Dźwięk nieznośnego stukania wypełniał salon Szalonookiego. Gospodarz przyglądał się swojej dawnej uczennicy, która z niecierpliwością wystukiwała palcami drażniący rytm.Moody przeklinał się w myślach za to, że zgodził się na tę całą farsę. Niepotrzebnie uległ prośbom Tonks. Czuł, że to wszystko źle się skończy. Z resztą od kilku dni dręczyło go przeczucie, że wkrótce coś się wydarzy. Tonks zerwała się z krzesła i przeszła kilka razy wzdłuż pokoju.
— Uspokój się, kobieto! — warknął, nie mogąc już znieść jej zachowania.
Gdy tylko Nimfadora skontaktowała się z nim zaraz po nowym roku, wiedział, że nie będzie mógł jej długo odmawiać. I tak, przyciągnął całą sprawę prawie miesiąc, tłumacząc, że włoski oddział po przybyciu musi mieć zapewnione przede wszystkim bezpieczeństwo. Nie kłamał. Od kiedy Luccatteli przybył wraz ze swoimi rodakami do Londynu, część Zakonu dwoiła się i troiła, żeby odpowiednio rozlokować ich zagraniczne wsparcie. Udało się to zorganizować bardzo szybko, o czym nie poinformował Tonks. Nie był do końca pewien czy spotkanie z Sarą Lucky dobrze jej zrobi. Kobiety przyjaźniły się od zawsze, to fakt, ale od momentu, gdy Lucky wyjechałą do Włoch ich kontakt był znacznie ograniczony. Ponowne spotkanie wiązało się z pytaniami, a to z kolei oznaczało rozdrapanie niezabliźnionych jeszcze ran. Szalonooki wiedział, że Tonks opowie o wszystkim Lucky, że na nowo będzie przeżywać swoją tragedię, wolał do tego nie dopuścić, ale... Nimfadora nie dawała mu spokoju, gdyby się nie zgodził na zorganizowanie spotkania, sama ruszyłaby na poszukiwanie przyjaciółki. Dlatego napisał do Franczesca, żeby przyszedł wraz z Lucky do jego domu w wyznaczonym przez niego terminie.
— Spóźniają się, może coś się stało?
— To ty przyszłaś za wcześnie — zauważył auror, a Tonks wywróciła jedynie oczami.
W tym momencie, jak na zawołanie, rozległo się pukanie do drzwi. Alastor wyciągnął różdżkę i upewnił się, że po drugiej stronie stoi Włoch. Z każdą sekundą był coraz bardziej pewny, że to spotkanie źle się skończy. Wpuścił Franczesca do środka i przyjrzał mu się uważnie. Mężczyzna zmienił się od ostatniego razu. Zmężniał i zapuścił brodę, a długie, brązowe włosy związał w kucyk. Moody zmierzył spojrzeniem jego twarz, na której można było dostrzec determinację. Gospodarz przepuścił go, wskazując dłonią salon. Włoch natychmiast przeszedł do pokoju.
— Fran, gdzie jest Sara?
— Nie ma jej tutaj, Tonks — odpowiedział natychmiast Włoch. Moody podszedł bliżej i obserwował dwójkę młodych. Luccatteli stał do niego plecami, chociaż dzięki swojej protezie z łatwością widział jego minę. Natomiast Nimfadora zaciskała palce na oparciu krzesła, a Alastor wiedział, że wkrótce dziewczyna straci nad sobą kontrolę. — Nie spotkasz się z Sarą, bo nie przyjechała ze mną.
— Zostawiłeś ją z dzieckiem we Włoszech? — spytała słabym głosem Tonks. Szok, niedowierzanie, złość, panika... Moody mógł z niej w tej chwili czytać, jak z otwartej księgi. Od razu pomyślał o dwóch rzeczach. Pierwsza — w aktualnym stanie, nigdy nie zdałaby egzaminów aurorskich i chyba powinien wysłać ją na powtórny kurs. Druga — te wszystkie emocje nie były wywołane zdziwieniem, że Luccatteli zostawił swoją rodzinę w ojczyźnie, ale lękiem, że nie będzie mogła mieć Sary na wyciągnięcie ręki. Szalonooki, obserwując ich, zastanawiał się czy potrzeba Nimfadory, która skupiała się na posiadaniu tych, którzy jej zostali na wyłączność nie jest przypadkiem chorobliwa. Jej zachowanie względem Syriusza, niechęć do Althedy, zmuszenie go do organizacji tego spotkania, wszystko, żeby mieć Blacka i Lucky blisko siebie... Może powinien to uciąć, ograniczyć jej paranoję. Odchrząknął znacząco. Nie potrafił jej tego zrobić.
CZYTASZ
Nimfadora Tonks cz. II
FanfictionPo długich miesiącach działania w ukryciu Zakon Feniksa wychodzi z cienia. Jednakże Bitwa w Departamencie Tajemnic kładzie cień na życie Nimfadory Tonks. Czy konsekwencje bitwy pozwolą jej żyć dalej? Czy w obliczu zaogniającego się sporu wśród czar...