Problemy świata codziennego

158 8 0
                                    

Tony wrócił do bazy Avengers po kilku godzinach. Wyglądał strasznie. Zniszczony reaktor, twarz w połowie tonąca we krwi i siniakach, blada skóra. To był niecodzienny widok miliardera. Od razu udał się do swojego gabinetu, aby wymienić urządzenie trzymające go przy życiu. Oczyścił rany i wszystko dokładnie zakleił plastrami. 

Drzemał przez dwie godziny. Ze snu wybudziła go zdenerwowana nastolatka. 

- Czemu dopiero teraz dowiaduję się, że Wdowy uciekły? - zapytała z rękoma założonymi na piersiach.

- Kto Ci powiedział? Ta zdrajczyni, Romanoff? - zadał pytanie ziewając.

- Odpowiedz na moje pytanie.

- Nie było czasu.

- Słucham? 

- W porównaniu do Ciebie...

- Masz sztuczną inteligencje. Skoro byłeś tak zarobiony, czemu nie kazałeś jej przekazać mi tych informacji albo komukolwiek z łażących tu agentów?

- Porozmawiamy o tym kiedy indziej.

- Bo co?

- Bo ja tak mówię! Nie mam ochoty na rozmowę. Szczególnie z tobą. Stanęłaś po stronie Rogersa.

- Bo miał rację.

- Nie chcę nawet o tym słyszeć.

- Miał rację, a ty przegrałeś. Za bardzo odbiło to się na twoim ego? Na prawdę wierzysz, że jakakolwiek kontrola uniknie przypadkowej śmierci osób podczas misji? 

- Daj mi spokój, nie mam zamiaru teraz słyszeć o tym protokole, Steve'ie czy innym gównie. 

- No to trzeba było myśleć! Ten temat nie przejdzie z dnia nadziej, bo Wielki Pan Stark ma zły humor.

- Zły humor? Nawet nie wiesz co przechodzę! - krzyknął. Wstał i podszedł bliżej nastolatki. 

- Co takiego? Kolejną przegraną?!

- Barnes zabił mi matkę! W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym pierwszym, jako Zimowy Żołnierz... Patrzył jej w oczy, dusząc ją w samochodzie... A ty stoisz po jego stronie!

- Stoję po stronie Kapitana!

- On o tym wiedział! Doskonale wiedział! Nie powiedział mi nic, udawał, że go nie zna i że jest moim przyjacielem! Kłamał! 

- Też wiele razy kłamałeś, zapominałeś, wykorzystywałeś, obwiniałeś... A teraz doprowadziłeś do podziału Avengers. 

- Gdyby nie Rogers...

- Steve jest Avengersem! - wykrzyczała nastolatka jeszcze głośniej niż wcześniej. - Był pierwszym bohaterem na świecie, pierwszym kandydatem na Avengersa, super żołnierzem i cudownym chłopakiem. Naskakujesz na niego, bo kierował się sercem! Zależało mu na Bucky'm. To jego najlepszy przyjaciel. Jedyna osoba, jaką miał przed zostaniem Kapitanem Ameryką. Oddał życie, żeby zapobiec wojnie. Chciał zjednoczyć świat, zależało mu na jego dobru! A ty? Po co podpisałeś? Bo KTOŚ musiał otworzyć Ci oczy, żebyś zobaczył krew. Steve wiedział, z ta organizacja nie uratuję wszystkich. Nie podobało mu się to, oczywiście. Ty byś jednak nigdy tego nie zauważył... 

- Okej, nasłuchałem się już Ciebie - powiedział, siadając z powrotem na kanapie. - Może był dobry, cudowny, najlepszy, uwielbiam bla bla bla... Ale zdradził. I Natasha, Clint, Wanda, Sam. Oni wszyscy zdradzili mnie, resztę Avengers. I ty byłaś z nimi.

- Więc wychodzi na to, że posiadanie innego zdania niż twoje, oznacza bycie zdrajcą?

- Nie zrozumiesz tego... Po prostu daj sobie spokój - powiedział chowając twarz w dłoniach.

Sophie: Duchy Przeszłości || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz