Rozdział 22 - Książę Slytherinu

569 23 3
                                    

— Dexter, ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł, żebyśmy tam przychodzili. — Milka wyraziła swoje obawy, dotyczące wspólnej imprezy ze Ślizgonami. — Przecież oni nas nienawidzą. Atmosfera cały czas będzie napięta, a my będziemy się czuć jak piąte koło u wozu.

Cała piątka siedziała na błoniach. Czuć było zbliżające się chłodne dni, które z kolei miały zwiastować zimę. Niedaleko widniała chatka Hagrida, którego Harry zdążył już kilka razy odwiedzić. W oddali Zakazany Las odstraszał wyglądem, a woda w jeziorze poruszała się lekko wraz z delikatnym wiatrem, który owiewał im twarze. W Wielkiej Sali uczniowie jedli posiłek przygotowany specjalnie na Noc Duchów.

— Och, nie przesadzajcie — odparł Draco.

— Taka jest prawda. — Zeus skrzywił się lekko.

— Ślizgoni nie są tacy straszniw — wywrócił oczami.

— Dla ciebie nie — parsknęła Milka.

— Bez dyskusji.

Wstał i szczerząc się głupio wrócił do budynku. Westchnęli zgodnie i poszli za jego przykładem.

Draco całkowicie rozumiał obawy całej czwórki, ale uparł się i koniec, jak przystało na arystokratę. Przed imprezą postanowił pogadać jeszcze ze Ślizgonami. Oj, tak. Jak Malfoy się uprze, to nie ma bata. Musi być tak, jak on chce.

— Zaprosiłeś Pottera i tę bandę?! — pierwsze słowa, jakie usłyszał, kiedy powiedział im o gościach specjalnych.

— Nie tę bandę. Traktuję ich tak samo jak was — zirytował się.

Mają zamiar się sprzeciwiać? Potomkowie Slytherina wiedzieli jedno: Draco Malfoy oszalał. No bo jak mógł się przyjaźnić z tymi... tymi...

— Draco, powiedz nam jedno — westchnął jego kumpel Blaise Zabini. — Czemu się z nimi zadajesz?

— Dobrze wiecie, że zwiałem z domu — powiedział cierpliwie. — Gdyby nie oni, to nie raz wylądowałbym przed Voldemortem i musiałbym się do niego przyłączyć.

— Draco...

— Pansy, bądź choć raz cicho, jak ja mówię — warknął. — Tak jak ja tego nie chcecie, więc jesteśmy po jednej stronie.

— Draco, nie jesteśmy widocznie po tej samej stronie, bo my nie jesteśmy po stronie Dumbledore'a — odparł Jeremy Travers.

— A czy ja jestem? — parsknął.

— Skoro jesteś po stronie Pottera, to jesteś po stronie Dumbledore'a.

— On nie jest po jego stronie — westchnął, powtarzając to do znudzenia. — Możecie mi wierzyć albo nie, ale nie jest po stronie żadnego z nich. Jak to stwierdziliśmy: dwie strony medalu i środek.

— Przecież to pupilek Dumbledore'a — prychnęła ze złością Nicole.

— Może i pupilek, a może nie. Gdybyście byli przy niektórych sytuacjach, przy których ja byłem i słyszelibyście słowa, jakie wymawiał, to byście mi uwierzyli.

— To je zacytuj.

Uśmiechnął się lekko.

— Nie mogę. Sami musieliście przecież zobaczyć te zmiany. — Jeremy i Blaise wymienili spojrzenia. — Poznacie ich to się przekonacie. I nie wszczynajcie awantur, bo więcej was nie zaproszę na imprezę.

Westchnęli zgodnie. Nie mogli przecież sprzeciwić się woli Księcia Slytherinu.

— Serce mi zaraz wyskoczy z piersi — stwierdziła Missy, kierując się wraz z resztą w stronę lochów, gdzie miała odbyć się impreza. — Denerwować się przed balangą. Ale jaja... Tego jeszcze nie było.

Harry Potter i Drugie ObliczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz