Mam Cię Barnes

199 9 0
                                    

- ...zdjęcia z okolicznych kamer ukazują, że za atak na biurowiec odpowiedzialny był niejaki James Barnes, znany jako Zimowy Żołnierz. Podczas ataku kilka osób zostało rannych, w tym król Wakandy T'chaka, który poniósł śmierć. Policja prosi o niezwłoczne kontaktowanie się z najbliższym posterunkiem, gdy tylko zobaczymy gdzieś pana Barnesa. Poszukiwanie Zimowego Żołnierza już się zaczęły, ale Avengers nie przyłożą się do operacji. Więc informacji znajdziecie na... - mówiła reporterka w telewizji. 

T'challa siedział dwa metry dalej od Natashy i Sophie, nerwowo pocierając pierścień swojego ojca.

- Nasze kondolencje - odezwała się Natalia. 

- W naszej kulturze... Śmierć nie jest końcem, a początkiem nowego życia... - widać było z daleka, że nawet jeżeli naprawdę w to wierzą, to i tak nikt nie może się z tym pogodzić. Nie ma się co dziwić. T'challa również przysłuchiwał się wiadomością. - Dorwę tego Barnesa.

- Wasza wysokość, proszę mi pozwolić, ale na pewno go znajdą i zajmą się nim samemu - powiedział Nat.

- Chyba, że zrobię to pierwszy - oznajmił i oddalił się od całego zamieszania znikając za zakrętem jakiegoś bloku. 

- Co on może zrobić? - zapytała nastolatka. 

- Nie jestem pewna, ale wiem, że pilnie trzeba zadzwonić do Steve'a - powiedział, po czym szybko wyciągnęła telefon. Odebrał. - Doskonale wiem, o czym myślisz i nawet się nie wasz. Wiem, że to twój przyjaciel, ale tym razem wszystko pójdzie lepiej, gdy najprościej na świecie to zostawisz. Rozumiesz?

- Rozumiem - powiedział Rogers przez telefon. Sophie jednak wyczuła jego sarkazm, którego używał tak rzadko, że totalnie mu to nie wychodziło.

- Nie rozumie, daj mi go - powiedział Sophie, po czym wzięła telefon od Natashy. - Dobra, to teraz masz mnie słuchać. Ten protokół to totalne gówno, przyznaję, ale nie goń za Barnesem. Pogorszysz sytuację, a już jest kiepska. Chociaż raz odpuść i daj mi go załatwić samemu!

- Co proszę? - powiedziała Nat.

- Co proszę? - w tym samym czasie powiedział Steve przez telefon. 

- To co słyszycie. Barnes jest mi coś winien. Nawet jeżeli nie pamięta. A przez niego powiedziałam do księcia Wakandy, że może mówić, że na niego poleciałam! A teraz Steve, słuchaj uważnie. Zajmę się tym sama. I tak nie jestem Avengersem. A ty już tak. Jesteś na Czarnej Liście ponad stu krajów, a jak zaczniesz chronić Barnesa to jeszcze będziesz podkreślony na czerwone u T'challi. Nie radzę, jest zły. I ja też. I wy wszyscy wiecie, co potrafię zrobić, gdy jestem zła - powiedziała. Rozłączyła się, oddała telefon Nat i pobiegła w stronę gdzie zrobiono Barnesowi zdjęcie. 

- Żartujesz? Zrobisz mu pościg? Już raz miałam z nim do czynienia i....

- Ja też. Ale przegrałam. Chcę rewanżu. 

 - Sophie, nawet nie próbuj! Nie pokonasz go!

- Steve też nie. Agenci z rządu też nie. Nikt go nie pokona. To Zimowy Żołnierz. Najlepszy morderca na przestrzeni wieków. Mimo to, lubię wyzwania. 

- Ona sobie kiedyś krzywdę zrobi...

Dziewczyna wbiegła w ten sam zakręt, co T'challa kilkadziesiąt sekund temu. Zrzuciła z siebie niewygodny płaszcz i biegła. Szła po ulicy oglądając, czy nie zauważy nic podejrzanego, a tu proszę. Federalni jadą w stronę jakiegoś wieżowca. Skontaktowała się z Friday.

- Namierzaj mi tą ciężarówkę - powiedziała do słuchawki. 

- Oczywiście, ale czy uważasz to za słuszne wyjście? - zapytała Friday.

- Nie w stu procentach, ale co mi tam.

- Twoja nagła zmiana zachowania mnie zmartwiła. 

- Dojrzewam - powiedziała. 

- Uważam, że twój okres dojrzewania zakończył się już... Pojazd się zatrzymał przy jednym ze starszych bloków miasta - przerwała sama sobie swoją wypowiedź, po czym podała nastolatce dokładny adres. 

- Mam Cię Barnes.


- To nie byłem ja - powiedział Bucky do Steve'a.

- Wiem, wierze Ci, ale policja jest innego zdania. Zaraz tu wparują i... - Rogers nawet nie dokończył, a jego prorocznia stała się prawdą. Federalni zaatakowali Barnesa i Rogersa z broniami w rękach, zaczynając od granatu.

Po krótkiej walce na klatce schodowej Zimowy Żołnierz wyskoczył z budynku na dach innego, niższego. A tam zastał... no właśnie, kogo?

- Steve własnie miał również zeskakiwać, ale zatrzymała go Sophie.

- Rogers! - krzyknęła, a ten spiął się ze strachu i odwrócił. Czy bał się dziewczyny? Nie. Czy bał się Sophie, gdy ktoś lekceważył jej prośby? Tak. Wtedy każdy się jej bał. 

- Wystraszyłaś mnie - powiedział niewinnie.

- Bać to ty się mnie powinieneś dopiero teraz. Jak nie przestaniesz go ścigać, to dobiorą Ci się do skóry. Tego chcesz? Pożegnać się ze swoją tarczą i dobrym imieniem? Wyobraź sobie, że staniesz się złoczyńcą. Kapitan Ameryka nie może być zły. Działasz w imię ojczyzny i prawa!

- A przede wszystkim honoru.

- Będziesz się bronić honorem przed sądem? Słuchaj, honor, godność, wiarę i nie wiem co Cię tam jeszcze napędza, ale póki co trzeba to odłożyć na bok.

- Nie mam czasu na pogawędki.

- Ja też nie - powiedziała, po czym strzeliła w niego prądem w nogi i w głowę. Dwóch naraz nie obroni. Tylko kucnął. Aha. Czyli nic to nie da. No to jeszcze dwa razy po nogach. Sophie obróciła się, żeby sprawdzić jego cel, ale w tym momencie Steve przyłożył jej tarczą w brzuch. Eh, przypominają się stare czasy... 

- Steve!

- Przepraszam! - odkrzyknął i wyskoczył z budynku. Nagle na niebie pojawił się Sam. 

Ten nowy był całkiem niezły. Mimo to ostatecznie nie wygrał. 

- Sophie, Sophie jesteś tam? - ze słuchawki słychać było głos Starka.

- Tak, jestem - odpowiedziała.

- Świetnie. Wiem, że nie jesteś za protokołem, ale...

- Złapię Steve'a i Bucky'ego nie przejmuj się. A wiesz coś na temat tego nowego? - zapytała wyskakując z budynku na dach tego, na którym przed chwilą walczyła trójka mężczyzn. 

- Niestety nic. Wzywam też Rhodey'a.

- Okej - powiedziała i zakończyła połączenie. 

Udała się w stronę autostrady znajdującej się na samym środku miasta. Cały czas wylatywały stamtąd samochody i były jakieś wybuchy, więc to muszą być oni. Zatrzymała jakiegoś faceta, co jechał na motorze i wzięła od niego pojazd. Oczywiście jak to dla niej - był za wolny. 

Zbliżała się już do chłopaka przebranego za kota, stuletniego blondyna, latającego wojskowego i staruszka z amputowaną ręką. Zgrana ekipa. 

Wyminęła już Steve'a, który tylko posłał jej zawiedzione spojrzenie. Była coraz bliżej Barnesa, który w pewnym momencie wyrwał jej motor. Złapał za kierownice, ona spadła z motoru, a on jak gdyby nigdy nic pojechał dalej.

- Kur...

Sophie: Duchy Przeszłości || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz