24. Jaki ojciec, taki syn

1.6K 337 196
                                    

Z nieocenioną pomocą rodziców Athenie udało się zasnąć. Wendy szczelnie otuliła ją kołdrą, zupełnie tak, jak robiła to, gdy była jeszcze małą dziewczynką, dorzuciła jej nawet maskotkę, którą wyczarowała poprzez przetransmutowanie małej poduszki. Zostawiła ją w pokoju ze zgaszonym światłem, lecz przepełnionym błękitną poświatą - przy jej łóżku czuwał nie jeden, a dwa Patronusy będące psami.

Syriusz chciał tam czatować jako trzeci pies, jednak po tym, jak wyczarował swojego Patronusa Wendy go stamtąd wyciągnęła, by opowiedzieć mu to, co usłyszała od córki. Mężczyzna (wciąż w samym szlafroku), z którym usiadła w ich salonie z mugolskim telewizorem, wyglądał na oburzonego, ale jednocześnie niezaskoczonego.

- Jaki ojciec, taki syn. Z Ether było to samo. - Syriusz pokręcił głową, opierając się o czarny podłokietnik.

- Sugerujesz, że on ją kocha?

- Oczywiście, że tak! - krzyknął Syriusz, wiedząc, że jego żona prewencyjnie rzuciła już zaklęcia wyciszające. - Lupini tak mają. Jakby jej nie kochał, toby się z nią nie kłócił.

Wendy przemyślała to chwilę, wpatrując się tępo w spory telewizor, w którym leciał przedświąteczny program.

- Trochę pokręcona logika nawet jak na ciebie - stwierdziła po namyśle.

- Ale tak jest! "Najlepsi przyjaciele" nie kłócą się o dziewczynę jednego z nich.

Wendy westchnęła, bo nie miała już na to żadnego argumentu.

- Wierzę, że się pogodzą... Zawsze się dogadywali.

- Oj, ja na pewno o to zadbam, żeby się pogodzili - syknął Syriusz.

- Ale nie idź z tym do Clausa, oni będą musieli to wyjaśnić sobie sami. Ważniejsza jest inna sprawa, Syriusz... Ona zemdlała w pracy, jak mówi, z przepracowania, ja po prostu...

- Pieprzone Ministerstwo. Ma rzucić tę pracę natychmiast.

- Też tak uważam.

- Poza tym, to nie tak, że nam brakuje pieniędzy - ciągnął Black. - To moje odszkodowanie z Azkabanu starczy jej nawet na...

- Syriusz, ale znasz naszą córkę - przerwała mu Wendy, susząc przy tym swoje włosy za pomocą różdżki. - Ona nie będzie chciała żyć na naszym garnuszku. Poza tym, ona jest głodna wiedzy, doświadczenia...

- Że też tę chęć pracy musiała odziedziczyć po tobie. - Syriusz pokręcił głową zrezygnowany, za co Wendy pstryknęła go w nos.

-  To teraz kolejna sprawa... Kto z nas się pofatyguje po rzeczy Thenie i Noctuę? Ona się o nią martwi, a ucieszy się, jak ją rano zobaczy. Poza tym, ona musi zostać u nas przynajmniej do świąt.

- Już się zbieram, królowo. - Syriusz wstał i ruszył do wyjścia z pokoju, pozostawiając Wendy z uśmiechem na twarzy.

- Aczkolwiek oczekuję za to pewnej nagrody... - zawołał gdzieś z domu po chwili.

- Syriusz! Przecież to dla naszej córki!

- Dla naszej córki ty też możesz się ruszyć! A teraz ja robię robotę za nas dwoje! - odkrzyknął, na co Wendy złapała się za głowę.

- Czemu ja za niego wyszłam? Czemu to zrobiłaś, Wendy? Trzeba było siedzieć w Grecji i wylegiwać się na wyspie...

- Uwielbiasz mnie.

W tym samym czasie Claus też już spał, nie zdążywszy jeszcze ochłonąć. Wciąż był wściekły, nie docierało nawet do niego, że poniekąd wyznał Athenie - jak uważał, dawną - miłość. Po prostu nie chciał uwierzyć w to, że pierwsza osoba, która szczerze się nim interesowała była oszustką. Wtedy był jeszcze pewien, że Athena zrobiła się zazdrosna, ewentualnie sama sobie to wmówiła...

Następnego dnia Claus wyjaśnił rodzicom, że przeprasza ich za wczorajszą postawę, i że po prostu miał gorszy dzień, o którym nie chciałby rozmawiać. Ci zrozumieli, choć Remus szepnął żonie, że czuł, że syn nie mówił ich całej prawdy. Oboje nie mieli jednak szansy na przepytanie go, bo szybko wypadł z domu, by spotkać się z Lianą u niej w mieszkaniu.

- A co ty taki smutny? - zapytała brunetka, ujmując jego twarz w dłonie, gdy siedzieli w jej urządzonej na fioletowo kuchni.

- Miałem wczoraj zły dzień - przyznał Claus, opierając się o parapet. Za nim znajdowało się okno wychodzące na widok nie za wysokich zabudowań na obrzeżach Londynu.

- Oj... No chodź, nikt nie pocieszy cię tak, jak ja - powiedziała, a następnie złożyła krótki pocałunek na jego ustach.

- Dziękuję - odparł, starając się uśmiechnąć, jednak gdy to zrobiła, nagle poczuł się gorzej.

Ten pocałunek był tak krótki... Tak jak jego pierwszy w życiu, z inną dziewczyną.

Claus poczuł ukłucie w sercu. Patrzył na Lianę, ale przed oczami miał wtedy Athenę - tę ze łzami w oczach, gdy mówił jej, żeby zostawiła go w spokoju. Po raz pierwszy od minionego wieczoru dopadły go wyrzuty sumienia, lecz starał się je od siebie odgonić.

- Może coś zjesz? - zaproponowała Liana, odchodząc do niego, by rozejrzeć się po własnej kuchni. - Mam jabłka na przykład...

Clausowi stanęła gula w gardle, którą natychmiast przełknął.

Jabłka, ze wszystkich możliwych owoców... Czy los chciał się w ten sposób na nim zemścić?

- Nie, dziękuję. Jakoś... Nie mam ochoty - odparł głośno, odchrząknąwszy.

Liana wróciła do niego i spojrzała my prosto w oczy - te jej naprawdę były przeszywające, a choć minął już miesiąc, chłopak wciąż się do tego nie przyzwyczaił.

- A może... - Zarzuciła mu ręce na szyję. - Masz ochotę na mnie? - zapytała cicho.

Chłopak rozdziawił usta.

- Słucham?

Choć oczywiście wiedział, o co chodziło, trochę nie wierzył w to, że o to zapytała - wydawało mu się to stanowczo za wcześnie.

- Oj, Claus, ile masz lat? - Liana przewróciła oczani. - Chyba że... Ubiorę się tak na święta, co? Tylko we wstążkę. Bo razem je spędzamy, prawda?

- Ja właściwie chciałem spędzić święta z rodzicami, nie widziałem ich długo... - zaczął Claus, jednak tracił wiarę w swoje słowa, gdy uświadomił sobie, że święta raczej nie odbędą się bez Atheny i jej rodziców. Nie wyobrażał sobie, że miał ich wtedy spotkać, zwłaszcza jej ojca, który był przecież jak jego drugi...

- Ach, tak, zrozumiałe... - Liana pokiwała głową. - Masz rację, idź do rodziców, chociaż będę za tobą tęsknić.

- Wytrzymasz - powiedział Claus z małym uśmiechem, który dziewczyna odwzajemniła, nawet jeśli on sam wątpił, czy przeżyje te święta.

- Dostanę za to jakiś ładny prezent? - zapytała, a do Lupina po raz kolejny wrócił ból w sercu i słowa Atheny. Nadal nie chciał jednak wierzyć w to, co mu powiedziała, przecież nie znała nawet Liany...

- Pewnie - odparł, za co obdarzyła go kolejnym pocałunkiem.

- Ty jesteś taki uroczy, nie znam drugiego takiego faceta... - powiedziała, trzymając ręce na jego twarzy. - Mam nadzieję, że już zawsze będziemy tak razem.

Claus nawet nie wiedział, jak na to odpowiedzieć. Z tyłu głowy miał wciąż słowa Atheny, a im częściej je sobie przypominał, tym bardziej go bolało i tym dłużej zastanawiał się, czy nie doprowadzić do konfrontacji. Z drugiej strony... Liana nie robiła nic złego, więc dlaczego miałby ją nagle oskarżać i niszczyć swój dopiero co rozpoczęty związek?

- Zrobię ci kakao, co? Lubisz, prawda? - zapytała, co wyrwało go z zamyślenia.

- Byłoby świetnie. - Uśmiechnął się, bo przecież zawsze chętnie pił kakao.

Athena często mu je robiła...

- No, na pewno poczujesz się lepiej, bo taki małomówny dzisiaj jesteś. - Pogłaskała go po głowie. - I nie przejmuj się tym, czym się tak przejmujesz, na pewno nie warto.

Claus pokiwał głową, ale w środku czuł, że to wcale nie będzie takie proste.

Stara miłość nie drzewiejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz