscem do spotkań. Po za tym, kto by chciał się z tobą widywać? - powiedziała Sophie.

- No tak, zapomniałem, że jest okropny - powiedział smutnym głosem, po czym gestem dłoni rozkazał agentom atak. Ciekawe, czemu sam się za to nie zabrał. 

Agenci Hydry ruszyli na nastolatkę. Tylko sześciu, co oni mają jakieś braki kadrowe? A z reszta to nawet lepiej. Szybciej pójdzie. Dwóch już na starcie postrzeliła prądem kilka razy, zanim zdążyli do niej dobiec. Nie mogli wstać. Na kolejnego szybko weszła dusząc go nogami, po czym odchyliła się do tyłu, aby się przewrócił. Tak też się stało. Zabrała się za drugiego. Przyłożyła do jego szyi broń, która natychmiast wystrzeliła broń. Zemdlał. Zostało dwóch. trochę walki wręcz. Po chwili wystrzeliła prądem w kroczę jednego z agentów, co mogła w sumie zrobić na początku. Ostatni. Złapała go za nadgarstek, przeskoczyła nad nim i kopnęła w plecy. Na koniec, żeby upewnić, że nie wstaną postrzeliła ich prądem po głowach.

Już miała się brać za Cordena, ale on... zniknął. 

Sophie: Duchy Przeszłości || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz