2.10 Słońce i jej kwiaty.

253 13 11
                                    

Jak tęcza,
po deszczu
radośnie
pojawi się
po smutku.

Czekam wciąż czekam. Wiedz tyle, że nie przestane na ciebie czekać.  Chce słuchać jak twe serce bije dla mnie i będę potrafił się od ciebie odczepić.

— Boże Matczak, od kiedy stałeś się poetą? — Zapytał patrząc na kartkę, która była przelanym moim bólem. Tak się go pozbywałem.

— Odkąd twój stary postanowił spierdolić z mlekiem. — Odpowiadam chamsko, nie patrząc na Tadeusza. Nie dogadywaliśmy się od jakiegoś czasu odkąd dowiedziałem się, że zawsze coś czuł do Kseni.

Miałem tyle myśli, mógłbym pomyśleć nawet że pokłócił się z Frankiem właśnie o nią. Doskonale wiedziałem, gdzie Franciszek mógł mnie okłamać dla świetego spokoju. Pomyśleć że moi przyjaciele.. aż mi się w głowie nie mieściło.

— Stary kurwa o co ci chodzi? — Zapytał prychając na mnie. Przewracam oczami na jego czyny. Nie miałem o czym z nim rozmawiać.

— Wyjechałeś z Warszawy bo zakochałeś się w Kseni, prawda? — Zapytałem prosto z mostu. Musiałem złączyć fakty w jego. Ten mężczyzna pod klubem widziałem go kilka razy i to w towarzystwie moich znajomych. Tadek patrzy na mnie z lekkim zdziwieniem.

— Stary..

— Odpowiedz mi szczerze, jesteśmy przyjaciółmi czy nie? — Zaczął mnie denerwować. Zadałem mu jak dla mnie luźne pytanie a gdyby się przyznał może bym go nie uderzył.

— Oczywiście, że jesteśmy.

— To odpowiedz.

— Tak. Byłem w niej zakochany i dlatego wyjechałem.

Ja, jebie.

Zaciskam pięść dosyć mocno i zbieram wszystkie swoje rzeczy. Nie mogłem tego pojąć jakim cudem zdarzył ją tym co ja od samego początku.

— Ty płaczesz?

— Doskonale wiemy, że wybrała ciebie niż mnie. Bo byłeś dla niej dobry a ja.. — Pociągnąłem nosem kilkakrotnie i znowu patrzę na swojego przyjaciela. — Byłem tylko dla niej niemiły.

— Co ty w ogóle do mnie mówisz?

Taka była prawda. Wystarczyło być miłym dla niej a ona uważała kogoś już za boga.

Nigdy nie chciałem jej zranić, nie planowałem tego nawet. Zdaje sobie sprawę, że moje słowa czasami ranią do takiego stopnia, gdzie widzę jej łzy.  Chciałbym uciec i zostawić wszystko za sobą. Dosłownie zniknąć i nikomu nie truć tyłka.

— Nigdy na nią nie zasługiwałem, jeszcze stanęła w mojej obronie. To ja powinienem ram leżeć i gnić, ona miała zostać nie naruszona.

Chłopcy jedynie tyle wiedzieli co im powiedziałem. O tym, że zostaliśmy zaatakowani przez faceta, który prawie zabił mi dziewczynę. Więcej nic nie mówiłem.

— Stary nie mów tak nawet, ona wyjdzie z tego i będziecie szczęśliwi. — Pociesza mnie chłopak. Uśmiecham się słabo,  biorąc łyka whisky, która leżała na stoliku. Byłem tak bezsilny, że upijałem się do nieprzytomności. Chciałbym po prostu cofnąć czas, aby nie pozwolić jej na takie coś.

Czuje ból w krzyżu, zatokach i stawach.

Nie byłem, gotowy na rozstanie z tobą.

**

Wchodzę jak codzień, do sali gdzie leżała brunetka. Cieszyłbym się gdyby była przytomna. Chciałbym usłyszałeś jej głos, śmiech, krzyk czy płacz.

That  way | Michał MatczakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz