Niewiele jest osób, które mogą poszczycić się predylekcją kaprala Levi'a. „Zimny drań' - to określenie pada często z ust żołnierzy nieświadomych rzeczywistej natury bruneta. Prawdą jest, że owa persona bywa brutalna i oschła, lecz zdjąwszy skórę gru...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Dni bez Leny dłużyły się niemiłosiernie i wszyscy w duchu przyznawali, że odkąd odeszła, atmosfera nie przestawała być napięta.
Szczególnie odbiło się to na Roslyn, która zgubiła gdzieś tę swoją iskierkę w oku i łaziła smutna, przygnębiona, taka niepocieszona. Nawet na występach nie była w stanie dać z siebie sto procent, gdzie zawsze promieniała energią, a tłum śmiał się z rzucanych przez nią żartów podczas gdy zgarniała rzeczy z prowizorycznych scen. Niebieskie oczy nie patrzyły już z radością, ciekawością – bardziej wytłumioną pogodnością. Poszarzała. Zrobiła się nijaka. Coraz częściej w odpowiedzi wzruszała ramionami, bez siły i przekonania. Chciała, by pozostawioną ją w spokoju, więc to robiono. Logan przestał przychodzić do niej na plotki, które urządzali sobie co wieczór przy szlugu palonym przez okno. Z Noahem się ignorowała, a Ben dał radę wyciągnąć z niej parę informacji dziennie. Na przykład czy cokolwiek jadła.
Sytuacja była obrzydliwie paskudna. Leny nie było, Rosie rozpływała się mentalnie w powietrzu, Noah coraz częściej grymasił. Ben czuł, że świat wali mu się na głowę, a on nic nie jest w stanie zrobić. W czasie, gdy miał przebłyski racjonalności – bez strachu, paniki i czarnowidztwa – wzdychał bezsilnie i próbował usilnie zrozumieć, że nie ma kontroli nad praktycznie niczym w swoim życiu, ale to nie powód do kompletnego załamania, bo takie życie. Gorzka prawda. W każdym aspekcie życia był od kogoś zależny. Nie mieszkał u siebie. Pieniądze do domu przynosił głównie kto inny. Nawet jego nastrój zależał od innych. Nic nie było jego. Był jak lustro. Odbijał to, co się działo dookoła. Męczące.
Luca przez nieobecność siostry zaczął się dąsać i Ben doszedł do wniosku, że skończył się czas, gdy młody był niekonfliktowy i posłuszny. Zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Rzucał zabawkami, płakał aż brakowało mu powietrza i robił się fioletowy, nie jadł i nie chciał pić ze złości. Można tak było jeszcze wymieniać, co dzieciak odstawiał, ale Benayah się od tego odciął. Nie myślał o tym. W momencie, gdy Luca znów zaczynał rzucać się na dywanie, po prostu od niego odchodził. Gdzieś z tyłu głowy zapalała mu się czerwona lampka, że to bardzo niedobre posunięcie, jednak nie wiedział, co innego miałby zrobić. Nie będzie go bił! Nie posunąłby się do tego samego, co robił stary. W takich momentach wzdrygał się, bo przypominały mu się pręgi po skórzanym pasku na nerkach.
Nie miał siły się z nikim kłócić. Wspomóc Roslyn, ustawić Noaha do pionu. To był naprawdę chujowy czas dla nich wszystkich. Wyczekiwali na powrót Leny i liczyli, że to ona będzie lekiem na ich dolegliwości. Brakowało jej gderania, głupiego dogadywania i okropnych żartów. Bez niej dom nie był tym samym.
Podczas gdy Ros i Luca jeszcze spali, Ben nie mógł już leżeć w łóżku. Zebrał się, pościelił wyro i zmusił do zjedzenia śniadania, czym było chleb z powidłami i kawa bez mleka i cukru. Nie było ich stać na takie luksusy. Spędził poranek samotnie, sprzątając cały salon i kuchnię, by jakoś zająć myśli. Zaśmiał się pod nosem. Rodzinny nawyk.