36. Nieśmiałkowe dziecko

1.3K 292 95
                                    

- I co? Atmosferę szlag trafił, prawda? - zapytał Claus po tym, jak emocje związane z nagłą wizytą Syriusza już nieco opadły.

- No... Troszeczkę - przyznała Athena, usadawiając się tuż obok niego. - Ale cieszę się, że to się stało.

- Co?

Athena oparła się o jego wciąż nagie ramię i wtuliła się w rozgrzane ciało Clausa od boku.

- Wiesz, czuję, że... Przy tobie nie mam się czego wstydzić. Bo w sumie... Wiem, że mnie nie wyśmiejesz. Ani nie wykorzystasz.

- Oczywiście, że nie - zapewnił od razu, na co ona uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy.

- A to daje mi... Chęci i ekscytację na kolejny raz. - Prędko pocałowała go w usta. - Tylko zamkniemy drzwi.

- Na pewno zamkniemy drzwi - zapowiedział Claus, by następnie ująć jej twarz w swoje dłonie i oddać pocałunek, tym razem przepełniony czułością - i tylko na czułości tamtej nocy poprzestali.

Następnego dnia Athena miała tylko papierkową robotę, dlatego już tego dnia Claus postanowił zabrać ją na plantację. Deportowali się wspólnie do odgrodzonego białym płotem, zabezpieczonego przed mugolami "lasu" pełnego przeróżnych rodzajów drzew. Zostały one posadzone w czterech długich rzędach po kilkadziesiąt drzew różnych rozmiarów i kolorów. Do tego przy każdym z nich ustawiona była tabliczka informacyjna. Gdzieś w kącie potężnej zagrody znajdował się niewielki, brązowy budynek, w którym, jak wyjaśnił Claus, znajdowały się wszelkie potrzebne do dbania o drzewa narzędzia.

- No tu to jest magicznie... - przyznała Athena, próbując ogarnąć to wszystko wzrokiem, gdy podeszli do budynku.

- Teraz jeszcze nie do końca - mówił Claus, wyciągając z płaszcza klucze. - Zobaczysz, jak przyjdzie kwiecień, maj, czerwiec... Będzie tu przepięknie.

Claus już chciał przekręcić klucz w małych drzwiach, gdy nagle one otworzyły się same, a ze środka wyszła elegancka kobieta o krótkich, brązowych włosach.

- Dzień dobry, Claus.

- O, dzień dobry, pani Lee - powiedział zaskoczony, robiąc kilka kroków w tył, by tamta mogła wyjść. - Athena, to jest Noelle Lee, właścicielka plantacji - dodał w stronę równie zdumionej dziewczyny. Obie czarownice wymieniły grzeczne kiwnięcia głową.

- Przyprowadziłem dziś moją dziewczynę, żeby pokazać jej, nad czym tu pracuję. Mam nadzieję, że to nie problem - dodał w kierunku kobiety, na co ta od razu machnęła ręką, po czym poprawiła swój jasnobrązowy płaszcz.

- Oj, oczywiście, że nie. Ta plantacja jest prawie że twoja, Claus. My mamy tyle pracy ze zwierzętami ostatnio... Ja wpadłam tylko zobaczyć, czy wszystko w porządku, ale z daleka widać, że zatrudniłam profesjonalistę.

- Schlebia mi pani - powiedział Claus nieśmiało, poprawiając okulary.

- I dżentelmen do tego... - Noelle pokręciła głową z niedowierzaniem. - Gdybyś nie miał tej pięknej dziewczyny, zeswatałabym cię z moją córką, Jenną.

- Oho, mam być zazdrosna? - zapytała rozbawiona Athena, trącąc chłopaka łokciem.

- No co ty...

- Spokojnie, ona jeszcze jest w Hogwarcie - ciągnęła Noelle. - Na razie woli bić chłopców niż się z nimi umawiać. W każdym razie, ja będę się zbierać, miłego zwiedzania wam życzę... Z doświadczenia mogę powiedzieć, że nieśmiałki to świetni partnerzy na randkę. - Wypowiadając ostatnie słowo, puściła im oczko, a następnie się deportowała.

- Fajna ta twoja szefowa. - Athena założyła ręce na piersi. - I ładna też...

- Thenie, przestań, ona ma męża i córkę. I jest z dwadzieścia lat starsza od...

Dziewczyna pacnęła go w ramię, śmiejąc się.

- Żartuję przecież. Pokazuj mi te twoje drzewa!

Uśmiech zagościł na twarzy Clausa; nie potrzebował już powtarzania. Wyjął z budynku gruby notes, pióro samopiszące, a następnie machnął różdżką, by lewitowały za nim. Ruszył na pierwszą alejkę po prawej, a Atheba tuż za nim.

- Najważniejsza jest nspekcja wszystkich drzew. Codziennie chodzę i sprawdzam, jak ma się każde z nich, a także nieśmiałki. Jeśli ich liczba maleje, to zazwyczaj oznacza, że drzewo jest chore. No i to magiczne pióro notuje wszystko, co mówię...

Claus podszedł do pierwszego drzewa, nie przestając się uśmiechać, a Athena nie mogła się na niego napatrzeć. Od zawsze wiedziała, że kochał drzewa i widziała, że to wszystko sprawiało mu ogromną radość. Takiego wesołego Clausa mogłaby słuchać godzinami.

- To jest dąb, jak widzisz. - Wskazał na tabliczkę, na której znajdowała się nazwa drzewa, a także data jego zasadzenia i stale zmieniające się informacje o liczbie nieśmiałków. Co więcej, z tabliczki można było wyczytać ostatnie podlewanie, nawożenie, a nawet liczbę różdżek, które jak dotąd z gałęzi danego drzewa powstały.

- I w nim mieszka sporo nieśmiałków, właśnie tu, w tej małej dziurze w konarze... - mówił, zaglądając do niewielkiej dziupli. Po chwili Athena zobaczyła wystający z niej listek, który od razu ją rozczulił.

- Są. - Claus uśmiechnął się pod nosem, a następnie odwrócił się do dziewczyny. - Pamiętaj, że musisz być spokojna. Są bardzo płochliwe.

- Jasne - szepnęła podekscytowana Athena.

- Cześć, malutkie... - mówił Claus tak, jakby mówił do dzieci. - Pokażecie mi się?

Po chwili czekania z dziupli wyłoniła się mała, liściasta kreatura, której Claus zaoferował swoją dłoń.

- Spokojnie, spokojnie... - powiedział, gdy nieśmiałek zaczął piszczeć niepewnie. - Pokażę cię komuś, dobrze? - zapytał, gdy stworek powoli zaczął przechodzić na jego dłoń, wyraźnie mu ufając.

- Zobacz - szepnął do Atheny, powoli wyciągając do niej rękę z nieśmiałkiem.

- Cześć, mały... - powiedziała wpatrzona w stworka. - Jest piękny, przepiękny, ojeju...

Athena pierwszy raz widziała nieśmiałki na żywo i nie potrafił ukryć swojego zafascynowania. Jawiły się jej wtedy jako najpiękniejsze i najsłodsze stworzenia na świecie.

- Weźmiesz go? - zapytał Claus, na co ona rozdziawiła usta.

- Myślisz, że mogę?

Chłopak pokiwał głową, a następnie najdelikatniej jak potrafił przekazał nieśmiałka na dłonie dziewczyny. Athena zapowietrzyła się na moment.

- Jeju, mogłabym mieć takiego jako dziecko. No spójrz tylko na niego. Wszystko bym dla niego zrobiła.

Choć nieśmiałka w istocie można było oglądać godzinami, Claus nie patrzył na niego, a na Athenę, w której oczach widział szczery zachwyt i rozczulenie. W istocie, mogłaby tak patrzeć na własne dziecko... Poczuł motyle w brzuchu, gdy pomyślał, że w zasadzie to nie było niemożliwe - i że to nawet on mógłby być tego dziecka ojcem...

Musiał wreszcie skończyć to, co przygotowywał. Musiał wiedzieć, czy zostanie jego żoną.

Stara miłość nie drzewiejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz