Salon Szalonookiego w niczym nie przypominał dawnej Kwatery Głównej przy Grimmauld Place. Już patrząc na sam rozmiar budynku, można było śmiało stwierdzić, że dom Moody'ego nie jest w stanie pomieścić tylu gości co chociażby kuchnia w domu Blacków, która była sercem całego budynku. A jednak, chociaż nikt się tego nie spodziewał, biorąc pod uwagę aktualną organizację Zakonu Feniksa, pewnego dnia większość jego członków dostała wezwanie, by stawić się tam o tej samej porze. Raczej nikt nie zaprzątał sobie głowy tym, że może dla kogoś zabraknąć miejsca. Wezwanie od Szalonookiego zawsze oznaczało sprawę najwyższej wagi. Nikt nawet nie śmiałby zażartować, że będzie to zaproszenie na herbatkę, a jednak...
Niewielki salon Moody'ego okazał się być jak z gumy, a Tonks, która przysiadła na parapecie, zastanawiała się czy pomieszczenia również można potraktować zaklęciem powiększającym. Bo podczas ich normalnych spotkań ledwo mieścili się w niecałe dziesięć osób, a teraz z trudem mogła doliczyć się obecnych. Nie pamiętała, kiedy widziała tych wszystkich ludzi na raz. Uśmiechnęła się delikatnie na widok ich twarzy, ale nie potrafiła tak jak oni całkowicie oddać się tej beztrosce, która niespodziewanie ogarnęła dom. Miała dziwne wrażenie, że kiedyś już tak było... Za czasów Grimmauld Place. Wtedy również Kwatera Główna tętniła życiem. Obserwowała z boku jak Hestia dyskutuje z Fleur o ślubnych dekoracjach, a Bill i Carl kręcą jedynie z politowaniem głowami, słysząc o wszystkich kwiatach, falbanach i girlandach. Obok nich Dedalus prezentował Sturgisowi swój najnowszy zegarek, nie zwracając uwagi na to, że jego rozmówca głośno krytykuje ślubne przygotowania w trakcie wojny. Przy stole siedziała cała reszta. Kingsley zagadywał Artura i Lucasa, podczas gdy Emily próbowała wciągnąć do rozmowy Laurę, która w ostatnim czasie dość niechętnie rozmawiała z kimkolwiek. Dalej półgębkiem rozmawiali po włosku Franczesco i Giuseppe. Tonks szczerze żałowała, że Sara nie wyrwała się z domu, ale Fran na pytanie, gdzie jest jego ukochana, odpowiedział tylko, że Amelia ząbkuje. Molly swoim zwyczajem, zagadywała wszystkich o samopoczucie i krążyła między nimi, by w pogotowiu każdemu zaoferować herbatę lub ciasto, którego ogromne ilości przytargała ze sobą. Tuż za nią podążali bliźniacy i przedrzeźniając matkę, podsuwali ludziom pod nos swoje wynalazki. Tonks z ulgą przyjęła, że nikt się na nie nie skusił, bo doskonale wiedziała, że mogło się to źle skończyć... Swoimi komentarzami rozbawiali całe towarzystwo i nawet gospodarz, który stał w wejściu do pokoju, nie próbował uciszyć tej całej paplaniny, a jedynie spoglądał z posępną miną w kąt pokoju. Tonks również ukradkiem tam zerkała, mimowolnie jej wzrok szukał Remusa, który skrył się w cieniu i unikał kontaktu z obecnymi osobami. Rozmawiał jedynie z Althedą, co było Dorze bardzo nie na rękę. Wolałaby, żeby Lupin nie odzywał się do nikogo, ignorował wszystkich, tak jak ją, on jednak mimo całej swojej postawy, która wskazywała na chęć pogrążenia się w rozpaczy, rozmawiał z Farewell uprzejmie, chociaż bez większego zaangażowania. Tonks pocieszała się tym, że Remus sprawiał wrażenie, że wcale nie chce tam być...
Mogła próbować sobie wmówić, że w tym wszystkim chociaż ona może czuć się w miarę swobodnie. Było to jednak bezcelowe... Na jego widok wzbierała się w niej tak skrajna mieszanka uczuć, że z trudem potrafiła je rozpoznać. Minął miesiąc od dnia, w którym wrócił prawie martwy. Minął miesiąc od momentu, w którym Meg Owen, kobieta z lasu, przybyła za Remusem i wyzionęła ducha w jego ramionach. Minął miesiąc od ich rozmowy, w której prosiła go o to, żeby powiedział jej prawdę. Nie oczekiwała, że porozmawia z nią od razu, nie wymagała tego. Był w żałobie... Nie wiedziała, kim dla Remusa była ta kobieta, nie chciała nawet snuć na ten temat domysłów, ale wiedziała, że była dla niego kimś ważnym, a on ją stracił. Z pewnością potrzebował czasu, rozumiała to doskonale. Mogła poczekać, ale on... Nie odezwał się słowem, nie przekazał jej żadnej wiadomości przez cały miesiąc. Zadowoliłby ją skrawek pergaminu z informacją, że pamięta o tej rozmowie, że nie ignoruje jej, ale jeszcze nie czas. Nie doczekała się nawet tego. Z każdym dniem ubywało nadziei, że w końcu uda jej się wyjść na prostą, że rozmowa z Remusem zakończy miesiące cierpienia i będzie wiedziała na czym stoi. Podświadomie jednak czuła, że chociaż nie ma z nim kontaktu, to jest blisko, a to sprawiało, że było jej jeszcze trudniej. I kiedy zobaczyła go w salonie Szalonookiego, myślała, że eksploduje z wściekłości i żalu. Miała tego wszystkiego po dziurki w nosie i w jednej chwili doszła do wniosku, że to on powinien prosić ją o rozmowę. Najchętniej wyszłaby z tego całego spotkania, nie miała ochoty na towarzyskie pogaduszki. Z resztą, to wszystko, co miało miejsce w tamtej chwili u Moody'ego, było dla niej marną parodią tego, co pamiętała z Grimmauld Place. Bez Syriusza nie miało to swojego uroku, radość wydawała jej się udawana, a każda rozmowa podszyta strachem i niepewnością. Nie było to dla niej autentyczne. Dlatego wycofała się, usiadła z dala od wszystkich, a jej wzrok krążył między Alastorem, Remusem, a regałem, za którym leżał wciąż nieprzytomny Black.
CZYTASZ
Nimfadora Tonks cz. II
FanfictionPo długich miesiącach działania w ukryciu Zakon Feniksa wychodzi z cienia. Jednakże Bitwa w Departamencie Tajemnic kładzie cień na życie Nimfadory Tonks. Czy konsekwencje bitwy pozwolą jej żyć dalej? Czy w obliczu zaogniającego się sporu wśród czar...