37. Drugi incydent pod jabłonką

1.4K 314 119
                                    

Gdy Claus skończył to, co przygotowywał na oświadczyny, początkowo trochę zwariował. Wybierał dobry dzień, porę, zastanawiał się codziennie, czy to będzie odpowiedni, wystarczająco magiczny moment, by zadać jej to najważniejsze pytanie. Wątpliwości nie miał już żadnych; chciał tylko, by wszystko poszło idealnie.

Ostatecznie, poradziwszy się ojca po raz kolejny, uznał, że to wszystko nie było tak ważne, jak mu się wcześniej wydawało. Najważniejszy był on sam... I oczywiście Athena, która niczego nie podejrzewała.

Postanowił wziąć się w garść. Kilka dni przed jego urodzinami zrobiło się znacznie lepiej, a marzec zdradzał już coraz więcej przejawów wiosny. I to miał właśnie być ten dzień.

Claus wrócił z pracy później niż Athena, która jak zazwyczaj czekała na niego z obiadem. Była rozanielona, gdy witał się z nią w kuchni i zastanawiał się, co takiego się wydarzyło, ale przede wszystkim uznawał to wszystko za dobry znak, nawet jeśli w środku już drżał z nerwów.

- Skąd u ciebie taki humorek dzisiaj? - zapytał, całując ją na powitanie.

- No, muszę ci coś powiedzieć.

Claus zestresował się, nawet jeśli wiedział, że to będą raczej dobre wieści. Tamtego dnia chyba nie było niczego, co mogłoby mu pomóc się uspokoić. Złapał ją za ręce, uważnie słuchając tego, co miała mu do powiedzenia.

- Byłam dziś po pracy u uzdrowicielki. Powiedziała, że znacznie mi się poprawiło i ja też dziś pierwszy raz od dawna czuję się naprawdę niesamowicie. I to wszystko dzięki tobie.

Claus poczuł, jakby z serca spadł mu ogromny ciężar. To naprawdę była wspaniała wiadomość, jakby zesłana z nieba specjalnie na ten dzień.

- I dzięki twojej pracy nad sobą. - Ścisnął jej dłonie. - Thenie, tak się cieszę...

- Dziękuję ci. - Athena rzuciła mu się na szyję, nie pozwalając mu dokończyć. - Gdyby nie ty, to chyba mogłoby mnie tu już nie być.

Gdy to usłyszał, ścisnął ją tylko mocniej. Choć wtedy łatwo było zapomnieć o całym świecie, on musiał pamiętać o swoim planie.

- Chcę cię gdzieś dziś zabrać - powiedział, wycofując się nieco, by spojrzeć na jej twarz. - Piszesz się dziś na randkę na zewnątrz?

- Nie musisz nawet pytać. Męczyłam się strasznie dziś w biurze, słońce tak pięknie świeciło... Ale siadaj najpierw. Zrobiłam naszą ulubioną zupę.

Wspólnie zjedli obiad w miłej atmosferze, nawet jeśli Claus nieustannie próbował się uspokoić. Zaprosił już ją na tę randkę, ona miała świetny humor; nie było odwrotu.

Za oknami zrobiło się już trochę ciemno, gdy Claus wszedł do nieużywanego przez nich pokoju, w którym szczelnie ukrył to, co chciał jej dać. Schował w kieszeni płaszcza, dla pewności zabezpieczył zaklęciem, by nie mogło wypaść, a następnie wyszedł i deportował się razem z nią.

Athena rozejrzała się po miejscu, w którym się znaleźli i naciągnęła swoją beżową kurtkę.

- I jesteśmy w... Ogrodzie twoich rodziców?

- Spędzaliśmy tu kiedyś sporo czasu, nie?

Pokiwała głową, przy czym nieustannie się rozglądała. Znajome ścieżki, rabatki, drzewa, pobliski las, pole oraz oczywiście dom Lupinów, niezmiennie przytulny nawet z zewnątrz.

- Wszystkie wspomnienia wracają... - przyznała, podchodząc do płotu, który kiedyś często próbowali przeskoczyć. - Boże, Claus, pół dzieciństwa spędziliśmy w tym ogrodzie. Pamiętasz, jak organizowaliśmy wyścigi ślimaków? Bo przerzuciliśmy się na nie, bo nie chciałeś już biegać?

Stara miłość nie drzewiejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz