Rozdział XXIX - Oranżeria

296 32 19
                                    

Levi w takich momentach przypominał sobie, że ludzie na co dzień żyją zwykłym, przeciętnym życiem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Levi w takich momentach przypominał sobie, że ludzie na co dzień żyją zwykłym, przeciętnym życiem. Chodzą do innych w goście, plotkują, piją kawę, obgadują sąsiadów, narzekają na pracę, w ciepłe dni wyjeżdżają gdzieś dalej, spotykają się w barach i herbaciarniach. Coś zakłuło go w środku, gdy jedna z młodszych pokojówek, Klara, prowadziła go długim, jasnym korytarzem w głąb budynku, który od środka również był tak niezwykle ciepły i przytulny, że Levi'a w specyficzny sposób zaczął przytłaczać. Przypominał bowiem wszystkie te letnie domy, przepełnione drobiazgami i ciętymi kwiatami, z ręcznie malowanymi ścianami i dużymi oknami zasłoniętymi koronkowymi firankami.

Zakochał się w sekundzie. Po postawieniu stopy za próg, uderzył go zapach dopiero co wyjętego sernika z pieca, wymieszany ze świeżo parzoną kawą, a im dalej od kuchni, tym bardziej czuł pomarańczę, taką dopiero co pokrojoną w grube talary. O dziwo, niedużo osób się tutaj aktualnie znajdowało – jak się Levi dowiedział, państwo Werber mieli koło siebie naprawdę wąskie grono służących, a bardziej pomocy domowej, bo traktowano ich na równi z właścicielami posiadłości, którzy pracowali z nimi praktycznie tak samo ciężko i zawsze byli do ich dyspozycji. Służba opiekowała się domem pod nieobecność Werberów, strzegli ich majątku przed zrabowaniem i od czasu do czasu jeździli z nimi do rezydencji na wystawy koni lub gdy trzeba było spisać kolejne stado i odprawić do Korpusu Szkoleniowego. Najwięcej robił przy tym kamerdyner Karl, osobiście pod panem Tobiasem – i był pierwszą osobą, która przywitała Levi'a po pojawieniu się w posiadłości. Człowiek ten zrobił na nim naprawdę dobre wrażenie. Już dawno nie spotkał nikogo z tak wykwintnym językiem i pięknym sposobie mówienia, choć jego zwyczajny wygląd na to nie wskazywały.

– Jak ci na imię? – zapytała nagle dziewczyna. Spoglądnęła na kaprala przez ramię i uśmiechnęła się pełnymi, malinowymi ustami.

– Levi – powiedział, wyrwany z oglądania widoku na oknem.

– Ach...więc to ty? – Rozpromieniła się, lecz też lekko spłoszyła. – To zaszczyt dla nas gościć kogoś takiego.

– Gadanie – burknął. – Traktuj mnie, proszę, jak zwykłego gościa. Nie chciałbym sprawiać dodatkowych kłopotów.

– Jakich dodatkowych! Nie pan nie będzie zabawny! – dodała, śmiejąc się chwilę potem.

– I jaki tam ze mnie pan. Po prostu Levi.

– Macie z panią Anną naprawdę dużo wspólnego. – Zrezygnowana pokręciła głową. – Cóż, tak czy siak bardzo się cieszę, że mam okazję cię poznać. Wyobrażałam sobie ciebie inaczej.

– Myślę, że wszyscy sobie mnie inaczej wyobrażają – dodał, czym poprawił i tak dobry humor dziewczynie.

– Nie, nie. Miałam raczej na myśli twoje zachowanie, też te prywatne. Jeśli mogę tak rzec oczywiście, to jesteś naprawdę grzeczny.

– Pf. – Prychnął pod nosem.

– Miałam sposobność obsługiwać ogromną rzeszę kaprali i sierżantów z Żandarmerii, przy czym żaden z nich nie przywitał się tak serdeczne ze starym Karlem. I nie miałeś problemu, żeby zmienić oficerki na obuwie podomowe. To mi wystarczy, żeby tak cię osądzić.

⟬✑⟭ Zanim Upadniesz | Eren&LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz