120) Przesłuchanie

438 30 27
                                    

Była na siebie wściekła, kompletnie nie rozumiała swojego zachowania. Łudziła się, że w momencie, gdy Remus wrócił do lasu i wspólnie udało im się przeżyć tę okropną noc w jaskini, gdzie psy Greybacka brutalnie go torturowały, to później będzie już tylko lepiej. Wierzyła całym sercem, że uda im się wrócić do codzienności, że będą mogli wspólnie cieszyć się każdym dniem, bo przecież w końcu byli razem. Tyle na niego czekała, od dnia kiedy tylko pojawił się w jej życiu i wywrócił je do góry nogami. Za każdym razem cierpliwie wyczekiwała, aż wróci z tego przeklętego Londynu, czasami tracąc już nawet nadzieję, że pojawi się z powrotem. Doskonale pamiętała początki ich znajomości, kiedy to Lupin korzystał z każdej możliwej okazji by uciec z lasu do swojej ukochanej. Tak, bardzo bolała ją myśl, że mężczyzna, którego pokochała, darzy tym uczuciem inną, młodszą i zapewne piękniejszą kobietę. Wściekała się na niego za każdym razem, gdy mówił, że wyjeżdża, wieszała na nim psy, obiecywała, że słowem się już do niego nie odezwie, że w niczym mu już nie pomoże, ale gdy tylko wracał, jedyną rzeczą, którą potrafiła zrobić, to rzucić się mu na szyję, dziękując dobremu Bogu za to, że może być blisko niego.

Tej nocy, gdy w końcu byli ze sobą, gdy wrócił do niej, spełniło się jej największe marzenie. Nic nie miało znaczenia, żadne spory, zatargi, porzucone kochanki czy wojna, w której on uczestniczył, liczyli się tylko oni. Jaka była naiwna wierząc, że cały wszechświat przychylnie spojrzy na ich szczęście. Nie mogła narzekać na ich relację, Remus był wobec niej taki czuły, mogła się napawać jego bliskością, ciepłem, które od niego biło. Cieszyła się każdą wspólnie spędzoną chwilą i nawet gderanie Andrew nie było w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Wierzyła, że mogą ich dotyczyć tylko te obietnice, które sami sobie złożą, ale się myliła...

Wiedziała doskonale, że Remus nie przyjechał do lasu bez powodu. Nie rozmawiał z nią o tym, ten temat poruszał jedynie z Andrew, a gdy tylko ona pojawiała się w pobliżu, od razu przerywali rozmowę. Zastanawiała się niekiedy, który z nich zdecydował, żeby nie angażować jej w ich dyskusje. Jednak ona nie była głupia. Wszyscy wiedzieli, że Greyback bierze udział w wojnie, ludzie bali się, że wkrótce Fenrir zacznie czegoś od nich wymagać. Maggie aż przeszedł dreszcz na myśl o wilkołaku. Nie potrafiła się skupić. Myśl, że Greyback jest w tym samym lesie, co ona i Remus napawał ją strachem. Bała się o Lupina tak bardzo, że w związku z zaistniałą sytuacją, wolała się trzymać od niego na dystans. Znikała na całe dnie, biorąc ze sobą łuk i zaszywając się w lesie. Wiedziała, że on również gdzieś znikał, że coś pochłaniało go tak bardzo, że zapominał o wszystkim. Cieszyła się z tego powodu. Taki układ ułatwiał im życie, bo kiedy wieczorami spotykali się znowu, mogli po prostu położyć się obok siebie i bez przeszkód być znowu razem.

Tak było również tym razem. Gdy tylko się obudziła, pocałowała Remusa czule, budząc go tym samym i zniknęła. Zapuściła się w najrzadziej odwiedzaną część lasu, licząc na to, że nikt jej nie znajdzie. Chciała wierzyć, że Greyback śledzi tylko ją. Czuła na sobie spojrzenia jego podwładnych za każdym razem, gdy pojawiała się bliżej polany. Wiedziała, że ją i Fenrira łączy niewypowiedziana umowa, którą zawisła między nimi tamtej nocy w jaskini. Wilkołak nie potrzebował jej zgody, wystarczyła mu świadomość, jak bardzo zależy jej na życiu Remusa...

Nagle wraz z podmuchem wiatru poczuła jego odór. Jej obawy stały się rzeczywistością. Odwróciła się nagle i celując w jego potężną sylwetkę wypuściła strzałę. Fenrir uchylił się przed grotem i z nadludzką prędkością doskoczył do niej, przygniatając boleśnie do najbliższego drzewa.

— Taka odważna, a przy tym taka głupia... — wychrypiał, zbliżając swoją twarz do jej twarzy. Meg przełknęła głośno ślinę. Nie było na świecie człowieka, który napawałby ją większym obrzydzeniem niż Fenrir. Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno myślała o nim zupełnie inaczej. Przerażał ją, jego dzikie usposobienie nie było ani trochę przyjazne, ale odnalazł ją i powiedział o lesie, miejscu, gdzie mogła zacząć życie na nowo. Była mu wtedy wdzięczna, naiwnie sądziła, że kierowały nim dobre pobudki, zrozumienie, chęć pomocy podobnym sobie osobą. Teraz wiedziała, że cokolwiek robił Fenrir Greybeck, miało mu przynieść w przyszłości osobisty zysk. — Jeszcze pomyślę, że nie cieszysz się na mój widok.

Nimfadora Tonks cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz