Rozdział XXVIII - Daleko w lesie

318 39 15
                                    

Pamiętał

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pamiętał.

I przez następną chwilę nie potrafił myśleć o niczym innym.

To nie tak, że to wspomnienie było jednym z najważniejszych, jakie posiadał. Nie przypomniała mu się przecież ani matka, ani ojciec, ani nikt ważny czy mu bliski w jakikolwiek sposób. Tę beznadziejną niepamięć nadal spowijała ciemna, gęsta mgła nie do przejścia. Przypominała domy w ciemną noc, rozświetlone od wewnątrz, stojące gdzieś na granicy horyzontu, zmywając się z nim i nie przynosząc chociażby odrobiny pojęcia, gdzie tak właściwie się znajdują. Po tej stronie czy może gdzieś dalej, gdzie wzrok nie sięga? Albo to tylko widmo wytworzone przez kłamliwy, ogłupiony umysł?

Pojawiła się w niej jedynie iskierka, mała i ledwo widoczna, żarząca się nikłym, mdłym światłem, nijak i tak tej mgły nie rozbiła.

Nie miał się z czego tak cieszyć. To wspomnienie nic mu nie dało.

Stała przed nim zwykła kobieta, której kiedyś podniósł rysunki z brudnego bruku. I tyle. Anna nie była nikim ważnym. Spotkał ją raz w życiu. I wszystko to mogłoby skończyć się na miłym, niewymuszonym uśmiechu i tej stygnącej, czarnej herbacie. Może ciastku, wyjściem do kawiarni na ciepłą szarlotkę z lodami waniliowymi i świadomości, że oboje zdołali wyjść z Podziemia i uporali się z łatką podczłowieka. Potem znów rozstaliby się na czas nieokreślony, pewnie wysłaliby do siebie parę listów.

Levi nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Błądził wzrokiem po jej szarych, bystrych oczach i trochę pożółkłych zębach, które odsłoniła przy uśmiechu i pluł sobie w brodę, że siedzi i gapi się na nią jak skończony idiota. Pewnie i tak nie dałby rady powiedzieć czegokolwiek sensownego. Słowa zamarły mu w gardle, zacisnął dłonie na przedramionach tak mocno, że zbielały mu paznokcie.

– Um... – wyrwało mu się, gdy spuścił głowę. – Nie mam pojęcia, co powiedzieć...

Ton mu złagodniał, przycichnął i zmiękł. Osunął się też trochę na krześle, jakoś tak zgarbił ramiona nieporadnie i teraz nie przypominał ani trochę kaprala sprzed pięciu minut, surowego i chłodnego. Cała jego postać nagle zmalała i brunet wyglądał, jakby zarazem chciał zniknąć i się odezwać.

– Dziękuję.

Na to momentalnie podniósł spojrzenie, skołowany nieco.

– Słucham? – niemalże szepnął.

– Dziękuję. – Pochyliła przed nim nisko głowę. – Bez ciebie nie wyszłabym na powierzchnię.

– Nie, nie gadaj takich głupot! – W panice zaczął machać rękoma. – I ustań prosto! To nie przeze mnie się to stało...

– Głupiś. – Zaśmiała się. – Jak na człowieka, którego określa się jako pewnego siebie, tej pewności naprawdę ci brak!

– Czemu tak mówisz? – Zmarszczył na nią brwi.

⟬✑⟭ Zanim Upadniesz | Eren&LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz