Znowu się rozgadałeś

146 9 0
                                    

Obudziła się czując okropny ból głowy. Jej oddech wydawał się bardzo ciężki, nie mogła nabrać powietrza. W gardle czuła ogromną gulę, przez co nie mogła połknąć śliny. Otworzyła oczy. Wszystko było niewyraźne. Widziała jak przez mgłę. Na początku myślała też, że ma jakiś problem z zobaczeniem kolorów, ale gdy wzrok powoli wracał do normy i dziewczyna zaczęła widzieć kolory ujrzała ciemne, brudne pomieszczenie. Na wierzchu były cegły. Kiedyś zapewne były białe, ale teraz osadzone są całe w pleśni i mchu. Podłoga zrobiona została ze zwykłych metalowych płyt, które były powyginane i nawet nie przylegały do siebie. W pomieszczeniu była stara umywalka, metalowe łóżko z twardym materacem, na którym leżała dziewczyna, a obok drewniane krzesło. Na jednej ze ścian zostały umieszczone metalowe drzwi, z małym okienkiem z metalowymi kratami w środku.

Minęło kilka minut, a po drugiej stronie drzwi ktoś przekręcał kluczyk. Drzwi się otworzyły, a do pokoju wszedł znajomy blondyn ubrany na czarno. Nastolatce zajęło trochę czasu, aby go rozpoznać. Ale to był on. Corden. Jakim cholernym cudem?

Sophie próbowała wstać, ale zdała sobie sprawę, że nogi i ręce ma zablokowane przez mocno przypięte metalowe pasy. Serce zaczęło pulsować jej szybciej, gdy Corden usiadł na krześle obok.

- Nie mam rozkazu Cię zabić. Właściwie to mam zakaz zrobienia tego - powiedział łagodnie. Ona jednak nie czuła się w żaden sposób wesoło. Zacisnęła szczękę i mordowała go wzrokiem nie odzywając się. - Zastanawiasz się pewnie... O mój Boże! Jakim cudem on przeżył, przecież go zabiłam... bla bla bla - mówił, specjalnie wysokim głosem, po czym odchrząknął i kontynuował. - Otóż nie. Nie zabiłaś mnie. Byłaś blisko, jednakże mnie tak łatwo zabić się nie da. Fakt, nie mogłem się ruszać przez kolejne dwa tygodnie, ale na pewno bywało gorzej. Chociaż w sumie nie, nigdy tak nie miałem. Ty pewnie tak. A z resztą, nie ważne. Sprawa wyglądała tak: Ty już myślisz, że mnie zabiłaś, agenci tej całej T.A.R.C.Z.Y. biorą mnie do swojej agencji, po czym się nagle okazuje, że jeden z nich jest naszym agentem i wyrzuca mnie ze statku centralnie nad rzeką, gdzie czekał inny agent i wróciliśmy tutaj, do bazy.

Nie wierzyła mu.

- Kłamiesz - wycedziła.

- Bo co? Bo wciąż żyje? - parsknął.

- Za dużo gadasz, więc albo coś knujesz albo jesteś słabym agentem. Zazwyczaj stawiam na to drugie.

- Energia Ci wraca, skoro masz humor na żarty. W ogóle jestem pod wrażeniem, że przeżyłaś. Tony Stark w dwa tysiące ósmym ledwo co uszedł z życiem, gdy słynny Obadiah przyłożył mu to cacko do głowy. Na szczęście miał reaktor, który go w jakiś sposób uratował. A ty? Tak o, bez niczego nagle wstajesz. No dobra, minęła doba, ale...

- Znowu się rozgadałeś.

- Bo i tak o wszystkim zapomnisz, więc będę gadać ile wlezie - powiedział opierając głowę o dłonie. Planują wymazać jej pamięć. Porwali ją, żeby zrobić z niej ich agentkę. Jak za dawnych czasów.

Zaczęła się wiercić, żeby się wydostać, ale pasy uniemożliwiały jej to w bardzo wysokim stopniu.

- Nie wyjdziesz. Nie teraz. Masz nabrać sił, żeby maszyna do odmóżdżania Cię nie zabiła, bo póki co jesteś na nią za słaba. Niestety, lecz w obecnych czasach Deathwish jest nam potrzebna bardziej niż kiedykolwiek - oznajmił z lekkim uśmiechem. Wiedział, jak łatwo ją zdenerwować. Ona jednak trzymała fason. Tym razem trzeba wszystko zaplanować wszystko na spokojnie. - Chcesz porozmawiać o czymś jeszcze? Tylko szybko, nie mam dużo czasu.

Pytań nasuwało się wiele. Czemu jest im nagle tak potrzebna? Czy próbują odbudować Hydrę tak jak wyglądała przed Ultronem? Czemu Corden się nią zajmuje? Kiedy wymażą jej pamięć?

- Chcę porozmawiać ze Struckerem - oznajmiła.

- Struckerem? On nie żyje - powiedział z powagą.

- Więc kto jest teraz waszym szefem?

- Mitchell Carson, ale póki co jest niedostępny. Zastępuje go.

- Chcesz mi wmówić, że ty tu rządzisz?

- Co, zazdrościsz?

- Jak już to współczuję. Już wiadomo, czemu ta organizacja robi się coraz słabsza - powiedziała, przez co oberwała pięścią w brzuch. - I to coś niby miało zmienić? Nie wiem, miało mnie zaboleć?

- Nie mogę pozwolić, żebyś mną prowokowała - szepnął, jakby sam do siebie.

- Wiem, że tu nie rządzisz. Gdyby to było prawdą nie jeździłbyś na misję.

- Szef jest tylko chwilowo niedostępny, więc mogę jeździć na misję. Wróci jeszcze wieczorem. A teraz przepraszam, ale tak jak mówiłem wcześniej, nie mam dużo czasu na pogawędki - powiedział, kończąc wypowiedź sztucznym uśmiechem i wyszedł, zamykając drzwi na klucz.

Nazwisko Mitchell Carson brzmiało jej znajomo, ale nie mogła sobie przypomnieć, kim on był. Może był kiedyś celem Wdów? Skoro jeszcze żyje, to zapewne nie. W takim razie kim mógł być?

Kilka godzin na myśleniu o ucieczce, Carsonie i wracaniem wspomnieniami do Czerwonego Pokoju minęło bardzo szybko. Nim się obejrzała nastał wieczór, a głowa organizacji przyjechała do bazy. Do celi Sophie wszedł Corden wraz z czterema innymi agentami.

- Szef chce się z tobą widzieć - oznajmił, po czym dał agentom sygnał, aby rozpięli nastolatkę z pasów. Musiała to jakoś szybko wykorzystać. Zdjęli jej pasy z rąk. Chciała ich uderzyć, ale czuła, jakby jej ręce były z waty. - Paralizator robi swoje. Przez jakiś ciężko będzie Ci się ruszać.

Corden wygiął nastolatce ręce do tyłu i wyszedł z nią z pomieszczenia. Otaczali ich pozostali agenci ubrani, jakby dziewczyna była w stanie ich nagle zbombardować, udusić lub po prostu przeprowadzić jakikolwiek atak ze śmiertelnym skutkiem.

Sophie uważnie przyglądała się bazie. Szli dosyć długo. Po ominięciu cel budynek przestał wyglądać tak obrzydliwie. Podłoga, ściany i sufity były zadbane i oświetlone. Wszystko miało swoje miejsce. Krzątało się tam wielu agentów, a po ich strojach można było się domyślić za jaki dział odpowiadają. Kilku z nich miało również brudne od świeżej krwi ubranie i poobijaną twarz, więc zapewne dopiero co wrócili z jakiejś misji.

Przeszli na wąski korytarz, gdzie opuściło ich dwóch agentów. Co kilka metrów umiejscowione były drewniane drzwi z tabliczkami o dziwnych podpsiach, takich jak s21rz lub ks1-9. Na końcu korytarza opuściło ich ostatnich dwóch agentów. Corden zapukał do drzwi. Otworzył im kolejny agent. Przeszli przez kolejny korytarz. Drzwi na samym końcu były mocno oświetlone. Chłopak otworzył drzwi i wepchnął nastolatkę do środka.

Za drzwiami znajdował się gabinet, prawdopodobnie ich szefa - Carsona. Mężczyzna z siwymi włosami w granatowym garniturze siedział na obrotowym krześle tyłem do drzwi. Na biurku było wiele teczek, luźno rozrzuconych dokumentów, resztek jedzenia i dziwne, elektroniczne sprzęty.

- Mam nadzieję, że będzie gadać, jak tylko pstryknę palcami - odezwał się pan za biurkiem.

- Również trzymam za to kciuki - odezwał się Corden tonem innym niż zawsze. Był mniej pewny siebie, ale w jego słowach czuć było nutę irytacji.

- Zostaw nas samych - rozkazał facet zapalając papierosa.

- Ale...

- To był rozkaz - powiedział twardo.

- Tak jest, szefie - Corden wyszedł z pokoju, zawiedzionym wzrokiem patrząc na Sophie.

- No nareszcie. Czekałem na Ciebie.

Sophie: Duchy Przeszłości || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz