Tony chce się z tobą spotkać

262 13 10
                                    

Nastał poniedziałek. Friday nie wykryła, aby ktoś śledził dziewczynę, ale Sophie wolała wciąż mieć się na baczności. Za półtorej godziny Peter kończy lekcje, więc wypadałoby już ruszać. Nastolatka zjechała windą do podziemnego parkingu. Wybrała samochód, którym zawsze chciała się przejechać - Chevrolet Corvette C6. Stark twierdzi, że jest strasznie stary, bo ma ponad pięć lat, ale robi wrażenie swoim wyglądem. Drzwi od samochodu były otwarte. Tony zawsze zostawiał kluczyki w środku, co było strasznie nie rozważne, mimo, że są trzymane w podziemiach StarkTower. 

Czarny sportowiec wyjechał z parkingu. Wiele kierowców patrzyło się na samochód z zazdrością. Nie ma z resztą co się dziwić, był cudowny. 

Nie chciała gazować na maksa. Nie śpieszyło jej się oraz nie miała powodu do łamania prawa. Do szkoły dotarła około cztery minuty przed dzwonkiem. Widząc budynek wywróciła oczami i weszła do środka. Udała się w stronę znajomej jej sali od chemii. Bardzo chciała tam wparować już teraz i uniknąć spojrzeń całej szkoły na stojący na parkingu samochód, jednakże mogło by to wyjść dosyć podejrzanie. Dziewczyna z ich klasy, która już nie chodzi tam do szkoły, okazuję się być rosyjską morderczynią, która przerzuciła się na pracę dla Avengers, a teraz ma sprawę do Parkera. Zaczęła się przez chwile wahać, czy wchodzić, czy poczekać, ale jej zamyślenia wyrwał dzwonek. Z klasy było słychać, jak wszyscy automatycznie zaczynają ze sobą rozmawiać. Drzwi się otworzyły. Uczniowie zauważali nastolatkę stojącą pod ścianą przy drzwiach, ale nie wiedzieli jak zareagować, więc tylko się patrzyli powoli idąc w stronę wyjścia ze szkoły. Peter jak zawsze musiał wyjść z Nedem ostatni. Przechodził przez drzwi, a wtedy Sophie wyprostowała rękę zatrzymując chłopaka i uderzając go lekko w brzuch.

- Jezu! - spiął się Parker, po czym spojrzał na dziewczynę. - Co ty tu robisz?

- Idziemy. Co głupiego ostatnio odwaliłeś? - zapytała, udając obojętność.

- Ja? Nic. Chyba. Nie wiem - odparł szybko. 

- O, nie zabili Cię. A szkoda, byłoby o jednego człowieka na świecie mniej. Mniejsze narażenie na zniszczenie planety - powitała się MJ, jak zawsze z jej pozytywnym nastawieniem do życia.

- Cześć. Prędzej czy później i tak przez ludzi upadnie cały ekosystem, więc myślę, że życie jednej osoby nie zmieni tak wiele. 

- Nawet nie wiesz, ile może zdziałać jeden człowiek.

Nastolatkowie wyszli ze szkoły. Peter jak zawsze chciał kierować się w stronę głównego wyjścia i iść na autobus, ale dziewczyna złapała go za łokieć i wskazała mu, gdzie stoi jej samochód.

- Łoooo to twoje? - zapytał Ned z otwartą szeroko buzią.

- Starka, ale chwilowo je pożyczyłam - odpowiedziała obserwując minę chłopaka. - Dobra Parker, pakuj się do auta. Tony chce się z tobą spotkać.

- Ja naprawdę nic nie zrobiłem, przysięgam! - przejął się.

- To się okaże. A wy czego tu szukacie?! - krzyknęła do nastolatków, którzy zebrali się wokół samochodu kilka metrów dalej.

- Co, też chcesz się napatrzeć? - odezwał się Flash. -Chevrolet Corv...

-  ...ette C6, rok 2009, pojemność silnika 6162 cm 2, 647 koni. Mamusia Ci jeszcze takiego nie kupiła? - dokończyła.

- Jest w trakcie kupna - skłamał. - Twoja matka to pewnie o zwykłym rowerze marzy, co? Na tyle ją pewnie stać.

- Tak się składa, że to jest mój samochód, więc ani ja, ani nikt z mojej rodziny nie musi o nim wciąż marzyć, bo on już jest nasz. A teraz wybacz, ale zajmę się tobą, jak tylko wynajdą jakiś lek zapobiegający bycia debilem - powiedziała, po czym nacisnęła przycisk w kluczykach. Światła zamigały. Peter wsiadł po stronie pasażera, ona oczywiście jako kierowca. Wszyscy odsunęli się, aby Sophie mogła wyjechać. Flash był cały czerwony ze złości. Dziewczyna jednak była bliska płaczu. Od prawie roku nie słyszała, aby ktoś mówił o jej mamie. Co prawda Flash nawet nie wiedział o tym, że nie żyję, ale raczej nawet jakby wiedział w żaden sposób nie polepszyło by to sprawy. 

- Wiesz o co może chodzić? Bo chyba nigdy mnie do siebie nie wezwał. 

- Nie chciał mi powiedzieć, ale raczej to nic ważnego, bo nie wygląda na jakiegoś zestresowanego.

- Oby. Nie mogłaś mi napisać żebym przyjechał? - dodał po chwili. - Flash nie da mi spokoju.

- Stark chciał, żebym sama po Ciebie przy... - zaczęła, ale w lusterku zobaczyła znajomy czarny kabriolet. Przyjrzała się lepiej. Kierowca również przyglądał się nastolatce, po czym wyjął pistolet i zaczął strzelać. Sophie przygazowała. 

- Jezus Maria, co się dzieje?! - krzyknął Peter trzymając się z całej siły boków fotela.

- Nic takiego - odpowiedziała. Poprzez wyświetlacz skontaktowała się z Fury'm.

- Ważne? - zapytał, nie zwracając uwagi na to, że dziewczyna jest w samochodzie.

- Czarny kabriolet ściga mnie i Parkera. Strzela do nas z pistoletu. Postaram się go zgubić. Właśnie wyjeżdżam z Queens.

- Wiesz ile ludzi strzelało do Ciebie albo do Spider-mana w ciągu tego roku i mnie do tego nie fatygowałaś. Co w nim jest takiego niezwykłego?

- Hydra - odpowiedziała. Fury zrobił głęboki wdech.

- Ekipa! Agent Hydry ściga agentkę Robitallie i Petera Parkera, czyli Spider-mana dwie przecznicę od Queens. Jest uzbrojony w pistolet. Czarny kabriolet. Złapcie go i upewnijcie się, że żaden cywil nie został ranny! - wydał rozkaz, po czym się rozłączył.

- Zaraz, Hydra? - zapytał Peter ze zdziwieniem.

- Tak. Jestem tego pewna. Już widziałam ten samochód i tego człowieka. Jest od nich. 

- Miałem nadzieję, że już ich nigdy nie spotkamy - westchnął. Za koszulę złapał go jakiś facet i wyrwał siłą z samochodu, przez co Peter wylądował na asfalcie na środku drogi. 

- Peter! - krzyknęła. Spojrzała się na napastnika. Blondyn, umięśniony, ale miał na nosie maskę, której nie miał w samochodzie. - Friday! 

- Już się robi - odpowiedziała sztuczna inteligencja domyślając się, o co może chodzić. Pas w samochodzie się rozpiął, a dach otworzył. Friday przejęła kontrolę nad pojazdem. Nastolatka uderzyła chłopaka pięścią prosto w twarz. Program zatrzymał gwałtownie samochód, przez co facet spadł z samochodu. Trzymał się za nos. Odwrócił się tyłem i  pędem popędził w stronę swojego samochodu. Uciekł. Sophie stwierdziła jednak, że biegł za szybko jak na zwykłego człowieka. Był jak Kapitan Ameryka. Kolejny super żołnierz... 

- Peter! - krzyknęła podbiegając do chłopaka leżącego na ulicy kilkanaście metrów dalej. Miał rozwalony nos, a prawa ręka była cała we krwi. Lewą trzymał się za brzuch. - Dasz radę wstać? 

- Nie wiem, ale...

- Co, mów szybko, bo się stresuję.

- Ptak mnie osrał - powiedział puszczając lewą rękę z brzucha. Faktycznie, na jego klacie znajdowały się ptasie odchody. 

Sophie: Duchy Przeszłości || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz