138) Nieuniknione

617 21 98
                                    

Remus Lupin miał w sobie wiele oczekiwań względem mieszania razem z teściami w jego domu. Chociaż powinno się stwierdzić, że miał wiele obaw z tym związanych. Niektóre sam potrafił nazwać, inne wciąż pozostawały nieodkryte, kłębiąc się na dnie jego świadomości i sprawiając, że każda chwila, podczas której przebywał we własnym domu, była w pewien sposób niepokojąca i tajemnicza. W końcu nie żył z nimi w zgodzie, a wszystkie ich spotkania i rozmowy podszyte były jedynie wymuszoną akceptacją, którą darzyli się ze względu na osobę najważniejszą dla nich wszystkich.

Dora natomiast tryskała radością i ignorowała fakt, że pomimo zgody na dzielenie domu, nikomu oprócz niej nie jest to na rękę. Remus nie mógł się jej dziwić. Może w innych okolicznościach sam cieszyłby się tym tak jak jego żona. Dla Dory liczyło się to, że miała obok siebie najbliższe osoby. On, rodzice, Syriusz... Gdyby tylko mogła, zgarnęłaby jeszcze Sarę z Amelią, od biedy z Franczesciem, jak najliczniejszą część rodziny Weasleyów i Merlin raczy wiedzieć kogo jeszcze. Trzymałaby ich w domu nawet siłą, nie przejmując się tym, że ściany ewidentnie nie są z gumy, z czego już i tak zdali sobie sprawę. Dla niej liczyło się to, że mogła mieć pewność odnośnie tego, że ci, których kochała, byli bezpieczni. Budziło się w niej coś, co nazywało się instynktem macierzyńskim, który w pełnym rozkwicie, jak przypuszczał, będzie mógł się równać z tym, który posiadała Molly Weasley. Nie krytykował jej potrzeb i odczuć. On czuł przecież podobnie, rozumiał ją doskonale i popierał w każdej decyzji, chociaż to on dźwigał na barkach wszelkie niewygodności z nimi związane. Nie narzekał, bo wszystko zrobiłby dla żony. Wszystko by dla niej zniósł.

Większość jego obaw związana była z jawną, rzadziej kiepsko ukrywaną wrogością teścia względem jego osoby. Przyjmował to ze spokojem, twierdząc, że przecież zasłużył na to. Dał zbyt wiele powodów ku temu, żeby mieć pretensje za takie zachowanie. Łatwiej było jednak znosić to na odległość, ale to miało się zmienić.

Skłamałby mówiąc, że niezaplanowana z wyprzedzeniem przeprowadzka Tonksów nie przyniosła żadnych problemów. Sam fakt, że musiało do niej dojść, był problemem. Problemem również była obecność Syriusza, która nie została skonsultowana właściwie z nikim, a jednak wymusiła całkowitą akceptację. Problemem był również metraż domu Lupinów, który posiadał zaledwie dwie sypialnie - jedną zajmowali Lupinowie i chociaż chcieli odstąpić ją rodzicom Dory, to Andromeda stanowczo zaprzeczyła, twierdząc, że kobieta w ciąży najlepiej wyśpi się we własnym łóżku oraz drugą, w której do niedawna pomieszkiwał Syriusz, a która niegdyś należała do małoletniego Remusa i była ewidentnym skansenem jego młodości, słabo przystosowanym do goszczenia dwóch osób. Problem noclegu rozwiązali dość szybko, chociaż już to nadwyrężyło nerwy Lupina. Postanowiono, że on i jego żona pozostaną w swojej sypialni, Tonksowie zamieszkali w jego dawnym pokoju, gdzie łóżko zostało magicznie powiększone, a szkolne pamiątki uprzątnięte, chociaż Andromeda nie nalegała na to, a Syriusz zameldował się na kanapie, nie mając zbyt wiele do powiedzenia, skoro sam zrezygnował tymczasowo z domu Moody'ego.

Pozostałe problemy były, cóż... całkiem niespodziewane. A mówiąc ,,całkiem niespodziewane" należało rozumieć, że nie było mowy o tym, by w jakikolwiek sposób można było je przewidzieć. Nawet gdyby miało się wyjątkowo rozwinięte umiejętności jasnowidzenia. Bo nikt nie mógł przypuszczać, że Ted Tonks, który i tak zaskoczył ich, zgadzając się na przeniesienie, zachowywał się tak, jakby był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

W domu Lupinów, wbrew wszelkim oczekiwaniom, nie zapanował istny armagedon i wcale nie było słychać tykającej bomby, która nieuchronnie miałaby wszystko rozsadzić. Wręcz przeciwnie. To co zapanowało w ich domu można nazwać sielanką, a było to jeszcze bardziej niepokojące...

Nimfadora Tonks cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz