126) Pogrzeb

1.2K 58 73
                                    

Remus rzadko przyjmował gości, nie lubił być gospodarzem. Sam wiódł zawsze raczej skromne życie, wykorzystując to, co mu się napatoczyło w ręce, toteż uważał, że nie ma nic do zaoferowania. Zawsze, gdy ktoś go odwiedzał, czuł się nieswojo we własnym domu, a atmosfera wydawała mu się nadzwyczaj niezręczna. Uczucie to potęgowało się za każdym razem, gdy przyszło mu otworzyć drzwi człowiekowi, którego darzył ogromnym szacunkiem i wdzięcznością. Może to dlatego, że nie miał do zaoferowania nic poza kiepską herbatą, a może dlatego, że w obecności Albusa Dumbledore'a czuł się zawsze onieśmielony, tak jakby znowu miał naście lat i wylądował na dywaniku u dyrektora, a ten zamiast go zrugać za złe zachowanie, spokojnym tonem gawędził z nim, przemycając między słowami życiową lekcję. Doceniał każde takie spotkanie i starał się rozgryźć wszystkie łamigłówki, które podsuwał mu Dumbledore, chcąc, żeby wyciągnął z nich jak najwięcej. Przez ten krótki czas, kiedy mógł się poszczycić tytułem profesora w Hogwarcie, starał się naśladować Albusa, chciał, żeby jego relacje z uczniami były równie pozytywne, żeby każda rozmowa była bogata w życiową mądrość, którą chciał przekazać. Wierzył, że może kiedyś dzięki takiemu podejściu do uczniów, spotka swojego absolwenta gdzieś na Pokątnej, a ten ukłoni mu się z szacunkiem i życzy dobrego dnia. Cóż... Teraz wiedział, że ta umiejętność jest najwidoczniej zarezerwowana tylko dla Dumbledore'a. Dziwnym było to, że ten czarodziej potrafił wszystkich onieśmielić. Remus powinien był się go spodziewać po tym, co się wydarzyło.

Przyglądał się uważnie starszemu czarodziejowi, który wkroczył do jego domu i zdawał się czuć w nim tak swobodnie, jakby był to jego własny gabinet. Na myśl o tym porównaniu, uczucie, że wrócił do czasów szkolnych pogłębiło się jeszcze bardziej. Lupin zupełnie by się nie zdziwił, gdyby zaraz Albus zaproponował mu filiżankę herbaty i wyciągnął z którejś szafki pudełko herbatników, o których istnieniu sam pewnie by nie wiedział.

— Przepraszam, profesorze, ale nie spodziewałem się gości — mruknął i odchrząknął, żeby odwrócić uwagę od tego, jak chyłkiem odrzucił w kąt wygniecioną koszulę, która leżała przed chwilą na kanapie. Nie zdążył już zgarnąć koca, bo dyrektor, jak gdyby nigdy nic, rozsiadł się wygodnie, a skinieniem różdżki ułożył rozwalone poduszki i inne tekstylia, które przeniosły się zgrabnie na przeznaczone dla nich miejsce. Remus wypuścił ze świstem powietrze.

Od miesiąca znowu był w swoim domu i nie mógł się z tym pogodzić. Czuł się obco w swoich czterech ścianach. Ten dom był zdecydowanie za duży dla niego, przywykł do spania w szałasie czy niewielkiej izdebce w drewnianej chacie. Wszystko go drażniło, każdy najmniejszy szelest doprowadzał do furii. Nie planował powrotu, może gdyby było inaczej, to udałoby mu się lepiej przygotować, przestawić się z leśnego życia z powrotem na miejskie. Pamiętał doskonale, ile go kosztowała jego świąteczna wizyta, a trwała przecież niespełna dwa dni. Teraz tkwił w domu już miesiąc i musiał przyznać, że najwidoczniej przywykł na stałe do leśnego klimatu, bo kolejne dni nie przynosiły ulgi wrażliwym zmysłom. Co prawda jego dom stał raczej w odosobnieniu, na samym końcu ulicy i olbrzymim atutem tej lokalizacji był pobliski las, który chyba jako jedyny pozwalał Remusowi nie zwariować. Wiedział jednak, że nie może się w nim zaszyć. Nie był to odludny bór, zwłaszcza latem można się było tam natknąć na spacerujących po nim mugoli. Co by zrobili na widok śpiącego w krzakach mężczyzny? Nie, Remus wiedział, że, chociaż nie będzie to łatwe, musi na nowo przywyknąć do normalnego życia. Szło mu to jednak kiepsko... Zmysły nadal miał nieludzko wyczulone, a impulsów było zdecydowanie za dużo dookoła. Wszystko wydawało mu się być irytujące. Samochody były za głośne, lampy świeciły za mocno, powietrze było zbyt brudne, nawet jego łóżko było za miękkie i przestał zupełnie w nim spać. Wolał ułożyć kilka poduszek na podłodze i zadowolić się starymi, twardymi deskami, które przypominały mu choć trochę chatę Andrew.

Nimfadora Tonks cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz