– Levi.
Szarpnięcie za ramię i głos nad swoją głową wybudził go z twardego snu, a bardziej bestialsko wyrwał, bo gdy kapral uchylił ciężkie powieki, świat zawirował, a powietrze było jakieś morderczo suche. Przez chwilę trwał w niezrozumiałym osłupieniu, patrząc a to na Erena, a to na sufit, niezbyt wiedząc, co w ogóle się dzieje.
– Co? – wyrwało mu się półszeptem.
Zmarszczył brwi. Spojrzał z niezrozumieniem za okno. Świtało. Spoglądnął raz jeszcze na chłopaka, spokojnie siedzącego koło niego, ubranego już w jakieś codzienne ubrania. Kapral zastygł na chwilę, a zaraz potem zalała go fala gorąca. Podniósł się momentalnie do siadu.
– Wezwanie? Coś się stało? – rzucił do końca rozbudzony. – Żandarmi przyjdą? No wysłów się!
– Nie, boże! – ofukał go. – Chciałem ci tylko zaproponować pójście na ryby. Nie musisz od razu tak we mnie buchać.
– Japierdolę. – Schował twarz w dłoniach.
– Tylko praca ci w głowie. – Chłopak wstał, kręcąc głową. Podszedł wlekącym się krokiem do okna, otworzył je na szeroko i odchylił koronkową, starą firankę do końca karnisza. – Jest czwarta trzydzieści. Idę osiodłać Marlov, a o piątej chcę wyjechać. Idziesz ze mną?
– Czemu tak wcześnie?
– Bo na ósmą trzeba być na śniadaniu.
– To nie możemy iść wieczorem? – stęknął. Jedną nogę, z trudem, zsunął z materaca.
– A będziesz miał siłę? – spytał pretensjonalnie. – Zrobiłem ci już kanapki. Jak masz ochotę, to przygotuj się.
– A co zrobisz z psem?
– Zostawiłem go u dziewczyn, żeby sam nie siedział przez ten czas.
– Aha – mruknął, niezbyt przekonany do całokształtu tego planu.
Słysząc ciche zgrzytnięcie drzwi wejściowych i czując dosyć chłodny podmuch delikatnego wiatru wdzierający się do domu, wzdrygnął się z nieprzyjemnością i postawił stopy na zimnych panelach, przeklinając w myślach głupie pomysły Jägera. Wstał specjalnie o czwartej, żeby zapieprzać na głupie ryby, kto by to widział! Levi preferował wyspanie się niżeli siedzenie z wędką nad wodą, odganianie komarów i podjadanie kukurydzy z puszki. Mimo tego, że humor miał wisielczy, poczłapał się do ich prowizorycznej kuchni, złapał jedną kanapkę, wrócił do swojej sypialni i założył na siebie pierwsze lepsze spodnie i wymiętoloną, wczorajszą koszulkę. Resztę śniadania zawinął niechlujnie w papier. Eren wrócił z powrotem w momencie, kiedy kapral wpychał jedzenie do cerowanej, materiałowej torby.
– Zarzuć coś na ramiona. – Szatyn stał oparty o framugę drzwi, czekając, aż Levi się zbierze. W tamtym momencie akurat macał się po kieszeniach. – Spieszy mi się.
CZYTASZ
⟬✑⟭ Zanim Upadniesz | Eren&Levi
FanficNiewiele jest osób, które mogą poszczycić się predylekcją kaprala Levi'a. „Zimny drań' - to określenie pada często z ust żołnierzy nieświadomych rzeczywistej natury bruneta. Prawdą jest, że owa persona bywa brutalna i oschła, lecz zdjąwszy skórę gru...