Po rozłożeniu wszystkiego Claus podziękował Billowi za pomoc, a następnie udał się do kwiaciarni. Najwyższy czas było spełnić jego obietnicę i dać jej to, co, jak uważał, powinien był jej dać już dawno.
Stawił się pod drzwiami Grimmauld Place z największym bukietem, jaki zdołał unieść, mieszanką kilku rodzajów kwiatów w odcieniach różu i bieli. Kiedy Athena otworzyła mu drzwi, nawet jeśli on sam miał do nich klucze, odebrało jej mowę.
- No czeeeść - powiedział Claus, który nie widział jej jeszcze tamtego dnia; specjalnie wyszedł, gdy jeszcze spała, by zrobić sobie i jej niespodziankę. - To dla ciebie - powiedział, oferując jej kwiaty.
Athena przyjęła je, przyglądając się im, jakby były największym cudem świata.
- Pierwszy raz chyba... Dostaję od ciebie kwiaty.
- I nie ostatni - zapewniał.
Athena patrzyła jeszcze na nie przez chwilę, wyraźnie zakłopotana, aż wreszcie zaśmiała się nerwowo.
- Powiedz mi, dlaczego się denerwuję, skoro my dosłownie ze sobą mieszkamy i znam cię od zawsze? - zapytała, będąc w stanie usłyszeć bicie własnego serca w swoich uszach.
- Miłość jest taka trochę durna. Ja też się denerwuję - przyznał Claus zgodnie z prawdą, bo wciąż zastanawiał się, czy to wszystko się jej spodoba. - Ale pięknie wyglądasz - dodał, nie mogąc oderwać wzroku od białej sukienki z długimi, bufiastymi rękawami, którą miała na sobie.
- Chodźmy już, bo ja się nie pozbieram, zanim w ogóle wyjdziemy - powiedziała, zaczynając się czerwienić. Claus jeszcze nawet nie widział jej w takim stanie.
Athena odesłała kwiaty do wazonu, poprawiła pokręcone tamtego dnia włosy i złapała Clausa pod ramię, by deportować się wraz z nim na miejsce ich zaplanowanej randki.
Lupin nawet nie musiał pytać dziewczyny, czy się jej spodobało; wszystko było w jej oczach, gdy ujrzała namiot przepełniony poduszkami, oświetlony świecami, suchy i ciepły, choć od morza wiał wiatr, a w twarz szczypały lodowate krople. Usadowili się pod półotwartą konstrukcją, przed sobą widząc klify, morze i w dużej oddali miasteczko.
Claus zajął się wyciąganiem jedzenia, które miał przygotowane w koszyku. Najpierw jednak otworzył szampana - to w końcu było też świętowanie.
- To co... Za nas i za to, że jesteś wreszcie wolna od tych idiotów - powiedział, wręczywszy Athenie kieliszek.
- A ty wolny od tej cholernej Meduzy - powiedziała, stukając się z nim. - A ja... Bezrobotna w sumie też.
- Thenie...
- Przepraszam, wiem. - Pokręciła głową. - Ja cieszę się, że już tam nie pracuję, ale czuję się fatalnie z tym, że nie mam innego pomysłu na życie.
- Musisz wyzdrowieć, ile mam ci jeszcze powtórzyć, co?
- Tak, z tym też się zgadzam. Po prostu... Trochę mi smutno.
- Dlaczego?
- Ten czas od ukończenia Hogwartu... Nie znalazłam nawet żadnych przyjaciół, bo to nie byli ludzie, z którymi w ogóle chciałabym mieć coś wspólnego. I teraz mam... Ciebie i rodziców tylko. Wszyscy inni porozchodzili się w swoje strony...
- Thenie. Teraz będzie inaczej. - Chłopak przysunął się do niej bliżej i ujął jej twarz jedną dłonią. - Teraz masz mnie, jak słusznie zauważyłaś. I obiecuję ci, że teraz się zmieni, wyzdrowiejesz, znajdziesz lepszą pracę i przyjaciół też.
Athena posłała mu szczery uśmiech.
- Skąd ty zawsze bierzesz ten optymizm, co?
- Ty mnie nauczyłaś. Już dawno. - Pocałował ją w czoło, a potem oboje w końcy wzięli łyk szampana.
- Wybacz, że ci tak psioczę - powiedziała, Już nic nie mówię. To miała być miła randka i tak bę...
- Możesz mi psioczyć do końca świata - przerwał jej Claus.
- Tak? Do końca świata ze mną wytrzymasz?
Wtedy Claus stracił swój uśmieszek i nieco spoważniał, biorąc kolejny łyk szampana.
- No właśnie... Właśnie chciałem z tobą o tym pogadać - powiedział pospiesznie, odstawiając kieliszek, by różdżką wyciągnąć dla nich jedzenie.
- O zostawaniu do końca świata? - zapytała Athena, śmiejąc się, by rozluźnić atmosferę, nawet jeśli w rzeczywistości nieco się spięła i wiedziała, że Claus miał raczej na myśli coś innego.
- Nie chcę, żebyś się wystraszyła czy coś - zaczą - Chciałem po prostu zapytać, jak ty to widzisz, czy... Czy widzisz nas razem za rok, dwa, dziesięć...?
- Nie widzę siebie raczej z nikim innym - odparła Athena bez zawahania, podnosząc dla siebie jedną z małych kanapeczek, które Claus rozłożył pomiędzy nimi na tacy.
- A tak... Z rodziną? - dopytywał Lupin, w tamtej chwili jakoś bojąc się spoglądac jej w oczy, więc wciąż
- Naszą?
- Naszą, w sensie... Ty, ja... No i... Może nasze dzieci? Znaczy, nie zrozum mnie źle, tylko, jeśli byś chciała.
Athena uśmiechnęła się szczerze; jej serce przyspieszyło. Taka rozmowa była dla niej czymś naprawdę ważnym.
- Claus... Przecież ty dobrze wiesz, że marzy mi się ślub i rodzina. Zamęczałam cię tym całe wesele moich rodziców, nie pamiętasz?
- Ale to było dawno... No i chyba nie brałaś pod uwagę jakiegokolwiek ślubu ze mną.
Oboje się zaśmiali - no bo kto by wtedy pomyślał?
- Właśnie, śmiesznie, że ty to mówisz... Ten, co wszem i wobec ogłaszał, że ten cały ślub jest bez sensu.
Claus przewrócił oczami, bo miała rację.
- Oj, po prostu nie chciałem iść na przyjęcie, wiesz, że tego nie lubię. To się nie zmieniło.
- A teraz co? Byłbyś skłonny zgodzić się na moje wymarzone wesele? - drążyła Athena, z radością sięgając po kolejną mikroskopijną kanapkę.
W odpowiedzi na to pytanie Claus zaczął się jej przyglądać, a następnie przełknął ślinę. Oczywiście, że był skłonny, mógł zgodzić się na wszystko...
W tamtej chwili myślenie Billa wydało mu się bardziej sensowne. Rzeczywiście, znał ją na wylot, nie potrzebowali czasu na poznanie się, a te oświadczyny wcale nie były już tak radykalnym pomysłem jak wcześniej.
- No, zależy, czy mnie ładnie poprosisz - powiedział Claus, by się jakoś wybronić, za co został zdzielony w ramię.
- No tak to się nie dogadamy, mój drogi.
CZYTASZ
Stara miłość nie drzewieje
Fanfic🌳 Athena i Claus są najlepszymi przyjaciółmi od dziecka. Kiedy chłopak zaczyna pałać do niej głębszym uczuciem, ona znajduje kogoś innego, a potem ich drogi się rozchodzą... Spotykają się ponownie jako dorośli, a uczucia, które Claus przez ten cały...