148) Świąteczne zamieszanie

144 5 51
                                    

Śnieg opadał leniwie za oknem, okrywając wszystko grubą warstwą białego puchu. Ogień trzaskał w kominku, sprawiając, że w pomieszczeniu nastała przyjemna atmosfera, która nie była tak oczywista, jeżeli mieszkało się w domu Szalonookiego Moody'ego. Syriusz nadal nie potrafił przyznać, że jest u siebie, bo w sumie nie był... Dom formalnie należał przecież do Tonks, a ona chyba nie chciała w nim za wiele zmieniać, przynajmniej nie teraz. Łapa tygodniami wygrzebywał z każdego kąta dziwaczne przedmioty, fałszyskopy i pozostałości po dawnym właścicielu. Wściekał się jak diabli, bo czuł się tu tylko gościem, co choć niezbyt komfortowe, wciąż było lepsze od bycia więźniem w rodzinnym domu. Sam tak naprawdę też nie chciał nic zmieniać, co nie wykluczało tego, że jednym z największych pragnień, jakie miał, było odnalezienie swojego miejsca.

Coraz częściej wątpił w to, że to możliwe, gdy tkwiło się w tym całkowitym chaosie. Zbyt wiele rzeczy ciągle było niepewnych... Kingsley musiał się ukrywać po wpadce podczas przenosin Włochów, ale dzięki niemu wiedzieli o istnieniu zaklęcia tabu, jednak jego nieobecność mocno naruszyła ich struktury i błądzili jeszcze bardziej po omacku. Zakon potrzebował przywódcy. Dumbledore był zawsze oczywistą opcją, chociaż nigdy nie mówił wprost o swoich planach, Moody natomiast był godnym zastępcą, bardzo pragmatycznym, zawsze mówił wprost, chociaż nieraz zdarzało mu się wyolbrzymiać zagrożenie. Kingsley otrzymał tę rolę w niespodziewanym spadku, miał łeb na karku, miał charyzmę i siłę przebicia, w innych okolicznościach byłby idealnym kandydatem, ale też był człowiekiem i za bardzo go to przytłoczyło. Dawał z siebie wszystko, ale presja, ich sposób działania, tego wszystkiego było za dużo i w końcu nawet King popełnił błąd. I co najgorsze był to błąd nieświadomy, który mógł popełnić każdy z nich. Syriusz nienawidził tego owijania w bawełnę, mówienia o Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, a jednak przypadek Kinga pokazywał, że niestety byli zmuszeni do zachowywania tabu i gdyby nie on, śmierciożercy mogliby z łatwością odnaleźć kryjówki każdego z nich. Wystarczyło jedno słowo, jedno imię...

Każdego normalnego człowieka mogłoby to przerazić, każdy mógłby zaszyć się we własnym domu i trząść się ze strachu. I wielu tak zrobiło, chociażby na chwilę, by wziąć to wszystko na przeczekanie. Syriusz natomiast ciągle działał, ciągle gdzieś go gnało, ciągle szukał i rzadko kiedy zostawał w miejscu, a ten dzień był wyjątkiem. Gdy tylko się obudził, wiedział, że ten dzień będzie inny niż pozostałe, nie wiedział dlaczego, ale miał szansę na wzięcie oddechu. Siedział przy kominku, chłonąc jego ciepło, kiedy Altheda kończyła kolejną porcję eliksirów dla Zakonu.

— Jesteś spokojny... — powiedziała, a jej ciepły głos otulił go czule. Skierował twarz w jej stronę, chociaż nie otworzył oczu, uśmiechając się jedynie nieznacznie. Był niemal pewien, że w wyobraźni widzi dokładnie to samo, co zobaczyłby w rzeczywistości. Jej piękną twarz, delikatne usta wykrzywione w łagodnym uśmiechu, te zjawiskowe, brązowe oczy wpatrzone w niego z uwagą. Już teraz miał ochotę zaczesać kosmyk włosów, który z pewnością spadł jej na czoło. Wyciągnął dłoń i położył ją na jej kolanie, a przez jego rękę przebiegł przyjemny prąd, uczucie, które naprawdę uwielbiał.

— To aż tak dziwne? — spytał z rozbawieniem, unosząc brwi, chociaż faktycznie dawno nie czuł takiego spokoju, było to wręcz irracjonalne w jego przypadku. Ally od miesięcy pomagała mu utrzymać się na powierzchni i nie dać się ponieść otaczającemu go szaleństwu. Być może w końcu jej się udało.

— Ta sytuacje z Ronem, twoja audycja... — szepnęła, a Syriusz westchnął ciężko. — Przepraszam, nie chciałam tego poruszać.

— To i tak siedzi we mnie... — przyznał, otwierając w końcu oczy i ściskając uspokajająco jej kolano. Uśmiechnął się łagodnie, zauważając, że wyglądała dokładnie tak jak myślał. Jednak jego wzrok szybko uciekł w stronę świątecznego wieńca z ogromną czerwoną kokardą, który Altheda uwiesiła na wejściowych drzwiach. Szaleństwem było celebrowanie Bożego Narodzenia w tych czasach i w normalnych okolicznościach może by to nawet wyśmiał, ale w wykonaniu Ally było to ujmujące, a jemu przypominało, że kiedyś w sumie umiał cieszyć się świętami. — Dwa lata temu spędzałem święta razem z Harrym, pierwszy i ostatni raz od śmierci Lily i Jamesa — wyznał jej z trudem, a wraz z tymi słowami, po raz kolejny uświadomił sobie, że nadal nie wie, gdzie jest Harry. — Wszechświat nie chce, żebyśmy byli blisko...

Nimfadora Tonks cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz