154) Sztuka pożegnania

68 3 9
                                    

Często mam problem z pisaniem posłowia do rozdziałów. W sumie mogę powiedzieć, że nie za bardzo to w ogóle lubię. Dlatego zdarza się, że puszczam publikację bez własnego komentarza. Ale zdarzają się też rozdziały, gdzie nie wyobrażam sobie, by po ostatnim zdaniu pojawiło się coś jeszcze. To jest właśnie taki rozdział.

Po ostatnim, gdzie dowiedzieliśmy się o nieuchronnej śmierci Teda, nadszedł czas na jego pożegnanie. Temat niewyobrażalnie trudny, bo każdy z nas chyba zmierzył się kiedyś ze stratą bliskiej osoby. Każdy przeżywa to na swój sposób i mnie również ciężko było opisać perspektywę naszych bohaterów. Sama chyba nie miałam sił by rozgrzebywać ich uczucia szczegółowo. Tak samo nie czułam się na siłach, żeby opisać bezpośredni moment, w którym Remus informuje Tonks o śmierci jej taty, chociaż w założeniu miał pojawić się na koniec poprzedniego rozdziału.

Mimo tego mam nadzieję, że uda Wam się odczuć całą gamę emocji, które towarzyszą naszym postaciom, które muszą zmierzyć się z bitwą gorszą niż niejedna walka, którą przeżyli. A my w tym (ale także i w następnym) rozdziale będziemy im towarzyszyć ♥

_______________________________________________________________

Cały ich dom spowił mrok. Nieprzenikniony i tak gęsty, że dusił ich wszystkich, wyciskając nawet najmniejsze tchnienie. Odbierał im życie... A powodem tego wszystkiego był nieproszony gość, którego nie chcieli wpuszczać. W ich progach miał zawitać ktoś inny, a nawiedziła ich śmierć.

Wdarła się, chociaż oni od kilku lat próbowali jej unikać, zgubić jej trop, a ona i tak koniec końców miała odnaleźć drogę do nich wszystkich. Była na tyle okrutna, że znęcała się nad nimi, wyrywając z ich życia ogromny fragment, który w ich organicznej rodzinie był dużym kawałkiem serca. Odbierając go, pokruszyła serce każdego z nich na milion kawałków, z rozkoszą obserwując ich nieudolne próby łatania najważniejszego z organów, a robili to w takt bezlitosnych słów...

Ted Tonks nie żyje...

Remus czuł się marionetką w rękach śmierci, która pociągając za sznurki postawiła go przed jego żoną i teściową, wpychając w usta to odbierające chęci do życia zdanie. Był zwiastunem śmierci. I to, że on przekazał te przerażające wieści, to że on odnalazł Teda miało go dręczyć do końca ich dni. Te wyrzuty sumienia nigdy nie dadzą mu o sobie zapomnieć... Jak miał być wsparciem dla Dory, kiedy to on przyniósł w ich progi nieszczęście?

To było największe wyzwanie. Być przy niej ze świadomością, że słowa wypowiedziane jego głosem złamały jej serce i rozerwały całe życie. Ale był przez cały czas. Trzymał ją w ramionach, odgarniał włosy z zapłakanej twarzy, znosił kolejne szlochy. Nie śmiał jej uspokajać, nie odważył się powiedzieć czegokolwiek innego poza tym, że kocha ją i jest przy niej. Nie miał pojęcia czy to jakkolwiek jej pomagało. Jemu jednak tak... I to dodatkowo go przytłaczało. Potrzebował ulgi dla siebie samego, ale chciał współodczuwać to, czego doświadczała Dora. Nie miał zamiaru zostawić jej samej, nie miał zamiaru odstąpić jej na krok, póki pozwalała mu się obejmować. Łudził się, że jego obecność ochroni ją przed dodatkowym bólem. Próbował. Próbował z całych sił. Ale z nich również w końcu opadł...

Stało się to, gdy Dora od dłuższego czasu milczała, nie słyszał już szlochu, nie czuł przerywanego, roztrzęsionego oddechu. Trwał tak jeszcze chwilę, obejmując ją mocno, ale ta niepokojąca cisza, tragedia kryjąca się pod przykrywką spokoju, odbierała mu dech. Panika. Tylko ona kołatała mu w głowie...

Wyswobodził się spod ciężaru ciała Tonks. Otulił ją szczelnie kocem, upewniając się, że nie zmarznie, chociaż to nie od chłodu drżała przez cały dzień. Uważał jednak, że to najlepsze, co mógł zrobić. Zaryzykował jeszcze i ucałował jej zapłakane policzki, zastanawiając się, czy jeszcze zobaczy na jej twarzy uśmiech. A jeśli tak, to kiedy? Pogładził również jej brzuch, wyczuwając bicie serca ich synka, który wykazywał ogromną wyrozumiałość, a może sam przeżywał żałobę po dziadku, którego nigdy nie pozna... Wpatrywał się w ukochaną, ale ten widok wywoływał w nim samym płacz.

Nimfadora Tonks cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz