121) Spotkanie

557 29 49
                                    

Koniec lutego przyniósł zaskakujące ocieplenie, które Tonks przyjęła z nieukrywaną ulgą. Miała dość mrozów i śniegu. Miała dość wszystkiego. Wydawało jej się, że ostatnio nie jest sobą, że nosi w sobie zbyt dużo i nie potrafi sobie już z tym poradzić. Po bitwie w Dartford wydarzyło się dla niej zbyt wiele.

— Chyba się już do tego nie nadaję — stwierdziła, spoglądając w lustro. Jej twarz naznaczały teraz cienkie blizny, które pozostawiły po sobie odłamki szkła. Savage mówił, że z czasem powinny wyblaknąć. Tonks na tym nie zależało. Gdyby nie miała takiego problemu z metamorfomagią, już dawno by się ich pozbyła, ale po tylu miesiącach przyzwyczaiła się do życia bez niej. Myśl o swoich podwładnych na nowo rozbudziła męczące myśli w jej głowie. Rozmawiała z Szalonookim, on również znał Savage'a i Williamsona, uważał, że są dobrymi, świetnie wyszkolonymi aurorami, ale tak samo jak Tonks miał wątpliwości, co do ich wierności wobec Ministerstwa Magii, zwłaszcza w czasach, gdy posadę ministra piastował były szef Biura Aurorów. Tonks wyciągnęła z niego informację, że to właśnie z tego powodu nie powiadomił Lucy o bitwie przy moście. Oczywiście wywiązała się z tego tradycyjna kłótnia, podczas której Dora zacięcie broniła swojej podwładnej, a Moody przy okazji wypomniał jej zachowanie podczas przesłuchiwania McCorry'ego. Ostatecznie doszli do wniosku, że aurorzy będą mogli informowani o wszystkich bitwach, ale Szalonooki nie wprowadzi ich bezpośrednio do Zakonu. Tonks wymogła na nim również, żeby przeprosił Smith, ale wiedziała, że to nigdy nie nastąpi.

Sprawa McCorry'ego nie dawała jej spokoju. Była taka wściekła! Chciała rozerwać tego mężczyznę na strzępy za to, co zrobił Laurze, za sam fakt, że jest śmierciożercą, że był na moście gotowy mordować. Nie wiedziała ilu mugoli zginęło z jego różdżki, ale obwiniała go za całą tę sytuację. Gdy tylko o nim myślała, zalewała ją nagła fala złości. Nie była dumna z tego, jak się zachowała, nie chciała być ani brutalna, ani okrutna, ale wyszło inaczej... Może byłby jej łatwiej, gdyby McCorry mógł udzielić im jakichkolwiek informacji. Przeklęta przysięga zakneblowała mu usta, a oni wpadli w sytuację bez wyjścia... Najbardziej jednak dziwiło ją zachowanie Laury. Tonks podejrzewała, że jej kuzynka będzie albo wściekła, albo kompletnie rozbita po spotkaniu ze swoim dawnym oprawcą. Ta z kolei zachowała zimną krew i zdrowy rozsądek, a przy okazji broniła śmierciożercy.

Tonks westchnęła przeciągle, schylając się do kufra, szukając lżejszej kurtki. Była w stanie znieść to wszystko, całą sprawę z przesłuchaniem, bitwą i aurorami. Dałaby radę, gdyby nie to, co wydarzyło się podczas minionej pełni. Nie spodziewała się tego, nigdy nie pomyślałaby, że to się powtórzy. A jednak w nocy obudził ją ból, nie był paraliżujący tak jak kiedyś, ale jednak zaniepokoiła się, czując na ramieniu coś ciepłego i lepkiego. Przeraziła się nie na żarty, kiedy spostrzegła, że jej stara rana na ramieniu otworzyła się na nowo. Po omacku zaczęła szukać jakiegoś materiału, którym mogłaby zatamować krwawienie. Z doświadczenia wiedziała, że żadne próby magicznego zasklepienia rany na nic się nie zdadzą, a jeszcze bardziej pogorszą sprawę Zawiązała ciasno jakąś koszulkę. Szok powoli ustępował, a gonitwa myśli nie pozwalała jej zasnąć. Trudno było jej powiedzieć, kiedy ostatni raz to się wydarzyło, ale wtedy zdarzało się to znacznie częściej, przywykła, a nawet spodziewała się tego z każdą zbliżającą się pełnią. Jednak z czasem nagle to wszystko ustało i wierzyła, że rana zasklepiła się na zawsze.

Znalazła swoją skórzaną kurtkę na dnie kufra i wyciągnęła ją, ale wypadło z niej coś z brzękiem i potoczyło się po podłodze. Tonks spojrzała na przedmiot z zainteresowaniem. Uniosła w dłoni srebrny łańcuszek, na którym zawieszona była czarna perła. Zacisnęła mocno zęby, widząc przed oczami świąteczny prezent od Lupina. Zupełnie o nim zapomniała. Zamknęła oczy i pokręciła głową. Po tej pełni już za dużo myśli mu poświęciła. A przecież nie powinna... Mimo woli wróciła myślami do tamtego śnieżnego wieczoru, kiedy Remus wręczył jej naszyjnik. To było jeszcze na długo przed tym, jak uświadomiła sobie, że go kocha, a mimo to czuła, że zawsze może na niego liczyć i będzie przy niej blisko. Przypomniała sobie również, jak po raz pierwszy otworzyła jej się rana. Rozmawiała wtedy z Lupinem, opatrując jego rany w kuchni na Grimmauld Place. Gdy spytała czy jej rana może mieć coś wspólnego z tym, co on przeżywa podczas pełni, powiedział, że to możliwe. Nagle w jej głowie pojawiła się myśl. Czy to było możliwe, że Remus Lupin myślał o niej ten pełni?

Nimfadora Tonks cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz