Stanowcze nie

265 12 7
                                    

- Panie Stark, jest pan tu? - pytał Peter wchodząc do pracowni Tony'ego.

- Tak, jestem - odpowiedział.

- O, to super. Bo chciałem się dowiedzieć, co pan ode mnie chciał, że musiałem tu przyjechać. 

- A no tak... Słuchaj, nie chcę, żeby Sophie wciąż walczyła i była tą całą agentkom T.A.R.C.Z.Y., więc przydzielę Ciebie do superbohaterskiego zadania. 

- Em... Okej, a co to za zadanie? - zapytał, po czym przed nim wyświetliły się akta z jednego z misji T.A.R.C.Z.Y.

- Niezakończona misja ,,Latająca Broń" sprzed roku. Sophie brała w niej udział, ale została... wydalona. Myśleliśmy, że już po wszystkim, bo każdego złapaliśmy, ale jakiś idiota wpłacił kaucję za nich wszystkich. Na pewno nie jest to jakiś prosty wieśniak, bo kaucja wynosiła ponad siedemdziesiąt milionów dolarów. Wyszli z więzienia i zniknęli. Nie możemy ich znaleźć, więc jakbyś ich złapał i prześledził sprawę byłoby miło. Bierzesz się za to?

- Brzmi ciekawie, pewnie. Kiedy zaczynamy? - powiedział z entuzjazmem.

- Kiedy się podpiszesz, o, tutaj - powiedział Stark podając Peterowi normalną teczkę z aktami - A, i jeszcze jedno. Ani słowa Sophie. Wiem, że się kochacie, ale... Nie to źle zabrzmiało. Nie chodziło mi o to, co tobie się nie powinno skojarzyć, bo masz szesnaście lat. Zacznijmy jeszcze raz. Wiem, że sobie bezgranicznie ufacie i mówicie sobie wszystko, ale to musisz utaić. 

- No dobra - powiedział nieco zdezorientowany chłopak. 

- Świetnie, możesz już iść. 

- Dziękuje panie Stark! - pożegnał się. Całą drogę do pokoju Sophie modlił się, żeby się o niczym nie dowiedziała. Nie wiadomo w jaką furię by trafiła, jakby dowiedziała się, że to jeszcze nie koniec i zapewne chciałaby dokończyć to, co zaczęła, a wszyscy się o nią martwili i woleli ją trzymać z daleka od poważniejszych misji. Ostatnio naprowadziła Czarne Wdowy na liceum i dała się porwać złoczyńcy, który potem wypełnił cały magazyn odłamkami kosmicznego kamienia. 

- Co chciał? - zapytała widząc chłopaka wchodzącego do pokoju.

- Eee, nic takiego.

- Co ty bredzisz? - uniosła brew.

- Stwierdził, że ze stresu zapomniał co chciał. 

- Średnio ci wierzę.

- A ludzie twierdzą, że zaufanie buduję prawdziwą przyjaźń i miłość - zaśmiał się. 

- Yhym, czyli mam rozumieć, że nie jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi?

- Nie, jesteśmy czymś więcej - powiedział i objął dziewczynę w biodrach, przybliżył do siebie i pocałował. Ona wsadziła dłonie w jego rozczochrane włosy i odwzajemniła pocałunek.

- W to Ci już uwierzę - droczyła się. Całowali się do momentu, w którym Natasha nie odezwała się do nich. 

- O, cześć Peter - powiedziała po chwili stania w drzwiach. Miała na twarzy ten chytry uśmieszek, jak to mówił Clint, ,,uśmiech dumnej mamy". Nastolatkowie odskoczyli od siebie. Nie znosili okazywania uczuć przy innych ludziach, a Parker to już w ogóle chciałby najlepiej zataić ich związek.

- Dzień dobry pani Natasho - odezwał się, powoli robiąc się czerwony.

- Hej Nat. Jak było na misji? - zapytała, próbując się nie śmiać z miny chłopaka. 

- Złapaliśmy kilku agentów Hydry, ale następnym razem przyda nam się twoja pomoc.

- O nie, nie, nie, nie. Stanowcze nie. Już mówiłam o tym tyle razy. Nie chce brać udziału w misjach z Hydrą. 

- Wiem, mówiłaś, ale zastanawiam się czemu. Tyle ludzi Cię kiedykolwiek porwało i skrzywdziło, ale ty unikasz tylko Hydry. Dlaczego?

Sophie się nieco spięła. Znowu ten drażniący temat Hydry. Kiedyś po prostu bała się tej organizacji, ale teraz ma jej najzwyczajniej na świecie dosyć. Są wszędzie. Avengers cały czas z nimi walczą, wszyscy o nich gadają, a dodatkowo wrócili do polowania na nastolatkę. 

Peter widząc, że dziewczyna zaczyna się stresować złapał ją za rękę i patrzył na nią swoimi słodkimi oczami. Spojrzała się na niego.

- Jeden z ich agentów zaatakował nas dzisiaj w samochodzie. Najpierw do nas strzelał, a potem wyrzucił Petera jak gdyby nigdy nic z auta. Uciekł - powiedziała na jednym wdechu.

- Dlatego masz całą rękę w bandażu... Bardzo źle? - zapytała podchodząc do nastolatków.

- Nie mogę jej zgiąć i jest cała zadrapana, a w niektórych miejscach skóra... zeszła? - mówił Peter.

- Bywa, takie życie superbohatera - powiedziała i puściła mu oczko. - A ty - spojrzała się z powrotem na Sophie - zastanów się nad tym jeszcze raz. Zemsta może być tylko wtedy, kiedy sama ją dokonasz.

Natasha wyszła. No i teraz cały dzień popsutego humoru. Świetnie.

Usiadła na brzegu łóżka i podparła rękoma brodę. Czy naprawdę nie ma teraz innych spraw po za Hydrą?

- Wiesz co, znamy się ponad rok i wciąż ani razu nie trenowaliśmy razem - powiedział leżąc głową na kolanach dziewczyny.

- Faktycznie. Co ty na to, żeby spróbować?

- Z chęcią - uśmiechnął się i oboje wybiegli z pokoju. Ścigali się po schodach, kto pierwszy dotrze do sali treningowej. Peter dobiegł drugi. - Wygrałaś. 

 - Mogłeś mówić, że się ścigamy, to bym biegła szybciej - zażartowała. 

Weszli do sali. Jedyna w całym budynku była przeszklona, bo zrobiona specjalnie dla Sophie. Kapitan cały czas obijał ściany tarczą, Natasha w nie strzelała, Hawkeye testował na nich strzały, Wanda rozbrajała płytki na podłodze w ramach ćwiczeń. Sophie jako jedyna podczas treningów nic nie rozwalała. 

- Toooo od czego zaczynamy? - zapytał Peter wyglądając na miasto.

- Może tak na rozgrzewkę walka z hologramami? 

- Brzmi nieźle.

Sophie podeszła do tableta sterującego. W sali rozległa się piosenka Never Let Me Down Again. Potem pomieszczenie się przyciemniło. Zaczęli trening. 

Nastolatka wybrała opcję pokonania dwustu hologramów. Zazwyczaj brała około stu trzydziestu, ale teraz była z Peterem, więc powinno być łatwiej. Zdziwiła się jednak, gdy po treningu, w momencie ponownego włączenia świateł zobaczyła Petera leżącego ze zmęczenia na podłodze, a liczba pokonanych przez nią hologramów na wyświetlaczu pokazywała sto dwadzieścia.

- Tobie co? - zapytała ze śmiechem.

- Zmęczyłem się. Pamiętaj, że mam jedną rękę niesprawną.  Ile tego było? - odpowiedział sapiąc.

- Dwieście. Ty pokonałeś osiemdziesiąt.

- Czyli ty masz zaliczonych sto dwadzieścia... Jak, jak ty to zrobiłaś? 

- No wiem, nie postarałam się, ale dzisiaj chyba takie zły dzień jest - zaśmiała się, a chłopak tylko na nią patrzył z lekkim niedowierzaniem. Nastolatka położyła się obok niego, a on zaczął ją łaskotać. 

Sophie nie wiedziała co on robi. Znała to uczucie, ale zazwyczaj było ono spowodowane nadmiarem testów broni na jej osobie, co sprawiało, że po całym ciele przechodził ją dreszcz. Ten jednak był nieco inny. Peter nie robił jej krzywdy - wręcz przeciwnie. Jego palce drapiąc dziewczynę po brzuchu powodowały u niej śmiech, zamiast łez i krzyku. 

Wierciła się niemiłosiernie, i przypadkowo kopała chłopaka po nogach, nie kontrolując swoich ruchów. 

Sophie: Duchy Przeszłości || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz