23. Syreni śpiew i lament

1.5K 333 111
                                    

Athena po chwili deportowała się pod dom swoich rodziców, bo wiedziała, że sama nie przeżyje tej nocy.

Znajdował się przy morzu, nieopodal Dover, skąd mieli widok na przepiękne, białe klify, a wokoło siebie ciszę i spokój, których oboje potrzebowali po wielu burzliwych latach. Athena czuła, że ten dom i jej rodzice mogli być wtedy jej jedynym azylem.

Zaczęła niemalże walić do drzwi, bo stała na zimnie, a jej ciało przeszywał lodowaty wiatr wiejący od morza. Na szczęście otwarto jej bardzo szybko - a w wejściu pojawiła się Wendy, w szlafroku i z mokrymi włosami, najwyraźniej przygotowująca się do snu. Na widok zapłakanej córki ścisnęło ją w żołądku.

- Boże, Thenie, co się stało, kochanie?

- Mamo...! - wyłkała Athena i rzuciła się matce na szyję, jak nigdy potrzebując jakiejkolwiek czułości. Wendy natychmiast odwzajemniła uścisk, jednak strach nie zniknął z jej twarzy.

- Skarbie, co się stało, bo ja zwariuję... - zapytała, jednym ruchem ręki zamykając drzwi za córką, którą pociągnęła do środka.

- Pokłóciłam się z Clausem - wydusiła Athena, odsuwając się nieco, by spojrzeć matce w oczy. - I w ogóle... Wszystko się wali, mamo.

- Chodź, skarbie, usiądziemy...

Wendy zabrała córkę do pokoju niby gościnnego, a jednak przygotowanego tak, jakby Athena mogła tam zamieszkać w każdej chwili - wyglądał bardzo podobnie do tego, który miała na Grimmauld Place.

Usadowiły się na łóżku, a Athena wzięła głęboki wdech i, nadal płacząc, zaczęła opowiadać swojej mamie o wszystkim - o problemach w pracy, o tym, że ledwie dwa dni wcześniej zemdlała w Ministerstwie z wycieńczenia, o Lianie, wreszcie o tej przeklętej kłótni, do której nadal nie wierzyła, że doszło.

- Mamo, ja nigdy nie czułam się tak źle - powiedziała na koniec, nie nadążając z ocieraniem łez. - Mam wrażenie, że... Że serce mi się naprawdę rozerwało. Tak boli - dodała, łapiąc się za pierś.

- Thenie, czemu nic nie mówiłaś o tej pracy? Twoje zdrowie jest najważniejsze. - Wendy przytuliła córkę do siebie, a ta pociągnęła nosem.

- Przepraszam... - wyłkała. - Nie chciałam was martwić, nie chciałam wyjść na cierpiętnicę.

- Och, ale... - zaczęła Wendy, po czym pokręciła głową. - A zresztą, nie to jest teraz najważniejsze. Teraz najważniejsze, żebyś się uspokoiła...

Bez dalszych słów, Wendy zaczęła śpiewać, gładząc córkę po głowie. Jej głos był anielski, hipnotyzujący, ujawniający wszelkie pozostałe w niej syrenie cząstki. Wprowadzał on Athenę w nieopisywalny, błogi stan, a jej serce wreszcie zaczynało zwalniać.

Śpiew ten bez problemu przywołał Syriusza, który pojawił się w wejściu chwilę później. Miał mokre włosy i jedynie ręcznik wokół bioder, a widok jego córki znacznie go zaskoczył.

- Thenie, ty tutaj? Chwila, co się stało? - zapytał, na co Wendy tylko pokręciła głową, dając mu do zrozumienia, że wyjaśni mu później.

- Dobra, rozumiem, nie dopytuję. - Syriusz uniósł ręce w geście poddania się, a następnie natychmiast zmienił się w psa i wskoczył na łóżko. Pyskiem wbił się pod ręce córki, a następnie ułożył na jej udach, co rozczuliło Athenę zupełnie. Puściła matkę, a po tym przytuliła się do psa, by go głaskać i drapać, co najlepiej na świecie pomagało jej się uspokoić. Pamiętała doskonale, że gdy była mała i czegoś się obawiała, Syriusz zawsze potrafił ją w ten sposób pocieszyć.

- Dziękuję, tato - szepnęła do niego.

- O, a ja wiem, co ci jeszcze pomoże. Co dwa psy to nie jeden - powiedziała Wendy, wstając.

Przymknęła na moment oczy, aż wreszcie na jej ustach pojawił się mały uśmiech. Po tym wyjęła różdzkę ze szlafroka i wyciągnęła ją przed siebie.

- Expecto Patronum - powiedziała delikatnie, a po chwili białoniebieski pies wybiegł z końca jej różdżki.

Wendy poprowadziła go na łóżko, a wyczarowany Patronus usadowił się z drugiej strony Atheny, emanując jasną poświatą na całe pomieszczenie i wszędzie rozsiewając dobry nastrój. Dziewczyna zdobyła się na mały uśmiech, co uradowała jej matkę, która wewnętrznie cierpiała ogromnie z każdą łzą córki.

Athena przytuliła ojca mocniej, wciąż próbując uspokoić oddech. Choć wiedziała, że u rodziców odnajdzie pocieszenie, gdy wracały do niej wspomnienia kłótni, wątpiła, że cokolwiek naprawi jej nadal bolące serce.

W tym samym czasie Claus wpadł do swojego domu niczym huragan, zatrzaskując za sobą drzwi tak głośno, że stojąca w kuchni Ether niemalże podskoczyła.

- O, już wróciłeś, synku? - Odwróciła się od kuchenki, przy której gotowała, obserwując, jak Claus idzie przez dom niczym burza. - Tak szybko?

- Jak widać - odparł chłopak, nie patrząc nawet na matkę, a zmierzając prosto na schody.

Ether zdziwiła się, że odpowiedział jej takim tonem. W pomieszczeniu pojawił się Remus, gdy kobieta zapytała:

- Coś się stało?

- Nie chcę o tym gadać - burknął Claus i ruszył na górę, zostawiając swoich rodziców zupełnie zdezorientowanych.

- Co mu jest, Remus?

- Musiało się stać coś złego... Inaczej by się tak nie zachowywał - stwierdził mężczyzna, po czym położył dłoń na ramieniu żony. - Dajmy mu na razie ochłonąć.

Ether pokiwała głową, choć w sercu bardzo zmartwiła się o syna.

Stara miłość nie drzewiejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz