Kiedy Szalonooki Moody po raz tysięczny powtarzał kadetom albo członkom Zakonu Feniksa swoje życiowe motto - stała czujność, wszyscy wywracali oczami, uznając to za objaw jego domniemanej paranoi. Może mówił to zbyt często i ten tekst stał się już zbyt oklepany, a może podejście do tej czujności wynikało z nikłego doświadczenia, jakim mogli się pochwalić w porównaniu z Szalonookim...
Remus doskonale pamiętał, jak za czasów pierwszej wojny Syriusz i James narzekali na gadaniny Moody'ego. On sam wtórował im w żartobliwych komentarzach, ale jednak wszyscy Huncwoci wpatrywali się w Szalonookiego, który jeszcze wtedy Szalonookim nie był, z nieskrywanym podziwem. James nawet poprzysiągł sobie, że przebije Moody'ego i doprowadzi do Azkabanu więcej śmierciożerców niż on. Jednak, gdy znów słyszeli stała czujność, coś się w nich gotowało...
To była młoda krew, która wrzała, mimo całej racjonalności. Wtedy wydawało im się, że mogą zbawić świat tylko swoimi chęciami, że żaden śmierciożerca nie jest w stanie ich pokonać, a śmierć jeszcze długo nie spojrzy im w oczy.
To była naiwność...
Teraz, po latach, Remus całkowicie doceniał ciągłe powtarzanie przez Szalonookiego, że stała czujność może im uratować skórę. Musieli o tym pamiętać, bo auror sam już nie mógł im tego przypomnieć. Ponadto, mając z tyłu głowy słowa Moody'ego, znacznie bogatsze doświadczenie w walce ale też i to życiowe, Lupin nauczył się słuchać swoich instynktów i intuicji. Szkoda, że nie były one nieco bardziej precyzyjne...
Od pogrzebu Teda minęły trzy tygodnie. Trzy tygodnie, których bardzo potrzebowali. Udało im się wypracować nową codzienność, nie różniącą się znacząco od poprzedniej, a jednak zupełnie inną. Z ich domu zniknęło oczekiwanie, pojawiło się jednak więcej tęsknoty i spokoju.
Altheda zgodnie ze swoimi słowami, pojawiła się dwa dni po pogrzebie. Dora pozwoliła jej się zbadać, bez słowa sprzeciwu. Chyba sama czuła potrzebę upewnienia się, że wszystko jest w porządku. I tak właśnie było, nie obyło się jednak bez jakiegokolwiek ale... Farewell zapewniła, że ciąża jest na ostatniej prostej i Tonks powinna uważać bardziej niż do tej pory. Podobno występowało podwyższone ryzyko odklejenia się łożyska, co było bardzo niebezpieczne. Altheda zapewniła jednak, że jeżeli Tonks będzie stosować się sumiennie do jej zaleceń, przetrwa ten miesiąc bez żadnych komplikacji aż do porodu.
Po pierwsze Dora musiała całkowicie przerwać działania na rzecz Zakonu, nie było mowy o jakichkolwiek audycjach w Potterwarcie, wspieraniu rannych czy czymkolwiek chciałaby się zająć. Była to kwestia całkiem oczywista, do której Tonks starała się przygotować już od dłuższego czasu. Trudniejszy był jednak drugi zakaz.
Altheda kategorycznie zakazała przenosin za pomocą teleportacji czy świstoklików. Każda taka wycieczka mogła skończyć się na tym etapie tragicznie. To było dla nich zrozumiała, ale kiedy Farewell do tego dodała, że Nimfadora nie powinna nawet korzystać z kominka, Tonks zaczęła się sprzeciwiać. Remus, Syriusz i przede wszystkim Andromeda próbowali i to całkiem skutecznie przekonać Dorę, że to dobre wyjście i tak być musi. Black rzucił nawet żartem, że pewnie najdalej za tydzień sama będzie tak wielka, że nie będzie miała siły na jakiekolwiek wycieczki.
Tonks zgodziła się, chociaż zażądała, żeby nikt nie ograniczał jej spotkań z kimkolwiek. Remus zgodził się, gotowy zrobić wszystko, żeby jego żona nie sprzeciwiała się tym wszystkim zakazom. Obiecał nawet, że sam będzie organizować towarzyskie herbatki i rozsyłać zaproszenia, żeby ten miesiąc jej się tak paskudnie nie dłużył. Co prawda tylko tak powiedział, a na pierwszym miejscu stawiał bezpieczeństwo Nimfadory i ich synka. Był jednak gotów zaprosić raz na jakiś czas jedną lub dwie zaufane osoby, żeby oboje zadowolili się kompromisem.
CZYTASZ
Nimfadora Tonks cz. II
FanfictionPo długich miesiącach działania w ukryciu Zakon Feniksa wychodzi z cienia. Jednakże Bitwa w Departamencie Tajemnic kładzie cień na życie Nimfadory Tonks. Czy konsekwencje bitwy pozwolą jej żyć dalej? Czy w obliczu zaogniającego się sporu wśród czar...