139) Chwila prawdy

259 12 9
                                    

Słońce już wzeszło i oświetlało skromny ganek Lupinów, przedzierając się przez korony pobliskich drzew. Poranna rosa lśniła w jego promieniach, a mgła opadała już bardzo nisko. Emocje jednak ciągle buzowały im w głowach, a miało być jeszcze gorzej.

Minęło już sześć godzin od kiedy Ted Tonks zniknął za horyzontem, zostawiając najważniejsze kobiety w jego życiu pod ich opieką. Jednak Remus i Syriusz nie potrafili ruszyć się z miejsca. Od tych sześciu godzin siedzieli na werandzie, a ich buty i cienkie koszule przemokły już do cna. Poranek był chłodny, chociaż im zdawało się, że ten ziąb pochodzi z ich wnętrza, które zmrożone były wydarzeniami tej nocy. Czekali, mimo tego że wiedzieli, iż nie ma na co. Ted nie wróci. Ta pewność dobijała ich jeszcze bardziej, a jednak siedzieli na zewnątrz, licząc, że może jego postać zamajaczy na końcu dróżki.

— To nie będzie łatwe... — odezwał się w końcu Syriusz, a ciałem Lupina wstrząsnął dreszcz. Być może spowodowane to było chłodem, a może sensem słów, które wypowiedział ochrypłym głosem Black. Miał całkowitą rację. To nie będzie łatwe i to pod każdym aspektem. Chociaż nie dogadywał się z Tedem, jego nieobecność nie była mu na rękę. Życzył mu jak najlepiej, chciał by każdy dzień przeżywał w zdrowiu i dostatku, i chociażby ze względu na to, że był jego teściem powinien go chronić tak, jakby to robił względem samej Dory. A on pozwolił mu odejść i to w tajemnicy przed Nimfadorą i Andromedą. To było niewybaczalne z jego strony i będzie musiał za to odpowiedzieć. Nie będzie to łatwe... — Rozumiesz jego zachowanie?

— Zostawił je, chociaż tak bardzo go potrzebują.

— Cóż za ironia losu... — sarknął Black, śmiejąc się gorzko. — Dwójka idiotów, która powinna rozumieć się bez słów...

— Rozumiem go doskonale — przerwał mu wpół zdania, wiedząc do czego zmierzał od samego początku. Syriusz chciał mu wytknąć hipokryzję, pokazać, jak inni się czuli, gdy on odchodził. Nie widział tego, że sam zrobił to samo Althedzie, która najpewniej wciąż na niego czekała w domu Szalonookiego. Remus dostrzegał podobieństwo między sobą, a Tedem. Zarówno jeden jak i drugi odeszli od kobiet, które kochali, bo wierzyli w to, że tak będzie dla nich lepiej. Czy był to przejaw głupoty? Owszem, ale również troski i miłości. Te u Remusa były silniejsze, bo zawsze wracał. — Oby nasze podobieństwo było jeszcze większe.

— Masz nadzieję, że wróci? — spytał Syriusz, wysoko unosząc brew, a Remus skinął głową.

— Liczę na to.

— Myślisz, że mu to wybaczą? — Głos Blacka był trochę nieobecny i chociaż jego pytanie odnosiło się do sprawy Tonksa, to miało chyba również ukryty sens, który był dla Remusa oczywisty.

— Kocha je ponad wszystko — stwierdził Lupin, spoglądając przed siebie, ale w krajobrazie nic się niestety nie zmieniło — a miłość potrafi wiele wybaczyć.

— Tonks może tobie odpuściła — przyznał Syriusz, nie patrząc w jego stronę — ale chyba nie wiesz, że miłość w wykonaniu Blacków jest bardziej uparta.

O uporze Blacków można było pisać książki. A Remus nie raz doświadczył go na własnej skórze, nie tylko przez lata przyjaźni z Syriuszem, ale przez całą jego znajomość z Tonks. Gdyby nie ten słynny upór, być może nie miałby teraz żony i dziecka w drodze. Zazwyczaj była to zaleta, a nie wada, jednak w przypadku Łapy sięgało to niekiedy rozmiarów aż niezdrowych. Nawet nie wysłuchał wytłumaczeń Althedy, opierał się jedynie na słowach Dory, które zostały wypowiedziane pod wpływem emocji. Tonks była uparta i porywcza, ale potrafiła przemyśleć wszystko racjonalnie i się zreflektować. Andromeda również była uparta, ale przy tym i duma, najczęściej stawiała na swoim. Jednak to Syriusz był najbardziej uparty, tylko że on zawsze zatracał się w tym i nie pozwalał sobie przemówić do rozumu. Oby tym razem było inaczej... Remus spojrzał na przyjaciela, wiedząc, że jego słowa nic nie zmienią. Sam musiał to sobie przemyśleć.

Nimfadora Tonks cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz