6. Minerva McGonagall

1.8K 353 152
                                    

Claus wkrótce się przekonał, że Marsel był tylko czubkiem góry lodowej.

Choć miewał dla Atheny mniej czasu przez naukę do SUM-ów, widział, że z jakiegoś powodu zaczęła być oblegana przez mniej lub bardziej zaangażowanych adoratorów. Niektórzy zapraszali ją do Hogsmeade, inni próbowali przekupić prezentami, listami czy kwiatami, jeszcze inni odważali się tylko patrzeć na nią z daleka, ale i tego nie dało się nie zauważyć.

Flynn nie rozumiał zdziwienia kumpla. Twierdził, że widać było przecież, że Athena była, jak to ujął, "bez wątpienia najładniejsza spośród Krukonek", poza tym nazwisko Black wciąż wywoływało pewien respekt i kojarzyło się z prestiżem. Co więcej, odkąd imię Syriusza zostało oczyszczone, wiele osób uznawało go za kogoś niesamowicie odważnego i zdolnego za jego ucieczkę z Azkabanu. Flynn uważał, że właśnie te faktory stały za popularnością Atheny.

Apogeum tych sytuacji przypadło tuż przed świętami. Pod koniec śniadania w Wielkiej Sali Noctua, ale też kilka innych sów zrzuciło Athenie kilka listów i dwie paczki, w większości czerwone i różowe, na które dziewczyna nawet nie wiedziała, jak zareagować.

- I to wszystko do ciebie? - zapytał Claus, patrząc wielkimi oczami na stosik poczty, który Athena ułożyła przed sobą.

- Ty się jeszcze dziwisz? - wtrąciła niewzruszona Perrie.

- No masz... - Athena westchnęła, przy czym wyglądała na zakłopotaną. - Tata mi wiele razy opowiadał o tym, że miał wielbicielki, no ale ja nie wiem, co z tym zrobić. Co ja mam im wszystkim powiedzieć? Tak wprost ich odrzucić?

- Jak to odrzucić? - zapytała Perrie. - Może tu będzie coś od kogoś, kto ci się podoba.

- Ale mnie się nikt nie podoba na ten moment.

Na te słowa Claus automatycznie uniósł głowę znad swojego talerza. Wpatrzona w swoje listy Athena tego nie zauważyła, lecz zauważyła to Perrie, która od okresowego incydentu coraz mniej wierzyła w tamtą przyjaźń.

- Nie wiem, później to ogarnę - stwierdziła Krukonka ostatecznie. - Dziś mam przede wszystkim ochotę pograć z tobą w szachy - dodała nagle w stronę Clausa, który uśmiechnął się szeroko.

- W szachy zawsze. Zapraszam. Zaraz po nie pójdę.

- Nie, ja pójdę. - Athena wstała od stołu, a następnym jednym ruchem różdżki uniosła wszystkie swoje podarunki w powietrze. - Muszę to zanieść do dormitorium tak czy siak.

Kiedy Athena wróciła do Wielkiej Sali, ta znacznie opustoszała, jedzenie zniknęło, a za oknami i na suficie, choć było jeszcze dość wcześnie, zrobiło się ciemno. Śnieg sypał obficie, a Wielką Salę oświetlały światełka i dekoracje umieszczone wszędzie, gdzie tylko sięgał wzrok - od razu wyczuwało się atmosferę nadchodzących świąt.

W pomieszczeniu zostało kilkanaście osób, w tym kilka przy stole Krukonów, do których należał Claus. Siedział z dala od innych, czekając na przyjaciółkę niecierpliwie. Athena przyniosła jego ulubiony zestaw szachów czarodziejów - biało-miętowy - a oboje po szybkim losowaniu stron zaczęli grę. Ledwie zdążyli wykonać po kilka ruchów, gdy ktoś stanął tuż za Atheną.

- Dzień dobry, moi drodzy.

Oboje odwrócili głowy i zobaczyli starszą czarownicę w okularach i pięknej, szkarłatnej szacie.

- O, profesor McGonagall. Dzień dobry - przywitała się Athena, a Claus zaraz za nią. Kobieta uśmiechnęła się, po czym rzuciła okiem na ich szachownicę.

- Nigdy nie sądziłam, że zobaczę Blacka i Lupina wspólnie grających w szachy, a jednak życie nie przestaje zaskakiwać.

- Jak to? - zapytał zdumiony Claus. - Przecież nasi ojcowie przyjaźnią się od zawsze.

- Zgadza się, panie Lupin, ale ojca panny Black raczej nigdy nie widziałam z szachami w rękach. - McGonagall poprawiła swoje okulary. - A widziałam go z wieloma rzeczami. W tym żywymi stworzeniami.

Athena zaśmiała się w głos, co zdawało się rozczulić kobietę.

- Ten sam śmiech, co on. Nasłuchałam się go tyle... Szczerze, gdy na panią patrzę, panno Black, to wciąż ciężko mi uwierzyć, że jest pani jego córką.

McGonagall nie mówiła tego tylko ze względu na to, że Syriusz nigdy nie kojarzył się jej z odpowiedzialnością. Chodziło też o imię dziewczyny, które, jak zdradził jej Black, po części było inspirowane profesorką, nazwaną właśnie po rzymskiej odpowiedniczce bogini Ateny.

- Mogę zapewnić, że z tego co słyszę ze starych opowieści, to się nie zmienił.

- Och, na pewno. Dziwię się, że pani jest taka spokojna, bo pan Lupin to akurat...

- Ona nie jest spokojna, pani profesor - wtrącił Claus z wyszczerzem na twarzy, na co Athena popatrzyła na niego ze zdradą w oczach.

- Lupin!

McGonagall miała wrażenie, że się wzruszy. Czuła, jakby przeniosła się kilkanaście lat wstecz, gdy uczyła rodziców tych dwojga.

- Pani mama wcale nie była spokojna - wtrąciła McGonagall. - Oczywiście, nic to w porównaniu do Syriusza, ale razem lądowali u mnie na szlabanach. Choć prawdą jest, że Wendy zawsze za to, że broniła słabszych, choć czasem radykalnymi metodami... Zupełnie mnie nie zdziwiło, że została Aurorem.

- Moi rodzice opowiadali mi o tych szlabanach. Bardzo dobrze je wspominają - odpowiedziała Athena, na co McGonagall uśmiechnęła się ponownie.

- Nie wątpię, skoro są teraz małżeństwem - stwierdziła. - A pan, panie Lupin... Wypisz wymaluj ojciec. Tylko pewniejszy siebie.

Claus uśmiechnął się delikatnie, bo był to dla niego duży komplement. Jego rodzice byli dla niego autorytetami.

- Nie chcę wam więcej przeszkadzać... Ale serce się raduje, gdy was widzę razem, bezpiecznych i szczęśliwych. Miłej gry, moi drodzy.

- Dziękujemy - odparli jednocześnie, a gdy McGonagall zniknęła już im z pola widzenia, Athena parsknęła śmiechem.

- Wiesz co? McGonagall chyba myśli, że my jesteśmy razem.

Na te słowa Claus o mało nie zakrztusił się własną śliną.

- Tak sądzisz?

- No to ostatnie powiedziała, jakbyśmy co najmniej mieli wziąć ślub. Albo tak mi się wydaje.

Claus poczuł się, jakby coś ścisnęło go w żołądku. Nie był pewien, co Athena miała przez to wszystko na myśli.

- Albo nasi rodzice jej coś powiedzieli...

- Możliwe. A zresztą, nawet jak tak myśli, to może być śmiesznie.

- Tak... Śmiesznie - powiedział Claus, zanim sam się nad tym w ogóle zastanowił. Athena wyraźnie nie przejmowala się tamtą rozmową tak bardzo, jak on, bo spojrzała z powrotem na szachownicę i powiedziała tylko:

- No to... Pion na D pięć.

Stara miłość nie drzewiejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz