2.11. Promienie słońca.

207 13 0
                                    

Zerkam na godzinę. Był ten czas. Poprawiam swoje włosy, które były w nieładzie przez nieprzespaną znowu noc. Przecieram dłońmi zmęczone oczy i wstaje z łóżka. Podchodzę niechętnie do szafy wyciągając dres i koszulkę. Nie miałem ochotę na nic.

Po prostu wszystko było mi obojętnie, również to czy zjem śniadanie czy też nie. 

Siadam przy stole i odpalam papierosa. Miało być tak dobrze. Właśnie miało.

Patrzę na zegar, który wisi na ścianie. Czas tyka, a ja nic nie wiedziałem jeszcze.

Brała mnie kurwica.

— Kurwa, Alicja odezwij się. — Powiedziałem sam do siebie.

Zrobiłem tyle kroków, że napewno tyle nie zrobiłem na zajęciach w szkole wychowania fizycznego. Unikałem jak cholera tego jak mogłem. Jedynie w co mogłem grać to była piłka nożna. Nauczyłem się robić dookoła świata. Byłem dumny chociaż z tego.

Wracając do tego co się działo właściwie ze mną w środku, było niedopisania. Chciało mi się krzyczeć, wyć i w coś porządnie przypierdolić.  Słysząc telefon odrazu podbiegłem do niego i widząc numer Alicji, dziękowałem bogu, że chociaż tak potrafił poprawić mi humor.

— Halo? — Starałem się nie brzmieć na takiego, co wyczekiwał  cały Boży dzień.

— Mam to co chciałeś, wpadniesz do mnie?

— Zaraz będę. — Powiedziałem rozłączając się. 

Odrazu umyłem włosy i się przebrałem w coś naprawdę lepszego niż dresy. Chciałem jakoś wyglądać nie chciałem, aby się martwiła o mnie niepotrzebnie. Nie chciałem żeby zaraz coś powiedziała ojcu, który nie dałby mi żyć.

Umundurowany funkcjonariusz poprowadził mnie przez trawnik na tyły posiadłości. Tak najszybciej się dostaliśmy do środka.
Będąc na miejscu odrazu wleciałem jak torpeda zamykając z hukiem drzwi. Dziewczyna patrzy na mnie z lekko uniesionymi brwiami.

— Mocniej się nie dało? — Zapytała szukając coś w szufladzie.

— Uwierz, że dało.

— Ależ ty dowcipny.

— Przejdź do rzeczy, chce wiedzieć kto to zrobił.

Po paru minutach doszliśmy do wniosku. Ktoś zrobił to celowo. Odciski palców mówiły same za siebie. DNA mówiło, że ten facet co nas wtedy zaatakował nazywał się Kornel Markiewicz.

Przypomniała mi się sytuacja przy aucie. Kiedy by wsiadła do niego bez żadnego swojego tekstu. Byłaby przy mnie. Nie musiałbym robić dochodzeń w tej sprawie.

— Napewno to on?

—  Odciski palców mówią same za siebie, znasz go? — Zapytała  przeglądając wciąż papiery.

Mogłem główkować cały dzień, ale nie wiedziałem kto to był.

— Nie, pierwsze słyszę o kimś takim. Był karany?

— Tak. Co mówią akta, że był karany aż siedem razy. Jedna z rzeczy jest znęcanie się seksualne nad nieletnimi.

Co za sukinsyn. Pomyśleć co robił z tymi młodszymi nie winnymi dziewczynami aż zbierało mnie na wymioty. Dlaczego wciąż był na wolności. 

Alicja poprawia swoją plakietkę i wstaje z krzesła.  Poprawia swoje loki na głowie i patrz na mnie.

— Bądź moim partnerem. Masz przyda ci się to. — Poddała mi plakietkę, gdzie widywało moje imię oraz nazwisko. Dzisiaj mogłem być jej partnerem aby dojść do całej prawdy. Wiedząc jego akta wiedziałem gdzie mieszkał. Karta jednak się nie myliła. Po tych wszystkich latach mieszkał wciąż na Bemowie. Nie daruje mu tego, że przyszłą moją żonę i matkę moich dzieci musiałem odsiedzieć w szpitalu, bo była nieprzytomna.

That  way | Michał MatczakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz