Zaczynamy treningi

119 7 0
                                    

Krzyki ustały, światło zgasło, zapadła cisza. Sophie zemdlała. Zazwyczaj wszyscy mdlali, podczas pierwszego usuwania pamięci, ponieważ bolało najmocniej.

- Mamy to - bardziej zapytał niż stwierdził Mitchell. Nikt się nie odezwał. Spojrzał na nastolatkę. - Mamy to!

- Szefie, jest tylko jeden problem... - zaczął naukowiec siedzący przy konsoli.

- Nie teraz! - warknął na niego Carson. Przyglądał się dziewczynie. Oczy mu migotały, a wielki uśmiech wkradł się na twarz. Udało mu się. Nie dość, że teraz jedna z najlepszych morderczyń na świecie wisi na jego sznurkach, to jeszcze udowodnił wszystkim, że jest lepszy od Struckera. Osiągnął to, co tamtemu się nigdy nie udało. Wcześniej tego nie widział, ale teraz to do niego doszło, że ona jest jedyną osobą, która może pomóc odbudować Hydrę. W głowie zaczął już snuć plany kogo po kolei będzie zabijać, na jakie misje jeździć. Może nawet spróbuje wczepić jej serum super żołnierza? Kto wie? Mitchell wierzył, że teraz nie musi się niczego lękać. Deathwish stała się jego zabawką.

- Co teraz? - zapytał Corden. Ręce mu się trzęsły. On sam nigdy nie doznał resetowania pamięci i modlił się teraz w duchu, aby nie było mu to potrzebne. Nieprzyjemny dreszcz przechodził jego ciało cały czas, gdy Sophie krzyczała wniebogłosy.

- Zabierzcie ją do sali treningowej i przywiążcie do krzesła. Zaczynamy treningi - rozkazał Carson, po czym wyszedł z pomieszczenia dokonać korekty w jej aktach.

Martha podeszła do swojej córki i złapała ją za dłonie. Łzy spływały jej po policzkach. Dlaczego nic zrobiła? Obwiniała się za to, jaki los sprowadziła na dziewczynę. Nie dość, że nie widziała jej dorastania, które nie mogło być nawet w połowie tak fajne, jak innych dzieci, to teraz, po szesnastu latach swojej nieobecności jako matka nie ruszyła nawet na pomoc. Corden położył jej rękę na ramieniu.

- Przykro mi, ale czasu nie cofniemy - wyszeptał.

- Mogłam go powstrzymać...

- Nie obwiniaj się, proszę.

- David, zrozum, Sophie to moja córka, moje dziecko. A ja pozwoliłam, żeby doszło do czegoś takiego - zaszlochała. Blondyn nie wiedział, że to aż tak bardzo poruszy jego matkę. Jeszcze kilka godzin temu nie wierzył, że to się spełni. Przeczuwał, że ona ucieknie. Zazwyczaj tak jest, że dobro  wygrywa. Dlaczego tym razem nie dała rady? Podobno umiała wyjść z każdej sytuacji. Nie powiedziałby tego nigdy wcześniej, ale tym razem zadawał sobie jedno pytanie: Dlaczego chcesz się poddać? Jesteś lepsza, dasz sobie radę. Ale było już za późno na motywacyjne teksty.

- Musimy ją zabrać, tak jak kazał Carson - powiedział Corden, doskonale ukrywając cień żalu w swoim głosie.

- Nie mogę na to patrzeć - oznajmiła Martha i biegiem wydostała się z pokoju.

David odpiął nastolatkę z pasów i zdjął ostrożnie metalowy hełm. Podniósł ją i położył na swoim ramieniu, aby ją wynieść.

- Em, mógłbyś coś przekazać szefowi? - zapytał nieśmiale profesor.

- Oczywiście, w czym rzecz?

- Chodzi o to, że proces nie zakończył się w 100%.

- Jak to? - zapytał David. Podszedł do konsoli kierującej. Wyświetlacz ukazywał napis: Proces udany w 98,7%.

- Co to dla nas oznacza?

- Jest nikła szansa, bo zaledwie 1,3 %, że agentka Deathwish będzie miała jakieś wspomnienia, dlatego nie radziłbym przypominać jej o przeszłości.

- Przekaże to Mitchellowi - skłamał.

- Dziękuję.

Corden wyszedł z nastolatką z pokoju. Wszyscy z uwagą się jej przyglądali.

- Udało mu się? To Deathwish? Ona żyje czy nie? - szeptali między sobą.

Corden zabrał ją do sali treningowej i - tak jak zażyczył sobie sobie Carson- przywiązał ją do drewnianego krzesła. Wyszedł z pomieszczenia, nie wiedząc co ma dalej ze sobą zrobić. Stwierdził, że musi się wyżyć, więc udał się do drugiej sali treningowej. Na korytarzu minął się z sześcioma agentami i Mitchellem, któremu uśmiech zwycięstwa wciąż nie przeszedł. Szedł dumnie z uniesioną brodą. Weszli na górne piętro, do małej komory, z której mogli się bezpośrednio kontaktować z agentami w sali nie stojąc obok. Podłączyli mikrofon. Chwilę potem Sophie ocknęła się. Była zdezorientowana.

- Dzień dobry, agentko Deathwish - przywitał się z nią Mitchell przez mikrofon. Dziewczyna od razu poczuła do niego pewną niechęć. Nic nie pamiętała, ale nie zrobiło to na niej wrażenia. Nawet nie miała pojęcia, że kiedyś miała coś w głowie, po za stylem walki, bitwami i krwią. Wiedziała, jak się bić, ale nie miała pojęcia skąd i również nie zastanawiała się nad tym. Jej głowa była wypełniona tylko ,,ważnymi" rzeczami, a brak wspomnień był dla niej normalny. - Zaczynamy treningi. Twoim pierwszym zadaniem będzie uwolnienie się z tego krzesła.

Bez słowa wykonała swoje zadanie. Wystarczyło dobrze ułożyć dłonie, aby potem szybko je wyślizgnąć z więzów. Nauczyła się tego po tym, gdy została porwana rok temu przez pracownika Sępa. Przechyliła krzesło do tyłu, tak, aby przód unosił się nad podłogą. Zmieniła lekko swoją pozycję i zwyczajnie wysunęła nogi dołem razem ze sznurem. Wstała.

- Świetnie. Teraz spróbuj pokonać moich agentów - rozkazał Carson. Światło zgasło. Zza drzwi wyłoniło się dwudziestu pięciu agentów Hydry. Gdy znowu zrobiło się jasno, mężczyźni zaatakowali nastolatkę. Na początku chciała pokonać ich zwykłą bijatyką. Nie przynosiło to skutku, więc użyła do ataku krzesła. Wzięła zamach i uderzyła nim jednego z nich. Mebel rozleciał się na kawałki. Wykorzystała to. Zastąpiła nóż kawałkiem drewnianej nogi. Połamana część była ostro zakończona. Wbijała ją agentom w nogi, ramiona, a jednemu nawet w gardło. Hydra nie uczyła się na błędach, a ich agenci nie myśleli logicznie, więc w ich głowach nie zaświtała żadna taktyka obronna lub sensowny plan ataku. W gruncie rzeczy nie minęło pięć minut, a wszyscy leżeli na podłodze, cali we krwi. Trzech było martwych, co podniecało Mitchella, ponieważ Deathwish pokazała mu, co potrafi, a z drugiej strony ich nikczemna i tak agencja ma już spore braki kadrowe.

- Przyszła pora na test na celność - oznajmił. Przez małe okienko wyrzucił jej pistolet, który od razu złapała. Na ścianach pojawiły się małe, czerwone kropki. Domyśliła się, że musi w nie trafić. Tak jak poprzednio, wykonała swoje zadanie bezproblemowo i bezbłędnie. Równie łatwo przyszły jej kolejne zadania. Strzelanie z łuku, strzelanie z zamkniętymi oczami, walka po ciemku, wykorzystanie otoczenia, porwania i ucieczka z nich i wiele, wiele innych. Mitchell chciał ją czymś zaskoczyć. Mimo, że cieszył się jej wyszkoleniem, chciał ją czegoś nauczyć.

- Właśnie wykonaliśmy kilku roczny trening w jeden dzień - podsumował ostatnie dwie godziny. - Gratulacje. Możesz już wyjść.

- Szefie, wypuszcza ją pan samemu? - zapytał jeden z agentów stojących obok niego.

- Spokojnie, za drzwiami stoją ochroniarze. Z resztą, drzwi są zamknięte. Jak jej się uda je otworzyć... - przerwał sam sobie, gdy zobaczył, że dziewczyna zaraz otworzy drzwi. Patrząc na to, że dookoła leżało wiele agentów, którzy mieli przy sobie klucze do pomieszczenia nie powinno wydawać się to niesamowitym osiągnięciem, lecz Carsona zadziwiało w niej wszystko. Był zafascynowany jej umiejętnościami i jednocześnie swoim osiągnięciem cały czas. Jego myśli krążyły tylko wokół tego, jakim to jest geniuszem i najlepszym szefem Hydry w historii. - Zaprowadźcie ją do pokoju, tylko jakiegoś innego, żeby nie uciekła.

Jego rozkaz został wykonany. Agenci zaprowadzili ją do celi, która była równie brzydka i zaniedbana co ta poprzednia. Sama weszła do pomieszczenia, bez sprzeciwu i najmniejszego grymasu na twarzy. Zamknęli drzwi na klucz. Zdjęła buty, pasek z bronią, rozpuściła włosy i położyła się na łóżku nieświadoma, że to nie tak powinno wyglądać.

Sophie: Duchy Przeszłości || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz