Rozdział 27 - Merlin i Morgana

449 24 8
                                    

Syriusz już dawno przyzwyczaił się do towarzystwa przyjaciół Harry'ego i teraz nie wyobrażał sobie siedzenia w pustym domu bez komicznych kłótni i docinek. Nawet posiłki stawały się ciekawszymi momentami, szczególnie, gdy wracali skacowani. Wraz z Remusem mieli wtedy niezły ubaw. Czasami wybierali się z nimi, ale to już nie były te lata, gdzie codzienne imprezy były normą.

Gejsza okazała się być świetną kucharką i właśnie stawiała pieczeń na stół. Wraz z Wdową chodziła do prywatnej szkoły, gdyż zapragnęły zdobyć jakiś zawód. Yom pracował u Szefunia jako mechanik, gdyż poprzedni odszedł z powodów osobistych. Chłopak był niezmiernie usatysfakcjonowany, ponieważ samochody były jego manią. Wujek Szatan z kolei okazał się mieć wybitne zdolności językowe i coraz lepiej mówił po francusku. W planach miał już kolejny język: łaciński. Żyleta w szybkim tempie awansował, co zostało już opite. Każdy z nich miał dwa życia: zwykłe i gangsterskie. I każdy z nich był z tego zadowolony.

Pieczeń okazała się być przepyszna i nie zostało żadnej porcji. Siedzieli razem, oglądając telewizję i podjadając ciasto upieczone przez kucharkę, gdy w kominku pokazała się McGonagall. Przywitali się kulturalnie, dostrzegając, że kobieta wygląda na zmartwioną.

— Coś się stało, Minewro? — zapytał Remus.

— Niestety. Chodzi o Harry'ego.

— Doprowadził nauczyciela do zawału? — palnął Szatan.

— To swoją drogą. Aktualnie leży w Skrzydle Szpitalnym. Nie chcieliśmy wam o tym mówić, ale robi się to coraz bardziej niepokojące.

— Co mu się stało? — zaniepokoił się Łapa.

— Wczoraj stracił przytomność. Do dzisiaj się nie obudził.

Zapadła pełna napięcia cisza.

— Dlaczego?

— Tego nie wiemy — odparła. — Wczoraj wieczorem pan Malfoy i Alley w towarzystwie panny Peen i Wright przenieśli go do pani Pomfrey. Nawet ona nie ma pojęcia, co było powodem.

Trójka czarodziei przebywających w pomieszczeniu dostała się do szkoły, zostawiając zaniepokojonych mugoli. Gejsza pogładziła po plecach lekko pobladłą Wdowę.

Kiedy tylko Remus, Syriusz i Żyleta przedostali się wraz z McGonagall do Skrzydła Szpitalnego, w oczy rzuciło im się jedyne zajęte łóżko zajmowane przez chłopaka, z powodu którego się tutaj znaleźli. Przy jego posłaniu siedziała wyraźnie zmartwiona Missy, która rozmawiała z pielęgniarką. Podeszli bliżej, dostrzegając, że Kobra zmizerniał, choć jeszcze niecałe dwa tygodnie temu był pełen sił i wyglądał na całkowicie zdrowego. Ciemne cienie pod oczami wyraźnie kontrastowały z bladą cerą pozbawioną rumieńców i nieskazitelnie białą pościelą. Czarne włosy dodatkowo podkreślały jego niezdrowo siną skórę. Ku ich przerażeniu, Harry podłączony był do magicznego respiratora i kroplówki, co było oznaką, że jest z nim kiepsko.

Nancy spojrzała w ich kierunku i uśmiechnęła się słabo na powitanie. Pomfrey dała jej wolną rękę i pozwoliła wszystko przekazać, wracając do swojego gabinetu w towarzystwie opiekunki Gryffindoru.

— Missy, wiesz coś więcej? — zapytał Żyleta.

— Chciałabym, ale niestety nie. Wszystko, co wiedzieliśmy, powiedzieliśmy. Nie mogę nic dodać, inaczej bym skłamała.

— Nie wiadomo, co działo się z nim wcześniej?

— Nie mam pojęcia. Nagle stwierdził, że musi coś załatwić i umówił się z nami godzinę później w Pokoju Życzeń. Ledwo stanął w drzwiach, nic nie zdążył powiedzieć, a już runął na ziemię z niewiadomych powodów — szepnęła. — Wiem, że chwilę wcześniej rozmawiał z Nevillem. Twierdzi, że wszystko było okay, poza tym, że miał jakieś nieprzytomne oczy. Pewnie były to początkowe objawy.

Harry Potter i Drugie ObliczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz