Rozdział 3 - Idealna rodzina artystokratów

872 33 2
                                    

Draco wypadł z baru, uchylając się przed promieniami zaklęć. Pomknął w prawo, nie zauważając auta Kobry, więc ten zatrąbił. Zorientował się. Ostry otworzył mu drzwi od strony pasażera. Wskoczył do środka, gdy kilku śmierciożerców wybiegło z pubu. Kobra ruszył z piskiem opon i popędził przed siebie, aż zniknęli zwolennikom Voldemorta z oczu.

— Mendy... Czekali na mnie na Nokturnie. Ktoś nakablował, że tam mieszkam.

— Nie masz po co tam wracać. Szefunio znajdzie ci jakiś lokal. Różdżkę masz przy sobie?

— Jak zawsze.

— Po resztę skoczymy jutro z Żyletą.

— Włamywaliście się?

— Niejednokrotnie — mruknął. — Kiedy Milka uciekła z domu, włamaliśmy się po jej rzeczy. W zeszłym roku zakradliśmy się z nią do gabinetu McGonagall, bo nie mieliśmy co robić.

— Zaraz, zaraz. Ona chodzi do Hogwartu?

— Jest na naszym roku w Ravenclawie.

— W życiu jej nie widziałem.

Harry uśmiechnął się półgębkiem.

— Bo w szkole jest jak szara myszka. Też udaje kogoś innego. I też ma zamiar to zmienić w tym roku. Podobnie jak Missy.

— Ona też?!

— Hufflepuff. Też nasz wiek. Też udaje. Też to zmienia — zaśmiał się. — Zawsze spotykaliśmy się po kątach i nikt o tym nie wiedział. Missy pierwsza z nas trzech trafiła do ekipy i tam się poznaliśmy. Milka znalazła się u nas rok po mnie. — Zmienił bieg, a wskazówka licznika wskazywała coraz wyższą wartość. — W życiu bym nie powiedział, że to one.

— A pozostali?

— Żyleta skończył szkołę w tym roku. Był w Ravenclawie. Pozostali to mugole, ale o magii wiedzą wszystko. Żyletę właściwie wychował Szefunio. Przychodził do niego od dziecka.

— A ty?

— Co ja?

— Jak trafiłeś do ekipy?

Zmienił bieg i przełknął ślinę.

— Żyleta znalazł mnie niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Ledwo trzymałem się na nogach — dodał ciszej.

— Czemu? — spytał ze zmarszczonymi brwiami.

— Po...

Nie zdołał dokończyć, gdyż rozległ się huk, a on stracił panowanie nad kierownicą. Zatrzymał się kilka centymetrów przed lampą, w którą prawie uderzyli.

— Co to było? — przeraził się Dexter.

Kobra wysiadł z samochodu, a Draco zaraz za nim.

— Koło jest przebite. — Zbladł nagle. — Przez kulę.

Ślizgon powoli podniósł na niego wzrok, w tym samym momencie, gdy ktoś odbezpieczył pistolet i przyłożył Gryfonowi do skroni. Malfoy rozszerzył oczy, a Harry zacisnął zęby, nie wiedząc, kto stoi za nim.

— Niejeden kierowca pozazdrościłby ci panowania nad kierownicą, Kobra.

Chłopak uśmiechnął się lekko, rozpoznając głos.

— Snajper — powiedział, gdy okrążyło ich kilku osiłków.

— Poznajesz starego znajomego.

Zaciągnęli ich do ciemnej uliczki obok. Dexter nie wiedział, o co chodzi, ale domyślał się, że wpadli w bagno. I to dość głębokie. Łatwo było dojść do takiego wniosku, sądząc po ruchach i czynach nieznanych oraz Harry'ego. Dwóch osiłków trzymało Ostrego za ramiona, dwóch kolejnych jego, a trzech podobnych stało niedaleko jakiegoś kolesia w garniturze. Nie widział jego twarzy, gdyż był w cieniu, ale czuł, że pali cygaro.

Harry Potter i Drugie ObliczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz