Epilog

1.6K 297 152
                                    

Athena Lupin
Brytyjski Wiceprzedstawiciel Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów

Claus uśmiechnął się sam do siebie, gdy przeczytał ten napis na złotej tabliczce przyczepionej do czarnych drzwi w Ministerstwie Magii. Powody miał dwa: był dumny z tego, co jego żona osiągnęła, a do tego wciąż jeszcze trochę nie dowierzał, gdy widział ją ze swoim nazwiskiem. Od ślubu minął już prawie rok, lecz on czasami wciąż jeszcze nie wierzył, że gdy wracał do domu, to wracał właśnie do żony, i to z ulubionej pracy, tak, jak kiedyś mu się tylko marzyło. W zasadzie... Mogli już nazwać się rodziną.

Normalnie tego nie robił, lecz tamtego dnia szybciej skończył pracę, więc specjalnie po nią przyszedł; chciał zrobić jej niespodziankę.

Kiedy Athena, wkładająca wszystkie dokumenty do odpowiednich szafek, usłyszała pukanie do drzwi, przewróciła oczami. Miała już wychodzić, była naprawdę zmęczona, zresztą już od kilku dni... A ktoś jednak musiał przyjść.

Nie miała wyboru. Przybrała szeroki, choć sztuczny uśmiech, usadowiła się prosto przy swoim biurku, a następnie zawołała:

- Proszę!

Drzwi otworzyły się bardzo wolno, niepewnie, aż w środku pojawiła się znajoma... Głowa.

- Dzień dobry, czy mogę porwać panią przedstawicielkę...?

- O ty! - zawołała rozanielona Athena, czując, jak zmęczenie i irytacja znikają bezpowrotnie. Oderwała się od biurka, po czym natychmiast podbiegła do męża, by z radością rzucić mu się na szyję.

- Co ty tu robisz? - zapytała, szczerząc się od ucha do ucha, co i jemu zmiękczało serce.

- Jak to co robię? Skończyłem wcześniej pracę i przyszedłem porwać przedstawicielkę.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę - odparła, obdarowawszy go pocałunkiem w policzek. - Już myślałam, że ktoś przyszedł okrutnie... - Rzuciła okiem na zegarek. - Dwie minuty przed końcem mojej pracy.

- Zbieraj się, pójdziemy na jakiś dobry obiad. Może standardowo do herbaciarni?

Podekscytowana Athena pokiwała głową, odsyłając ostatnie dokumenty na miejsce za pomocą różdżki.

- Aleś trafił, bo... Ja też mam dzisiaj dla ciebie niespodziankę.

- Zamieniam się w słuch.

- Nie, jeszcze nie teraz - zastrzegła, po czym z poczuciem ulgi rozwiązała spięte w koka włosy. - Musisz jeszcze chwilkę poczekać... - dodała, uśmiechając się do niego szelmowsko. Claus w tamtej chwili nie miał nawet najmniejszego pojęcia, co dziewczyna tak naprawdę chciała mu przekazać.

Kilkanaście minut później oboje byli już w domu; stwierdzili, że tam zjedzą zamówione jedzenie, nawet na łóżku, odpoczywając po pracy - na tym ostatnim szczególnie zależało Athenie, choć to akurat nie praca najbardziej ją wykończyła.

Już w wygodnych ubraniach, oboje ułożyli się na łóżku, wzięli tam jedzenie i włączyli telewizor. Claus już chciał zabrać się za swoją porcję, gdy Athena zatrzymała jego rękę z widelcem.

- Czekaj... Zanim zaczniesz jeść, to może niespodzianka.

- A to nie mogę przy tym jeść?

- Nie chciałabym, żebyś się zadławił.

Chłopak uniósł brwi.

- Zaczynam się chyba martwić...

- Nie, nie masz czym - przekonywała, po czym prędko wstała z łóżka, a Claus posłusznie na moment odłożył jedzenie. Gdy Athena wróciła do niego chwilę później, w rękach trzymała drewniane jabłko, to samo, w którym on ukrył pierścionek zaręczynowy.

- Oświadczasz mi się? - zapytał rozbawiony. - Jest jakiś wyższy poziom, niż małżeństwo?

Athena nie podzielała jego rozbawiania. Usiadła naprzeciw niego po turecku i uśmiechnęła się szczerze.

- Claus, ja wiem, że to zmieni nasze życie... Ale liczę, że ucieszysz się tak bardzo, jak ja.

- Czekaj, bo teraz już całkiem mnie straszysz...

Dziewczyna podała mu jabłko, a bicie serca jej znacznie przyspieszylo.

- Po prostu otwórz.

Choć zupełnie zdezorientowany i gdzieś w środku nieco zestresowany, Claus nie miał powodów, by jej nie ufać. Rozłupał jabłko na pół tak, jakby to robił z prawdziwym owocem, a z niego wypadł...

- Smoczek? - powiedział Claus, bo zupełnie nie tego się spodziewał, po czym zrozumiał natychmiast. - Jesteś w ciąży?! - wydusił, a z szoku biały smoczek wypadł mu z ręki.

Athena pokiwała głową, a on złapał się za głowę, próbując zrozumieć, że to wszystko działo się naprawdę. Patrzył na nią z rozdziawioną buzią, przy czym okulary same spadały mu z nosa.

- Dowiedziałam się tydzień temu - mówiła dziewczyna, chcąc go w ten sposób wyrwać z szoku. - Wybacz, że nie powiedziałam ci od razu, ale natychmiast poszłam do uzdrowicielki... Pamiętasz, mówili mi, że możliwe, że nie będę mogła zajść w ciążę... A teraz... Teraz wiem na pewno, że się udało.

Wtem do Clausa wreszcie dotarło. Rzucił się na ukochaną, przytulając ją jak najmocniej, całując przy tym każdy skrawek jej twarzy.

- Jestem tak szczęśliwy, że nawet nie umiem ci tego opisać - powiedział, a głos natychmiast mu się załamał. Zaczął łkać, płakać jak dziecko, czego w żaden sposób nie potrafił uspokoić.

- Ojeju, kochanie... - Athena otarła jego łzy. Spodziewała się, że zareaguje emocjonalnie, lecz nie, że aż tak.

- To z radości, zapewniam cię - mówił wciąż zapłakany. - Nasi rodzice też oszaleją... Mówiłaś już im?

- Nie, nie! Tata... Tata musiał wiedzieć pierwszy.

Gdy Claus usłyszał słowo tata, rozkleił się jeszcze bardziej i wrócił do całowania żony w marnej próbie uspokojenia się. Będą rodzicami - a poza tym nie istniało już nic, co mogło go bardziej ucieszyć.

Trzeciego maja następnego roku na świat przyszedł Atlas Alphard Lupin.

Stara miłość nie drzewiejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz