Syriusz już dawno przyzwyczaił się do towarzystwa przyjaciół Harry'ego i teraz nie wyobrażał sobie siedzenia w pustym domu bez komicznych kłótni i docinek. Nawet posiłki stawały się ciekawszymi momentami, szczególnie, gdy wracali skacowani. Wraz z Remusem mieli wtedy niezły ubaw. Czasami wybierali się z nimi, ale to już nie były te lata, gdzie codzienne imprezy były normą.
Gejsza okazała się być świetną kucharką i właśnie stawiała pieczeń na stół. Wraz z Wdową chodziła do prywatnej szkoły, gdyż zapragnęły zdobyć jakiś zawód. Yom pracował u Szefunia jako mechanik, gdyż poprzedni odszedł z powodów osobistych. Chłopak był niezmiernie usatysfakcjonowany, ponieważ samochody były jego manią. Wujek Szatan z kolei okazał się mieć wybitne zdolności językowe i coraz lepiej mówił po francusku. W planach miał już kolejny język: łaciński. Żyleta w szybkim tempie awansował, co zostało już opite. Każdy z nich miał dwa życia: zwykłe i gangsterskie. I każdy z nich był z tego zadowolony.
Pieczeń okazała się być przepyszna i nie zostało żadnej porcji. Siedzieli razem, oglądając telewizję i podjadając ciasto upieczone przez kucharkę, gdy w kominku pokazała się McGonagall. Przywitali się kulturalnie, dostrzegając, że kobieta wygląda na zmartwioną.
— Coś się stało, Minewro? — zapytał Remus.
— Niestety. Chodzi o Harry'ego.
— Doprowadził nauczyciela do zawału? — palnął Szatan.
— To swoją drogą. Aktualnie leży w Skrzydle Szpitalnym. Nie chcieliśmy wam o tym mówić, ale robi się to coraz bardziej niepokojące.
— Co mu się stało? — zaniepokoił się Łapa.
— Wczoraj stracił przytomność. Do dzisiaj się nie obudził.
Zapadła pełna napięcia cisza.
— Dlaczego?
— Tego nie wiemy — odparła. — Wczoraj wieczorem pan Malfoy i Alley w towarzystwie panny Peen i Wright przenieśli go do pani Pomfrey. Nawet ona nie ma pojęcia, co było powodem.
Trójka czarodziei przebywających w pomieszczeniu dostała się do szkoły, zostawiając zaniepokojonych mugoli. Gejsza pogładziła po plecach lekko pobladłą Wdowę.
Kiedy tylko Remus, Syriusz i Żyleta przedostali się wraz z McGonagall do Skrzydła Szpitalnego, w oczy rzuciło im się jedyne zajęte łóżko zajmowane przez chłopaka, z powodu którego się tutaj znaleźli. Przy jego posłaniu siedziała wyraźnie zmartwiona Missy, która rozmawiała z pielęgniarką. Podeszli bliżej, dostrzegając, że Kobra zmizerniał, choć jeszcze niecałe dwa tygodnie temu był pełen sił i wyglądał na całkowicie zdrowego. Ciemne cienie pod oczami wyraźnie kontrastowały z bladą cerą pozbawioną rumieńców i nieskazitelnie białą pościelą. Czarne włosy dodatkowo podkreślały jego niezdrowo siną skórę. Ku ich przerażeniu, Harry podłączony był do magicznego respiratora i kroplówki, co było oznaką, że jest z nim kiepsko.
Nancy spojrzała w ich kierunku i uśmiechnęła się słabo na powitanie. Pomfrey dała jej wolną rękę i pozwoliła wszystko przekazać, wracając do swojego gabinetu w towarzystwie opiekunki Gryffindoru.
— Missy, wiesz coś więcej? — zapytał Żyleta.
— Chciałabym, ale niestety nie. Wszystko, co wiedzieliśmy, powiedzieliśmy. Nie mogę nic dodać, inaczej bym skłamała.
— Nie wiadomo, co działo się z nim wcześniej?
— Nie mam pojęcia. Nagle stwierdził, że musi coś załatwić i umówił się z nami godzinę później w Pokoju Życzeń. Ledwo stanął w drzwiach, nic nie zdążył powiedzieć, a już runął na ziemię z niewiadomych powodów — szepnęła. — Wiem, że chwilę wcześniej rozmawiał z Nevillem. Twierdzi, że wszystko było okay, poza tym, że miał jakieś nieprzytomne oczy. Pewnie były to początkowe objawy.
CZYTASZ
Harry Potter i Drugie Oblicze
FanfictionKsiążka nie jest moja. Nie posiadam do niej praw autorskich. Nie mniej jednak jest ona dostępna tylko na blogu (link na końcu) wiem jednak że nie każdy lubi formę czytania na blogu i woli wattpad, dlatego też udostępniam to tutaj. http://hp-i-drugie...