124) Wzgórze

725 31 44
                                    

Drewniana łyżka wykonała kilka zgrabnych piruetów w garnku, mieszając zupę, która wesoło bulgotała na niewielkim ogniu. Kuszący zapach roznosił się po całej kuchni, a aromat przypraw sprawił, że nawet Tonks z rozkoszą zjadłaby miskę przysmaku pani Weasley. I to z dokładką! Uśmiechnęła się pod nosem, rozsiadając się wygodniej przy kuchennym stole i przesunęła palcem po blacie. Promienie słońca wpadały przez okno i odbijając się od całej weasleyowej kolekcji garnków i chochli, puszczały zajączki, które zatrzymywały się na słojach desek, żeby Nimfadora mogła pobawić się nimi nieco, gładząc opuszkami palców ich rozmyte krawędzie. Nie zwracała uwagi na Molly, która przyglądała jej się z delikatnym uśmiechem, ale i olbrzymią troską w oczach. Taką samą, a może nawet jeszcze większą, co ta, która pojawiła się w momencie, gdy młoda aurorka stanęła w progu domu Weasleyów. Nora była otwarta dla wszystkich, zwłaszcza dla bliskich przyjaciół rodziny, a Tonks niewątpliwie się do nich zaliczała, jednak wytłumaczenie, że po prostu czuła, że musi tutaj przyjść, nie przemawiało w pełni ani do Molly, ani również do niej samej. Jednak taka była prawda.

Cieszyła się szczerze z tego, że mogła ufać swoim podwładnym, że nie miała żadnych obaw, zostawiając wioskę pod opieką Williamsona, Savage'a i Lucy. Wiedziała, że każdemu z nich może śmiało powierzyć dowództwo. W wiosce było spokojnie, na błoniach Hogwartu również, a od kiedy dogadała się z Dumbledorem, że aurorzy będą także przechadzać się po zamku, to już w ogóle nie martwiła się, że cokolwiek im umknie. A jednak gdy tego ranka się obudziła, wiedziała, że coś się wydarzy. Skrupulatnie przeczytała Proroka, każdy najmniejszy artykuł, szukając jakiś nowości, które pokrywały się z jej niepokojącym przeczuciem, przemierzyła całą wioskę, upewniając się, że aurorzy ją patrolują zgodnie z planem, a potem udała się nawet do zamku, żeby wdać się w niezbyt przyjemną pogawędkę z Filchem. Wracając ze szkoły, zahaczyła o chatę Hagrida, który ugościł ją herbatą i opowiedział jej wszystko, co wydarzyło się w ostatnich dniach. Ale ani podczas tej wizyty, ani w relacji olbrzyma nie zaobserwowała niczego niepokojącego. Wiedziała, że przyczyna jej przeczucia musi leżeć gdzieś indziej. Wysłała więc list do rodziców, skontaktowała się z Moodym, który oczywiście zalecił jej, by była stale czujna, rozmawiała przez chwilę z Laurą, lecz ta jednak niekoniecznie miała do tego nastrój, a Sara po stokroć zapewniła ją, że jej i Amelii nic nie jest, a Fran wraca wkrótce do domu. Wtedy to właśnie postanowiła skontaktować się również z Molly. W końcu rodzina rudzielców miała równie silną tendencję do wpadania w kłopoty, co ona do przewracania się. Wystarczyło wspomnieć o ataku na Artura albo nieszczęśliwym incydencie z zatrutym miodem, który wypił Ron... Wtedy również Tonks przypomniała sobie, że obiecała pojawić się wkrótce w Norze, a wraz z tą myślą poczuła całą sobą, że to właśnie tam powinna tego dnia być.

Spoglądała przez okno na zachodzące słońce i robiła wszystko, by nie spojrzeć w stronę schodów, na których widok ogarniała ją niewyobrażalna rozpacz. Nie chciała przywoływać wspomnień związanych z tragicznym upadkiem, nie chciała, żeby Nora kojarzyła jej się z utratą dziecka. Pragnęła czuć to domowe ciepło, które ogarniało każdego, kto wchodził do tego domu.

— Myślisz, że przez wakacje Dumbledore również zostawi aurorów w wiosce? — Głos Molly był cichy i spokojny. Tonks kątem oka zauważyła, że kobieta przestała przecierać talerze szmatką i zawiesiła na niej swoje troskliwe spojrzenie. Wzruszyła ramionami, ale czując, że to nie jest wystarczająco dobra odpowiedź, powiedziała:

— Ostatnio Dumbledore jest jakiś dziwny... Nie żeby kiedykolwiek był normalny, ale ostatnio... — zawahała się chwilę, jakby szukała odpowiednich słów. — Ciągle znika, jest jakby jeszcze bardziej tajemniczy i... stary, jakby chorowity... W dodatku ta jego ręka. — Wzdrygnęła się na wspomnienie dłoni dyrektora. Co prawda mówił jej, że to nic takiego, niezbyt szkodliwa klątwa, której skutki udało mu się powstrzymać, ale Tonks widziała, że coś jest nie tak, że Albus nie mówi o czymś Zakonowi. — Będę musiała z nim o tym porozmawiać, bo jeśli nie, to chyba odejdę z pracy...

Nimfadora Tonks cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz