106) Możesz już iść

566 40 55
                                    

Klinika Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga nigdy nie była spokojnym miejscem. Zawsze roiło się w niej mnóstwo dziwnych czarodziejów i czarownic. Kiedy myślało się już, że widziało się wszystko, nagle pojawiał się ktoś i sprawiał, że człowiek wierzy w to, że nie ma rzeczy niemożliwych. Znaleźli się również i tacy, którzy zapracowali na miano „stałych gości" w tej placówce. Niewątpliwie jedną z takich osób była młoda kobieta, metamorfomag z niezwykłymi zdolnościami pakowania się w kłopoty. Personel szpitala znał ją dość dobrze, bo w końcu nie zawsze widuje się osobę o nienaturalnym kolorze włosów, cieszącą się z tego, że już po raz dziesiąty złamała tą samą kość. Nimfadora Tonks często zjawiała się w Świętym Mungu. Zdarzało się, że było to związane z jej pracą, był okres, że bywała w szpitalu codziennie z powodu przesłuchań, a ostatnio można było ją zobaczyć w sali, w której leżał Syriusz Black. Tym razem jednak pojawiła się tu nie z własnej woli. Została przyniesiona przez pewnego mężczyznę, a towarzyszyła im pewna kobieta. Żadne z nich nie należało do rodziny, więc usłyszeli jedynie wstępną diagnozę, którą przekazali rodzicom kobiety, gdy ci się zjawili.

Utrata przytomności spowodowana złym samo poczuciem i niedoborem witamin i minerałów. Pacjentka jadła mało, w ostatnim czasie nie dbała o siebie, przez co jej organizm uległ znacznemu osłabieniu."

Na pierwszy rzut oka właśnie tak to wyglądało. Uzdrowiciele postanowili przyjąć ją na oddział i przeprowadzić podstawowe badania. Jednak to co zaczęło się dziać z Tonks chwilę po pojawieniu się w szpitalu, przyniosło straszne skutki. Magomedycy nie byli w stanie nic zrobić.

Pierwszą rzeczą, jaką poczuła Nimfadora po przebudzeniu, był okropny ból. Czuła każdy mięsień swojego ciała. Łupało ją w głowie, plecy wydawały być się całe w sińcach, ale to było nic przy tym, jak bardzo bolał ją brzuch. Miała ochotę zwinąć się w kłębek, licząc, że to coś da, jednak nie była w stanie się nawet ruszyć. Drugą rzeczą było oślepiające światło jarzeniówek zawieszonych pod sufitem. Tonks zamknęła oczy sekundę po tym, jak je otworzyła. Nie miała nawet okazji rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym właśnie się znajdowała. Ale była pewna jednego – nie jest w Norze.

- Widzę, że dochodzi pani już do siebie – powiedział ktoś, kto najwidoczniej znajdował się w tym samym pokoju co Dora. Usłyszała ciche kroki, mężczyzna, który przed chwilą się odezwał podszedł bliżej i spojrzał na nią, czekając aż ta otworzy oczy. Chwilę stał w milczeniu, kiedy Tonks przyzwyczajona już do oświetlenia, taksowała go wzrokiem. Był to mężczyzna w średnim wieku, z okularami na orlim nosie i sporymi zakolami. Był uzdrowicielem, a przynajmniej o tym świadczył jego ubiór. W ręku trzymał podkładkę i przeglądał jakieś notatki. Nimfadora chciała się podnieść do pozycji siedzącej, ale on natychmiast powstrzymał ją gestem ręki. – Nie powinna się pani przemęczać. Najlepiej by było gdyby pani poleżała przez kilka dni. – Przeczesał nerwowo resztkę swoich ciemnych włosów i poprawił okulary. – Nazywam się Herman Lewis i jestem uzdrowicielem. Zajmuje się panią, od kiedy została pani tutaj przywieziona.

- Co mi się stało? – spytała, a jej głos zabrzmiał tak obco, że przez chwilę zastanawiała się czy nie powiedział tego ktoś inny. Uzdrowiciel spojrzał na nią niepewnie i odchrząknął.

- Cóż... Utrata przytomności – zawyrokował, a Tonks odetchnęła z ulgą. Jeżeli tylko to było przyczyną jej wizyty w szpitalu, to mogła być spokojna. Przecież nie pierwszy raz zemdlała. – Spadła pani ze schodów i... - Przyjrzał jej się uważnie jakby dziwiąc się, że jest taka spokojna. Przełknął głośno ślinę. Widocznie był czymś zdenerwowany. – Bardzo mi przykro.

- Nie rozumiem, stało mi się coś poważniejszego? – Zdziwiona złapała się za głowę i jęknęła. Mogliby chociaż dać jej coś przeciwbólowego.

Nimfadora Tonks cz. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz