LX - Etiam sanato vulnere, cicatrix manet
Do czasu, aż oboje usiedli na kanapie, panowała tak obrzydliwa cisza, że dało radę ją wyczuć na nagiej skórze.
- Nie będę owijał w bawełnę - zaczął Ben, zakładając ręce na piersi. Postawę miał zobojętniałą, ale gdzieś tam tlił się zalążek zawiedzenia. - Nie chcę cię w tym domu.
Wpatrywała się przez moment w niego z osłupieniem. Otwierała usta i zaraz je zamykała, jak ryba świeżo wyjęta z wody. Benayah mówił dalej:
- Nie mogę na ciebie patrzeć. Włóczysz się nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim, nie wiadomo co robisz i jakie to może mieć finalnie konsekwencje. Szczerze mam to gdzieś, że "robisz to dla nas" i "chcesz jak najlepiej". - Drgnęła mu powieka. - Może i takimi tekstami przekonasz Roslyn, bo ona zawsze była w ciebie wpatrzona. Noah pewnie też jakoś tam to ogarnie. Ale nie ja - postawił twardo. - Więc proszę cię, żebyś znalazła sobie inne miejsce. Zabierz te brudne pieniądze w pizdu i się wynieś.
Cóż, gdzieś tam z tyłu głowy miała przeczucie, że Ben za niedługo będzie próbował się jej pozbyć. Na razie wzięła głęboki oddech. Nie było sensu się zbytnio wczuwać.
Oparła się wygodnie i założyła nogę na nogę.
- Po pierwsze, to nie twój dom - burknęła. - Po drugie, nigdzie się nie ruszam. Po trzecie, gówno mnie obchodzi, że nie możesz na mnie patrzeć. To nie patrz. - Wzruszyła ramionami. - Chcesz mnie nienawidzić? Czujesz taką potrzebę? Trudno. Ale ja nie odejdę tylko dlatego, bo ty masz takie "widzi mi się" - postawiła twardo. - Było mówione, że żandarmi wiedzą, gdzie aktualnie mieszkamy. Wpadną tu i co? Rozprawisz się z nimi? Bo wątpię, że gdy przyjdą następnym razem, to będą chcieli tylko pogadać. Plus, reszta już o nas wie. Musisz być głupi, żeby sądzić, że Vi nic nie wygada, albo Logan nie piśnie słówka.
- Jak już powiedziałem...nie obchodzi mnie to. - Patrzył się na nią wytrzeszczonymi pustymi oczami. - Zabierasz rzeczy i odchodzisz. Dam ci tyle czasu, ile będziesz potrzebować. Ale zrób to jak najszybciej.
- Co ty, kurwa? Jakieś ultimatum mi tu stawiasz? - mruknęła bez sił. - Ben, rozumiem, że jesteś zły-
- Czy ty możesz chociaż raz się zamknąć i odpuścić? - uniósł się. - Całe jebane życie myślisz, że robisz wszystko najlepiej, a ja mam siedzieć cicho i dać ci rządzić. Czemu? Bo nie mam tyle siły w łapie? Bo nie rzucam się na wszystko z pięściami? Nie jesteś lepsza ode mnie - przypomniał jej lodowatym tonem, gdy kręcił głową. - Nadal myślisz, że wszystko musi być pod twoją kontrolą. Jak nie po twojemu, to wcale, hm? - sapnął. - Wszyscy głupi, ty mądra. Wszyscy źli, ty dobra. To, że nie krzyczysz jak ojciec nie znaczy, że nie zachowujesz się jak on.
- O czym ty gadasz do mnie właśnie? - rzuciła oniemiała.
- Jesteś identyczna jak Kenny - powiedział i grymas obrzydzenia wdarł mu się na twarz. - Już wiem, czemu tak bardzo nie chciałaś go w domu. I teraz ja też go nie chcę.
CZYTASZ
⟬✑⟭ Zanim Upadniesz | Eren&Levi
FanfictionNiewiele jest osób, które mogą poszczycić się predylekcją kaprala Levi'a. „Zimny drań' - to określenie pada często z ust żołnierzy nieświadomych rzeczywistej natury bruneta. Prawdą jest, że owa persona bywa brutalna i oschła, lecz zdjąwszy skórę gru...