18. Udam, że tego nie pamietam.

515 18 6
                                    


— Dał ci babeczki? — Zapytała zdziwiona Sara. Chłopaki zawsze mieli inny tok myślenia od dziewczyn. Wystarczyło głupie przepraszam i oraz postarania się lekkiego. Sara uważnie patrzy się na mnie, po czym uśmiecha się zadziornie.

— Nie myśl sobie, znam to spojrzenie.

— Boże Ksenia! On cie kocha! — Zawołała piskliwie.

— Dał tylko babeczki

— Przed całą szkołą!

Przewróciłam oczami i położyłam się na łóżku. Ten dzień był ciężki w szkole. Blondynki nie było, stwierdziła że to nie jej dzień aby się użerać ze wszystkimi.

— Ale to nic nie znaczy — Odpowiedziałam mając głowę w poduszce. — On serio mnie irytuje! Bo jak o nim myślę, to go nie ma, a jak wszystko mija to on wraca! To mnie denerwuje.

— Przyznaj się, że nadal ci się podoba.

— Owszem podoba.

— Wiedziałam.

Patrzę na wibrujący telefon, widzę numer oraz nazwę. To Szczepan. Nigdy do mnie nie dzwonił a wręcz dzwonił jak coś się działo. Biorę telefon niechętnie do ręki i odbieram.
Patrzę zdziwiona, gdy chłopak prosi o pomoc. Widząc zegar była godzina dwudziesta, nawet nie sądziłam, że minęło aż  sześć godzin odkąd siedzi u mnie Sara. 

— Zaraz będę. — Mamroczę niechętnie a chłopak szczęśliwy się rozłącza. Głośno wypuszczam powietrze. Patrzę na dziewczynę, która patrzy na mnie niezrozumiale. Zmarszczy brwi po czym otwiera usta. — Michał. — I wszystko już wiedziała, nie musiałam nic już mówić więcej. Zerwałyśmy się z łóżka, wybiegając z pokoju złapałam za bluzę. Z naszej dwójki, prawo jazdy miała Sara. Sara była ode mnie o rok starsza, na tyle miała szczęścia.  Zawiązałam sznurówki i pożegnałam sie z tatą, tłumacząc mu, że to nagła sprawa którą muszę rozwiązać teraz. Cieszyłam się, że jako jedyny mnie nie oceniał a doceniał to wszystko. Mogłam na niego zawsze liczyć nawet w sprawach sercowych. Dobiegając do samochodu, wsiadłam do środka zajmując miejsce przy Sarze, która prowadziła mazdę.  Miałam nadzieje, że naprawdę nie jechałam tam na darmo. Jeżeli to był żart, to nieźle tego pożałują.  Zjeżdżamy w wysłane miejsce przez Szczepana. Był to wielki dom, gdzie trwała impreza.  Wychodzę z auta, ubrana w swoją bluzę, którą zdążyłam złapać wychodząc z pokoju.

Chłód był niesamowity. Czułam jak palce mi zamarzały od zimna. Wchodząc do środka odrazu poczułam zapach, spoconych ludzi, zioła oraz alkoholu. Normalna warszawska impreza. Szukam wzrokiem Szczepana, który przerwał mi spokój. Widząc jego, ruszyłam w jego stronę. Widać było ulgę.

— Gdzie on jest? — Zapytałam rozglądając się po wielkim salonie.

— Na górze w toalecie. Franek jest z nim.

Patrzę na niego, po chwili ciągnie mnie na górę a za mną idzie zła blondynka. Wchodząc po schodach, coraz bardziej się denerwowałam.  Zostawili mnie samą przy drzwiach. Czekali na schodach. Złapałam nerwowo za klamkę od drzwi i je otworzyłam. Widok chłopaka, siedzącego nad muszą klozetową, chciało mi się śmiać oraz wybić mu wszystkie zęby. Gdy mnie zauważył, kiedy podawałam mu papier toaletowy, zawstydził się.  A nigdzie nie było Franka.

Wstydził się, tego że kobieta musiała go ogarniać w takim stanie.

— Kurwa pacanie, coś ty zrobił — Powiedziałam  wycierając mu twarz mokrym papierem. — Co ty sobą reprezentujesz? — Byłam zła. Chciała spędzić ten wieczór, raz z swoją przyjaciółką. Szczepan bardzo  dobrze wiedział, że nigdy nie odmówię, gdy chodziło o moich znajomych bliskich.

That  way | Michał MatczakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz