Jest córką Starka

201 11 0
                                    

- Steve i Sam nie podpisują. Co do Wandy nie wiadomo - powiedziała nastolatka do Natashy, gdy obie szły w stronę wieżowca, gdzie Rosjanka miała podpisać protokół. 

- Szczerze mówiąc, zdziwiło mnie nagłe olśnienie Starka - powiedziała stając przed drzwiami budynku.

- Mnie też. Aż ciężko sobie wyobrazić, że jednak nie jest egoistą.

- Nie no, wciąż nim jest, ale... On nawet po domu chodzi w zbroi. Jeżeli po pijaku zrobi w niej coś złego...

- Zaufaj mi, przy mnie nie dojdzie to niczego takiego.

- Jednak jesteś po naszej stronie?

- Wciąż nie, ale Stark jest dwa razy bardziej denerwujący po pijaku.

- Nawet nie wiesz, jak Cię rozumiem - powiedziała. Pożegnała się z dziewczyną i weszła do środka. Sophie została na zewnątrz. Usiadła na ławce, podpięła słuchawki i włączyła w telefonie muzykę. 

Poszła tam z Nat tylko i wyłącznie dlatego, że w budynku jest jakiś król, więc w razie czego przyda się więcej ochrony zewnętrznej jak i wewnętrznej. 

Nie minęło nawet dwadzieścia minut, a już się coś stało. Ktoś strzelił w budynek, przez co zaczął płonąć. Pocisk trafił w salę z zebraniem rządu w sprawie protokołu.

- O nie... O nie, nie, nie, nie... - szeptała do siebie Sophie. Wyjęła z ucha jedną słuchawkę i udała się do płonącego budynku, aby pomóc w ewakuacji. Większość osób wybiegła z wieżowca. W sali zostali król T'chaka, książę T'challa, Natasha i jeden z ludzi z rządu. Sophie zaczęła od cywila, który krzyczał i leżał na ziemi zakrywając twarz, żeby nie widzieć ognia. - Proszę pana! Proszę pana, tutaj! Zaraz pana stamtąd zabiorę! - krzyczała. Miała przy sobie swój super pasek, który zaczepiła o sufit, który ogólnie był jakieś sześć pięter nad salą. Spuściła się znowu w dół, centralnie nad starszym mężczyzną. Facet objął ją w pasie. Znowu podciągnęli się do góry. Przy suficie coraz trudniej było oddychać. Szybko odpięła pas i przypięła go na ścianę obok. Mężczyzna niemiłosiernie krzyczał, jakby spadał w jakiejś dziurę przez trzydzieści minut (I have been falling, for thirty minutes!) Postawiła go na ziemi. Zaczął uciekać tak szybko, że prawie potykał się o własne nogi. W sali nie było już ani Natashy, ani księcia T'challi. Został tylko król T'chaka... Chwila moment, czy on....

Nastolatka podbiegła do niego. Puls był prawie że nie wyczuwalny. Tutaj mu nie pomoże. Za dużo dymu. Trzeba go stamtąd wyciągnąć. Szkoda tylko, że jedyną drogę wyjścia zajął ogień, a raczej nie udźwignie władcy na linie od paska. No chyba że zjedzie sam... 

Zdjęła pasek i zapięła go królowi. Linke ustawiła na pierwsze piętro bloku na przeciwko. Oby ktoś zauważył, że on tam zjeżdża, bo walnie głową o ścianę. Podniosła go i ustawiła na samym brzegu pomieszczenia, po czym zepchnęła. Książę zauważył, że jego ojciec zjeżdża prosto na ścianie, więc szybko rzucił się na niego, żeby go zatrzymać. Udało mu się. No więc teraz pora, żeby Sophie zeszła. To było około dziesiąte piętro. Zeskoczyć da radę, nie z takich wysokości się skakało, ale na dole jest za dużo ludzi i samochodów. Nie ma tyle miejsca. No ale cóż, innej opcji nie ma. 

Skoczyła. Zginała powoli nogi z kolanach, może jednak się uda. Udałoby się, gdyby nie karetka, która właśnie podjechała pod wieżowiec i centralnie w miejscu, gdzie Sophie mogłaby wylądować. Serio? Czy może być chociaż jeden dzień, bez utrudniania sobie życia. Zanim zdążyła wymyślić co teraz zrobić, ktoś złapał ją, stojąc na karetce. Król T'challa. Miał ręce wyprostowane do przodu, a na nich leżała nastolatka. Z bliska jest jeszcze ładniejszy.

- Dziękuje bardzo. Teraz możesz powiedzieć, że na Ciebie poleciałam - powiedziała, po czym zeszła z jego rąk, zeskoczyła z karetki i biegła w stronę Nat.

- Debilko, to przyszły król Wakandy! - pomyślała. 

- Bogu dzięki, że żyjesz! - krzyknęła Nat, wstając z krzesła, żeby przytulić nastolatkę. Dziewczyna odwzajemniła uścisk. 

- To nie on sprawił, że żyje - powiedziała.

- Wakandyjski lud będzie ci wdzięczny do końca swojego istnienia, za twoją odwagę i chęć narażenia życia dla naszego króla - powiedział książę T'challa. 

- Spoko, nie ma sprawy - powiedziała z uśmiechem. T'challa i Natasha uśmiechnęli się lekko powstrzymując się od śmiechu, szczególnie Nat. Sophie dopiero po chwili zrozumiała, co powiedziała. - Przepraszam bardzo, wasza wysokość. 

- Nic się nie stało. Ile masz lat?

- Szesnaście.

- Ooo, jesteś w wieku mojej siostry, Shuri. Skąd u Ciebie już taka odwaga?

- Ee... - nastolatka nie do końca wiedziała co powiedzieć. Po co ma mówić księciu Wakandy o swojej ,,straszliwej" przeszłości? 

- Jest córką Starka. Oni odwagę mają w genach - powiedział sekretarz Ross podchodząc do nich.

- Tak... Możliwe - powiedziała Sophie. On sobie raczej nie zdaję sprawy, że takich rzeczy się przy niej nie mówi, więc jakąś nauczkę trzeba mu dać. - Panie senatorze, nie ma pan innych zajęć?

- Nie, nie za bardzo - odpowiedział zdziwiony. Nat posłała dziewczynie spojrzenie mówiące Sophie, nie rób nic głupiego. Nastolatka go jednak nie wyczuła. 

Nie chciała go skrzywdzić, a jedynie dać nauczkę i sprawić, żeby sobie poszedł. Stanęła bliżej niego, po lewej stronie. Wyglądało to, jakby zaraz miała go objąć w pasie. Zgięła wskazującego palca i przyłożyła do prawego biodra sekretarza, wbijając coraz mocniej w skórę.Potem jeszcze szczypała to samo miejsce drugim palcem. Niby nic takiego, ale w odpowiednim miejscu strasznie boli i zostaje siniak.

- Auć! - syknął.

- Coś się stało, panie sekretarzu? - zapytała Romanoff udając przejęcie. 

- Nie, to tylko... Starość. Za kilka lat zrozumiecie. Ja już pójdę - powiedział odchodząc i patrząc na Sophie morderczym i jednocześnie przerażonym wzorkiem.

- To było całkiem niezłe - stwierdził T'challa.

- Dziękuje. Chociaż myślę, że mogłam mu złamać to żebro, ale to za dużo zachodu...

- Zaraz, jak to złamać żebro? - książę wydawał się być lekko przerażony.

- No normalnie. Co prawda, łatwiej złamać dwa naraz, ale to może zostać nieuleczalne i w ostateczności skończyć się śmiercią. 

- Książę T'szel...! T'kal... T'chele... - wołał jeden z ratowników.

- T'challa - pomógł mu ciemnoskóry mężczyzna, próbując uniknąć zaśmiania się. 

- Ee... Pański ojciec, król T'raka... - zaczął, znowu nie wiedząc, jak wypowiadać ich imiona. Ale w tym przecież nie ma nic trudnego. Halo, T'challa i T'chaka. 

Dziewczyny zaczęły rozmawiać o tym, co się stało. Po chwili zauważyły, jak T'challa siedzi zapłakany przy łóżku w karetce, na którym leżał król.

- Nie uratowali go... - powiedziała smutno Natasha. 


Sophie: Duchy Przeszłości || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz