Ruszamy w ich stronę

114 8 1
                                    

Nastolatka leży w tak zwanej Chłodni już pół doby. Mitchell obserwuję ją od zaledwie dwóch godzin, ale już widzi, że organizm Sophie daje sobie radę z takim zimnem, które powiewa aż na najbliższe piętnaście metrów. Następnym etapem byłoby przeciwieństwo Chłodni - Termometr, czyli pomieszczenie nagrzewane do pięćdziesięciu stopni Celsjusza, aby zobaczyć, czy organizm danej osoby potrafi przetrwać w takich warunkach. Carson jednak zastanawiał się nad tym, czy by jej tego nie odpuścić. Zasady są takie: pomiędzy jednym a drugim testem na wytrzymałość musi minąć co najmniej doba. Strucker to wymyślił. Podobno to ma zmniejszyć szansę na śmierć agenta, ale kto wie? Carson zaczął się zastanawiać, czy posłuchać się Davida i skupić się na trenowaniu Deathwish. Ich plan opierał się na walce w normalnych klimatach, więc po co ją przystosowywać do wszystkich możliwości już teraz?

- Dziewczyna leży tu już dwadzieścia cztery godziny. Co mamy zrobić z nią teraz? - zapytał jeden z agentów. 

- Zaprowadźcie ją do celi. Ma kilka godzin przerwy, a co potem, to się jeszcze zobaczy - powiedział Mitchell, po czym poszedł do Cordena. Chłopak organizował ekipę do walki z Avengers. - Widzę, że już zaczynasz działać.

- Nie mamy na co czekać. 

- Gdzie będziesz ich trenować?

- W bazie 071.

- Dlaczego nie w naszej? Mamy największą salę ze wszystkich. Sam o to zadbałem.

- Wiem, ale nie możemy rozpocząć treningów w głównej bazie. Jeżeli Avengers lub T.A.R.C.Z.A. znajdą nas tutaj, zagrożona jest cała agencji. Znajdują się tu wszystkie istotne rzeczy o Hydrze, w tym położenie każdej bazy i ich dowódcy. 

- Ile osób bierzesz do walki?

- Aktualnie mam wybranych ośmiuset agentów, ale na pewno będzie ich więcej. Lepiej być gotowym na wszystko - stwierdził David. Carson uśmiechnął się lekko na myśl o wygranej z Avengers. Ten cel wydawał się niemożliwy do spełnienia, ale byli coraz bliżej tego, by okazało się to kłamstwem. Pokonanie ich stało się realnym pomysłem. Dumnie szedł po korytarzu, zagadując po drodze do biura innych agentów. 

Po kilku godzinach przerwy Sophie rozpoczęła kolejne treningi. Mitchell chciał zadbać o wszystko. Powtórzył pierwszy etap szkolenia, a potem wymyślał jej całkiem nowe zadania. Zwykła sala treningowa już mu nie wystarczyła. Stwierdził, że dalsze trenowanie tam to zwykła strata czasu, więc postanowił wyprowadzić ją na zewnątrz. Dwóch agentów, trzymając nastolatkę za ramiona szło z nią przez korytarz do głównego wyjścia, Carson na przodzie. 

Mimo deszczu Sophie została zmuszona odbyć swój trening, choć za bardzo jej to nie przeszkadzało. Mitchella cieszył fakt, że dziewczyna nie ucieka. Gdyby chciała, mogłaby zrobić to już godzinę temu, gdy wyszli na zewnątrz. Ona jednak skupia się wyłącznie na ćwiczeniach i walce. Jeden cios, drugi i twarz jej przeciwnika ląduje w trawie i błocie. Pokonany. Nie miała polecenia go zabić, więc tego nie zrobiła. Według szefa nie było to konieczne. Była żołnierzem idealnym, nic nie musiała udowadniać, bo on wiedział, że zabiłaby jego najlepszego agenta z zamkniętymi oczami. 

- Gratulacje, agentko Deathwish - powiedział wesoło Carson, klaszcząc dłońmi. Odpowiedziała mu cisza. - Niedługo przydzielimy Ci misję. Jest bardzo ważna, a osoby, z którymi będziemy walczyć są dosyć trudnymi przeciwnikami. Najbliższe treningi będą Cię przygotowywać do walki z nimi, więc przyłóż się do nich dwa razy mocniej niż teraz to zrobiłaś.

- Z kim walczymy? - zapytała niskim, bezuczuciowym głosem. 

- Z ludźmi, którzy uważają się za najlepszych, bo mają pieniądze i różne gadżety, a ty im pokażesz, że wcale nie są tacy świetni. A potem przejmiemy władzę nad światem - odpowiedział. Pokiwał głową w stronę jednego z agentów, który następnie wyciągnął z dużej, czarnej torby kilka gadżetów. Podrabiana tarcza Kapitana Ameryki, łuk i strzały ze specjalnym funkcjami, metalowe skrzydła oraz repulsor ze zbroi Iron-mana, który Stark zgubił kiedyś podczas walki, a Hydra go przejęła. Sophie przyjrzała się bliżej przedmiotom.

- Co to jest?

- Broń, którą będą Cię atakować podczas walki. Oczywiście, nie wszystko to oryginały, ale na tym będziesz ćwiczyć. Zaczynamy od tego - Carson wyciągnął z torby tarczę. Rzucił ją agentowi stojącemu obok Sophie i od razu przystąpił do ataku. - Prawdziwa wersja zrobiona jest z vibranium, najtwardszego metalu świata. Nawet nie próbuj jej zniszczyć. Nie da się. Musisz obrać jakąś inną taktykę, żeby się jej pozbyć. 

Sophie na początku robiła same uniki, gdy agent Hydry rzucał w nią tarczą. Potem ją łapała i chciała wyrzucić gdzieś w las, ale jej przeciwnik zdążał ją powstrzymać. W pewnym momencie złapała tarczę dłońmi i w podskoku zawinęła się na agenta. Poddusiła go ręką, wyrwała tarczę i szybkim ruchem wyrzuciła byle gdzie. Zeskoczyła z mężczyzny, pobiegła po tarczę i wykorzystując mocne podmuchy wiatru wrzuciła ją na dach bazy. 

- Nie było aż tak źle. Teraz idź ją przynieść z powrotem - rozkazał Mitchell. Dziewczyna wykonała swoje zadanie zwyczajnie wspinając się po drabinie i skacząc po oknach. Szybko zeskoczyła z dachu, kryjąc się za tarczą przy spotkaniu z ziemią. - Dalej zabieramy się za te skrzydła. Trening z tarczą jeszcze powtórzymy. 

Nastolatka trenowała przez kilka najbliższych godzin. Agenci zmieniali się co jakiś czas. Deszcz przestał padać, ale mimo to było ciemno. Zbliżała się północ. Nawet dziewczyna zaczęła się już męczyć. 

- Szefie - Corden wyszedł na dwór. - Jutro zabieram Deathwish i część naszych agentów do bazy 071 na treningi. Dwa dni potem będziemy gotowi do ataku. Jeżeli tylko dostaniemy cynk, że Avengers zaatakowali jakąś bazę, to od razu ruszamy w ich stronę

- Nie będziecie się czaić pod tym ich śmiesznym budynkiem?

- Nie. Mogliby to wykorzystać przeciwko nam. Stark musi mieć tam milion zabezpieczeń.

- No dobra. Deathwish! - zawołał ją Carson. - Koniec treningów na dzisiaj. Corden odprowadzi Cię do pokoju. Wyśpij się, za niedługo masz ważną misję.

- Oczywiście szefie - powiedziała zmęczonym głosem i udała się w stronę drzwi wejściowych.

- Powodzenia David. Postaram się do was przylecieć za trzy dni. A tak przy okazji, załatw jej jakiś strój, żeby nie biegała w tych za dużych dresach. 

- Tak jest. Dobranoc - pożegnał się blondyn i wszedł do budynku. Obserwował Sophie. Zauważył, że zdążyła się już zmienić. Nie sprzeciwia się, nie rozgląda, nie zabija nikogo wzrokiem. Z resztą, pewnie nawet nie wie, że kiedyś tak robiła. 

***

W bazie 071 było teraz bardzo dużo ludzi. Treningi były trudne i męczące, ale agenci nie robili przerw. Byli najlepszymi z najlepszych. Dodatkowo Corden świetnie rządził grupą. Motywował ich do działań, z każdą godziną podwyższał stopień trudności ćwiczeń, w których każdy musiał brać udział. Do planowanych ośmiuset agentów doszło kolejne tyle, przez co musieli się podzielić na dwie grupy. Nikt nie próżnował. W pewnym momencie zadzwonił telefon od Carsona.

- Słucham - rozpoczął Corden.

- Avengers zaatakowali bazę 104 - oznajmił Carson.

- To nie tak daleko od nas. 

- Wiem. Wypuśćcie już Deathwish. Mam nadzieję, że dokładnie wytłumaczyłeś jej zadanie.

- Oczywiście. 

- W takim razie do roboty - zakończył Mitchell, po czym się rozłączył. 

- Uwaga, ekipa! - krzyknął David, a agenci stanęli w bezruchu. - Deathwish, agent 009, 724 i 956, wy już wyruszacie. Macie działać szybko i dyskretnie. Dajcie dziewczynie załatwić wszystko samej, ale w razie czego jej pomóżcie. Jak misja zostanie zaliczona, dajecie mi cynk i dołączacie do nas.

- Tak jest! - odkrzyknęli, po czym wybiegli z bazy. 

- Pozostali niech wezmą swoją broń i kamizelki. Kto będzie gotowy wsiada do helikoptera i od razu startuję. Za chwilę wyślę wam dokładne położenie Avengers. Hail Hydra!

- Hail Hydra! 

Wszyscy kierowali się w stronę wyjścia. Helikoptery wzniosły się w powietrze. Sophie była już blisko swojego celu. Kilka przecznic i dopadnie Spider-mana. 

Sophie: Duchy Przeszłości || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz