113) Po prostu nie pytaj

518 34 14
                                    

Na zewnątrz było chłodno, mimo wciąż trwającego sierpnia. Potworny wiatr przemierzał pola, lasy i miasta, zwiastując nadchodzący koniec lata. Dotarł również do Nory, a wraz z nim przywiało niespodziewanego gościa, który siedział w ciepłej, pachnącej domowym plackiem kuchni, trzymając w rękach kubek ciepłej herbaty. Nastała noc, nikt oprócz gospodyni, Molly Weasley, nie wiedział o obecności przybysza. Może to i lepiej. Celem tej osoby nie było zwrócenie swojej uwagi, a odnalezienie spokoju. Chociaż na chwilę.

— Dumbledore ma jutro przyprowadzić Harry'ego, ale nie powiedział dokładnie o której – oświadczyła Molly, kładąc przed swoim gościem talerz z plackiem drożdżowym i jeżynami. – Po drodze mieli się spotkać ze starym Slughornem, pewnie go nie pamiętasz. Nie uczył już za twoich czasów, ale podobno ma wrócić. O ile się zgodzi... Nie wiem po co Dumbledore ciągnął Harry'ego ze sobą. Dyrektor powinien załatwiać takie sprawy sam. Ale o czym my mówimy! Przecież nie przyszłaś do mnie słuchać o nauczycielu eliksirów. Opowiadaj, co u ciebie?

— Dużo się dzieje – odezwała się Nimfadora, odstawiając kubek z herbatą na stół. – Chociaż jednocześnie mam wrażenie, że nic się nie dzieje.

— Rozumiem, spadła na ciebie spora odpowiedzialność. – Molly pokiwała głową ze zrozumieniem. – Niedługo do zamku przyjadą dzieciaki, a to wszystko pozostaje na twojej głowie.

Tonks uśmiechnęła się blado, ale ten gest nie dodał jej postaci dawnego blasku, który utraciła już jakiś czas temu. Molly z ciężkim sercem patrzyła na bladą twarz młodej kobiety, która już niejednokrotnie podczas ich znajomości nikła w oczach. Tym razem, chociaż widziały się po raz pierwszy od pamiętnej sytuacji w szpitalu, gdzie Tonks była w stanie krytycznym, również wyglądała na chorą. Jej włosy utrzymywały się w nijakim, mysim kolorze, twarz była wychudła, a każdy gest wydawał się być wymuszony. Pani Weasley spoglądała na jedną ze swoich licznych pociech, bo przecież i tak mogła nazwać Dorę, z matczyną troską i współodczuwała jej ból, chociaż nie wiedziała nawet, gdzie jest jego źródło.

— Gdyby tylko o to chodziło... — westchnęła młodsza kobieta, garbiąc się bardziej. – Wszystko jest nie tak, Molly. Mam już tego dość...

— Czego, kochanieńka?

— Wszystkiego, Molly – mruknęła niechętnie. – Wszystkiego...

— Mogę ci jakoś pomóc, skarbie? – spytała rudowłosa kobieta, jednak jedyną odpowiedzią, jaka ją spotkała, była cisza. — Jeżeli mogę coś zrobić, powiedz, a to zrobię.

— Wiem, Molly i dziękuję ci za to. – Tonks obdarzyła ją uśmiechem wdzięczności, który był jednak niesamowicie smutny. – Ale już za późno.

— Nigdy nie jest za późno – zapewniła ją Weasley, przysiadając się obok i gładząc ją po dłoni. – Jesteś jeszcze młoda i możesz tego nie wiedzieć, ale zaufaj starszej kobiecie.

— Masz dla mnie jeszcze jakąś życiową mądrość? – zapytała żartobliwie Tonks.

— A żebyś wiedziała! – odparła pewnie Molly. – Nikt nie powinien walczyć z problemami sam.

— Czy to kolejna próba skłonienia mnie do mówienia?

— Mam nadzieję, że skuteczna – westchnęła pani Weasley i uśmiechnęła się do Nimfadory, a ta pokręciła jedynie głową z niedowierzaniem. – Co ci szkodzi, Tonks?

Dora miała już coś powiedzieć, stwierdzić, że to jej sprawa i daje sobie radę, że nie potrzebuje zwierzeń i pocieszeń, że z każdym dniem jest coraz lepiej, ale miała już dosyć tych kłamstw. Miała również powyżej uszu ciągłych połowicznych rozmów, półdialogów, w których rzucała nic nieznaczące, wyrwane z kontekstu fakty, mające na celu jedynie nasycić ciekawość rozmówcy i uruchomić potok pokrzepiających słów, które nie pomagały. I może Molly, pomijając jej wielkoduszność, troskę i matczyną miłość, jaką obdarowywała wszystkich, nie była najlepszą kandydatką na spowiednika ze względu na wiele czynników, to Tonks postanowiła wyrzucić z siebie większość ciężaru.

Nimfadora Tonks cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz