140) Twarzą w twarz

210 12 3
                                    

Szukała hałasu. To stało się wręcz maniakalne. Musiała wyrwać się z domu, który trawiło rozpaczliwe milczenie. Sama się do tego przyczyniła, to fakt, ale miała ku temu powody. Nie miała siły dłużej spierać się z Remusem, wykrzyczała już wszystko i nie odnajdywała w sobie żadnej energii, by powtórzyć którąkolwiek z tych kłótni. Nie potrafiła mu tego wybaczyć. Jemu, Syriuszowi i własnemu tacie... Ale to Remus w jej oczach dopuścił się największej zbrodni...

Wiedziała, że między jej mężem i ojcem długo nie zapanuje prawdziwy pokój. Winiła za to tatę, a Remusa wspierała. Zachowanie Teda Tonksa było niepoważne i zaprzeczało wszystkim wartościom, które wpajał córce od urodzenia. Tłumaczyła to troską i ojcowską miłością, która przybrała niepoważne rozmiary. Złościła się na tatę, ale nie potrafiła długo chować tej urazy. W końcu to był jej tata... I na Merlina, naprawdę dostrzegała promyk nadziei na to, że po tej paskudnej kolacji, na której ogłosili z Remusem wieści o swoim ślubie, wszystko się ułoży. O ironio, wsparcie męża pozwalało jej w to wszystko wierzyć... Kiedy jej tata oznajmił, że dla ich bezpieczeństwa i na znak sprzeciwu nie zgłosi się do Rejestru Mugolaków, Remus jako pierwszy znalazł rozwiązanie i zaproponował jej rodzicom, by przenieśli się do ich domu. Tam wszyscy mieli być bezpieczni i ukryci do czasu, gdy sytuacja się nie unormuje, a oni nie wpadną na lepszy pomysł. Zdaniem Dory nie było lepszego pomysłu. Miała pod jednym dachem męża, rodziców, Syriusza, a pod swoim sercem nosiła maleństwo, które powinno wychowywać się właśnie w takim domu - pełnym ludzi, których kochała.

Bała się, że będzie im za ciasno, że będą wybuchać ciągłe kłótnie, albo nie opuści ich niezręczna atmosfera... Myliła się. Faktycznie tylko ślepy nie dostrzegłby muru między jej mężem i ojcem, ale liczyła, że z biegiem czasu sytuacja się zmieni na lepsze. Gdyby nie to, mogłaby śmiało powiedzieć, że wszystko było idealne. Nie pamiętała, kiedy ostatnio miała w sobie tyle radości, miłości i ciepła... Pragnęła by tak było już zawsze. Z resztą powiedziała to Remusowi tej nocy, gdy on pozwolił jej ojcu zamknąć za sobą drzwi. To było okrutne...

Tamten dzień zmienił wszystko. Przez zamykające się drzwi uleciał cały spokój, radość i ciepło. Dom Lupinów stał się zwykłym budynkiem, którego mury były przerażająco zimne. Był klatką, w której zostali uwięzieni... Black wprawiony w ucieczkach, czmychnął ku jej wściekłości z powrotem w ramiona Althedy. Nie komentowała tego, udawała, że ten temat dla niej nie istnieje, chociaż doskonale wiedziała, że wystarczyła jedna iskra by jej wściekłość wybuchła, a ona wtedy z pewnością wyrzuciłaby tych nieszczęsnych kochanków z domu Moody'ego, a Syriusza na nowo posłała w odmęty nieprzytomności za to, że nawet on nie miał w sobie tyle siły, by przeszkodzić jej ojcu. Farewell zrobiłaby pewnie coś jeszcze okrutniejszego, bo wciąż upatrywała w niej osobę winną ucieczki Laury, która nadal nie dała żadnego znaku życia. Remus natomiast... On stał się cieniem. Po tamtej pełni, którą spędził w lesie, długo nie wracał. Nie przyznała mu się, jak bardzo się bała, że stało się coś złego. Tym bardziej nie miała zamiaru tego mówić, gdy dowiedziała się, że te kilka paskudnych ran, które ponoć sam sobie zrobił, opatrzyła mu Altheda. Po tym jak upewniła się, że jej mąż jest w jednym kawałku, znów dała dojść do głosu złości, która nie zelżała. Mijali się bez słowa, posyłając sobie długie spojrzenia, gdy to drugie nie patrzyło. Unikali się na tyle, na ile było to możliwe, gdy mieszkało się pod jednym dachem. Oboje przystali na ciche dni i samotne noce, bo Remus sypiał teraz na kanapie, pozostawiając w ich małżeńskim łóżku przestrzeń na trawiący ją smutek i kipiącą wściekłość.

Gdyby wierzyć w to, że czas pozwala ukoić negatywne emocje, wszystko zdążyłoby się już uspokoić, ale to stwierdzenie z pewnością mijało się z prawdą... przynajmniej w ich przypadku. Mieszkali razem, a jednak osobno i nawet jeśli któremuś z nich przeszło przez myśl, że nadeszła pora na zakopanie toporu wojennego, to obecność Andromedy od razu sprowadzała ich brutalnie do pionu. Tonks mogła twierdzić, że odejście ojca przeżyła paskudnie, ale to co doświadczyła jej mama... To przyprawiało ją samą o dreszcze.

Nimfadora Tonks cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz