31. Gdy Claus jednak polubił śluby

1.7K 329 22
                                    

Po rozłożeniu wszystkiego Claus podziękował Billowi za pomoc, a następnie udał się do kwiaciarni. Najwyższy czas było spełnić jego obietnicę i dać jej to, co, jak uważał, powinien był jej dać już dawno.

Stawił się pod drzwiami Grimmauld Place z największym bukietem, jaki zdołał unieść, mieszanką kilku rodzajów kwiatów w odcieniach różu i bieli. Kiedy Athena otworzyła mu drzwi, nawet jeśli on sam miał do nich klucze, odebrało jej mowę.

- No czeeeść - powiedział Claus, który nie widział jej jeszcze tamtego dnia; specjalnie wyszedł, gdy jeszcze spała, by zrobić sobie i jej niespodziankę. - To dla ciebie - powiedział, oferując jej kwiaty.

Athena przyjęła je, przyglądając się im, jakby były największym cudem świata.

- Pierwszy raz chyba... Dostaję od ciebie kwiaty.

- I nie ostatni - zapewniał.

Athena patrzyła jeszcze na nie przez chwilę, wyraźnie zakłopotana, aż wreszcie zaśmiała się nerwowo.

- Powiedz mi, dlaczego się denerwuję, skoro my dosłownie ze sobą mieszkamy i znam cię od zawsze? - zapytała, będąc w stanie usłyszeć bicie własnego serca w swoich uszach.

- Miłość jest taka trochę durna. Ja też się denerwuję - przyznał Claus zgodnie z prawdą, bo wciąż zastanawiał się, czy to wszystko się jej spodoba. - Ale pięknie wyglądasz - dodał, nie mogąc oderwać wzroku od białej sukienki z długimi, bufiastymi rękawami, którą miała na sobie.

- Chodźmy już, bo ja się nie pozbieram, zanim w ogóle wyjdziemy - powiedziała, zaczynając się czerwienić. Claus jeszcze nawet nie widział jej w takim stanie.

Athena odesłała kwiaty do wazonu, poprawiła pokręcone tamtego dnia włosy i złapała Clausa pod ramię, by deportować się wraz z nim na miejsce ich zaplanowanej randki.

Lupin nawet nie musiał pytać dziewczyny, czy się jej spodobało; wszystko było w jej oczach, gdy ujrzała namiot przepełniony poduszkami, oświetlony świecami, suchy i ciepły, choć od morza wiał wiatr, a w twarz szczypały lodowate krople. Usadowili się pod półotwartą konstrukcją, przed sobą widząc klify, morze i w dużej oddali miasteczko.

Claus zajął się wyciąganiem jedzenia, które miał przygotowane w koszyku. Najpierw jednak otworzył szampana - to w końcu było też świętowanie.

- To co... Za nas i za to, że jesteś wreszcie wolna od tych idiotów - powiedział, wręczywszy Athenie kieliszek.

- A ty wolny od tej cholernej Meduzy - powiedziała, stukając się z nim. - A ja... Bezrobotna w sumie też.

- Thenie...

- Przepraszam, wiem. - Pokręciła głową. - Ja cieszę się, że już tam nie pracuję, ale czuję się fatalnie z tym, że nie mam innego pomysłu na życie.

- Musisz wyzdrowieć, ile mam ci jeszcze powtórzyć, co?

- Tak, z tym też się zgadzam. Po prostu... Trochę mi smutno.

- Dlaczego?

- Ten czas od ukończenia Hogwartu... Nie znalazłam nawet żadnych przyjaciół, bo to nie byli ludzie, z którymi w ogóle chciałabym mieć coś wspólnego. I teraz mam... Ciebie i rodziców tylko. Wszyscy inni porozchodzili się w swoje strony...

- Thenie. Teraz będzie inaczej. - Chłopak przysunął się do niej bliżej i ujął jej twarz jedną dłonią. - Teraz masz mnie, jak słusznie zauważyłaś. I obiecuję ci, że teraz się zmieni, wyzdrowiejesz, znajdziesz lepszą pracę i przyjaciół też.

Athena posłała mu szczery uśmiech.

- Skąd ty zawsze bierzesz ten optymizm, co?

- Ty mnie nauczyłaś. Już dawno. - Pocałował ją w czoło, a potem oboje w końcy wzięli łyk szampana.

- Wybacz, że ci tak psioczę - powiedziała, Już nic nie mówię. To miała być miła randka i tak bę...

- Możesz mi psioczyć do końca świata - przerwał jej Claus.

- Tak? Do końca świata ze mną wytrzymasz?

Wtedy Claus stracił swój uśmieszek i nieco spoważniał, biorąc kolejny łyk szampana.

- No właśnie... Właśnie chciałem z tobą o tym pogadać - powiedział pospiesznie, odstawiając kieliszek, by różdżką wyciągnąć dla nich jedzenie.

- O zostawaniu do końca świata? - zapytała Athena, śmiejąc się, by rozluźnić atmosferę, nawet jeśli w rzeczywistości nieco się spięła i wiedziała, że Claus miał raczej na myśli coś innego.

- Nie chcę, żebyś się wystraszyła czy coś - zaczą - Chciałem po prostu zapytać, jak ty to widzisz, czy... Czy widzisz nas razem za rok, dwa, dziesięć...?

- Nie widzę siebie raczej z nikim innym - odparła Athena bez zawahania, podnosząc dla siebie jedną z małych kanapeczek, które Claus rozłożył pomiędzy nimi na tacy.

- A tak... Z rodziną? - dopytywał Lupin, w tamtej chwili jakoś bojąc się spoglądac jej w oczy, więc wciąż

- Naszą?

- Naszą, w sensie... Ty, ja... No i... Może nasze dzieci? Znaczy, nie zrozum mnie źle, tylko, jeśli byś chciała.

Athena uśmiechnęła się szczerze; jej serce przyspieszyło. Taka rozmowa była dla niej czymś naprawdę ważnym.

- Claus... Przecież ty dobrze wiesz, że marzy mi się ślub i rodzina. Zamęczałam cię tym całe wesele moich rodziców, nie pamiętasz?

- Ale to było dawno... No i chyba nie brałaś pod uwagę jakiegokolwiek ślubu ze mną.

Oboje się zaśmiali - no bo kto by wtedy pomyślał?

- Właśnie, śmiesznie, że ty to mówisz... Ten, co wszem i wobec ogłaszał, że ten cały ślub jest bez sensu.

Claus przewrócił oczami, bo miała rację.

- Oj, po prostu nie chciałem iść na przyjęcie, wiesz, że tego nie lubię. To się nie zmieniło.

- A teraz co? Byłbyś skłonny zgodzić się na moje wymarzone wesele? - drążyła Athena, z radością sięgając po kolejną mikroskopijną kanapkę.

W odpowiedzi na to pytanie Claus zaczął się jej przyglądać, a następnie przełknął ślinę. Oczywiście, że był skłonny, mógł zgodzić się na wszystko...

W tamtej chwili myślenie Billa wydało mu się bardziej sensowne. Rzeczywiście, znał ją na wylot, nie potrzebowali czasu na poznanie się, a te oświadczyny wcale nie były już tak radykalnym pomysłem jak wcześniej.

- No, zależy, czy mnie ładnie poprosisz - powiedział Claus, by się jakoś wybronić, za co został zdzielony w ramię.

- No tak to się nie dogadamy, mój drogi.

Stara miłość nie drzewiejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz