151) Znów poszukiwany

127 5 16
                                    

Ostatnie dwa dni były dla Syriusza wyjątkowo trudne z dość oczywistych względów. Spotkanie z kuzynką mógł zaliczyć do tych bardziej traumatycznych, choć nigdy nie chciałby przyznać tego wprost. Bellatriks w swoim szaleństwie i okrucieństwie doskonale wiedziała, gdzie uderzyć, żeby zabolało, żeby zrodziło się w nim przeczucie, że w żadnej sytuacji, w żadnym miejscu nie może być bezpieczny. A bezpieczeństwo i spokój przecież tak bardzo cenił w ostatnich miesiącach, gdy jego życie zaczynało powoli wracać na tory, które zdawał się ominąć już dawno, dawno temu. Znał jednak Bellę nie od dziś i nie była to też pierwsza wojna, w której brał udział, będąc we wrogim do niej obozie. Wiedział doskonale, że może przyjąć dwie postawy. Albo zaszyć się gdzieś i czekać, aż Lestrange spełni swoje złowrogie obietnice. Albo zacząć działać, co było dla niego reakcją bardziej naturalną.

Ponadto jego dom, właściwie to dom Szalonookiego, a w sumie to Tonks, który zajmował od dłuższego czasu razem z Althedą, przestał być oazą spokoju. Wiele osób zostało u nich na dłużej. Stali się nieproszonymi lokatorami, których ani on, ani Altheda nie mieli serca wyrzucić. Co więcej dokładali wszelkich starań by czuli się u nich bezpieczni, zaopiekowani i powoli, choć Black wolał by działo się to znacznie szybciej, dochodzili do zdrowia.

O ile Altheda miała ręce pełne roboty i ciągle doglądała rannych i chorych, to on był marnym uzdrowicielem. Właściwie to zupełnie żadnym... Będąc w domu nie miał jednak chwili wytchnienia. Ciągle coś przynosił, odnosił, sprzątał, wykonywał wszystkie pomocne czynności, które mogłyby odciążyć jego ukochaną. A jednak mimo uczucia do niej, a także poczucia powinności, że to co robią, jest właściwe, miał ochotę stamtąd uciec i wrócić dopiero wtedy, gdy ten szpital polowy zamknie swoje podwoje.

W każdym pomieszczeniu ktoś był. Jeśli nie ranny to osoba, która przychodziła pomagać. A było tych osób faktycznie dużo, bo ciągle zaglądała do nich Hestia, co chwilę pojawiała się Fleur, dwukrotnie nawet zawitała u nich Molly, chociaż ze względu na listy goście, które wywieszono za Weasleyami, wolała nie opuszczać domu swojej ciotki Muriel. Ciągle wpadał również na Sarę, która niemal każdą chwilę poświęcała swojemu partnerowi i czuwała przy nim, czekając z wytęsknieniem, a Black razem z nią, aż Ally w końcu wyrazi zgodę na zabranie go do domu. Najczęściej widywał u siebie Tonks, która wbrew oczywistej niechęci, jaką darzyła Althedę z wciąż niezrozumiałych dla Syriusza powodów, a także ciąży, którą powoli można było nazwać zaawansowaną, była niemal non stop w domu Szalonookiego, gdzie zajmowała się głównie Emily, próbując jakoś pocieszyć dziewczynę po tym, co stało się z jej domem i mężem.

Łapa nie miał własnego kąta. Nie mógł go znaleźć nawet wtedy, gdy dwa dni po ataku na Pokątną, a dzień po tym, jak ostatecznie zdecydował z Remusem pochować Savage'a nieopodal domu Lupinów, pojawił się u nich Kingsley, chcąc z nim poważnie porozmawiać. Black chciał zaproponować mu kieliszek whisky, chciał rozsiąść się z nim wygodnie na kanapie, ale tam też leżała kolejna ranna osoba.

Nie miał innego wyjścia, poprowadził Shacklebolta do piwnicy, ostrzegając przy tym, by raczej niczego nie ruszał, bo on sam nie rozbroił jeszcze wszystkich pułapek, które Moody w swojej paranoi rozstawił również wewnątrz własnego domu. Usiedli na schodach, nie mając do dyspozycji żadnych krzeseł czy foteli... Nawet nie znalazła się żadna skrzynka, na której mogliby bezpiecznie spocząć i porozmawiać. King zdawał się tym nie przejmować. Nic dziwnego... Facet wyglądał beznadziejnie.

Od przenosin Włochów ukrywał się, po niespodziewanym odkryciu działania zaklęcia Tabu, które natychmiast przywoływało śmierciożerców do miejsca, w którym ktoś wypowiedział na głos imię Voldemorta. Ukrywał się i próbował zgubić trop, a kiedy mu się to udało i próbował wrócić do aktywnego działania i kontaktu z członkami Zakonu, wtedy właśnie wybuchło całe to zamieszanie na Pokątnej, a wcześniej pojawiły się niepokojące oznaki u Gottesmanów. Kingsley jako przywódca Zakonu Feniksa czuł się odpowiedzialny za każdego z nich, ale jako człowiek i przyjaciel czuł się przede wszystkim winny krzywdy, która dotknęła jego bliskich.

Nimfadora Tonks cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz