Rozdział XLVII - Solivagant

276 26 20
                                    

Połowa czerwca

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Połowa czerwca...

Życie w Podziemiu, według Leny, można było opisać dwoma słowami: niebezpieczne i monotonne. Trudno było się z tym nie zgodzić. Chyba tylko skończony idiota próbowałby to zanegować. Raczej pola do popisu i tak by nie miał.

Dziewczyna wracając od krawca zdążyła naliczyć trzy trupy, leżące między budynkami – co więcej, jeśli ktoś się nimi interesował, to by sprawdzić czy nie mają przy sobie czegoś wartościowego. I Lena była jedną z tych osób. Już dawno straciła poczucie winy z powodu trzepania zmarłych na ulicach.

Szczególnie teraz, gdy tak naprawdę wylądowała na tych brudnych ulicach, grzebanie przy truposzach było na porządku dziennym. Czasem trafiło się coś niezłego, co można było opchnąć komuś za chociaż parę miedziaków. Istna loteria, a każdy grosz był na wagę złota. Jeszcze za dzieciaka brzydziła się swądu rozkładających się ciał, które potrafiły leżeć tygodniami w zapomnieniu. Nie umiała ich obracać, nie chciała szukać nigdzie indziej niż w kieszeniach. Potem zazwyczaj uciekała w popłochu, że ktoś ją zauważył.

Teraz łapała nieszczęśnika za kołnierz i najpierw sprawdzała, czy na czymś nie leżał. Następnie leciały wszystkie kieszenie po kolei, a jeśli wyczuła coś pod ubraniem, to szukało się też tam. Na końcu były buty. Nie raz mięso ze stóp odchodziło wraz z nimi. Nic szczególnego. Nie było w tym nic dla niej dziwnego. Nie ona jedna upodlała się do takiego stopnia, że obrabiała zmarłych. Jakoś trzeba było sobie radzić, a każdy przeżyty monotonny dzień znieczulał współczucie, jakiekolwiek ludzkie odruchy. Bo gdzie było na to miejsce? W domu co najwyżej, a zazwyczaj i tam trzeba było zachować grubą skórę. Zabijać okna dechami jak mieszkało się na parterze, zastawiać drzwi, spać na raty z domownikami, by czuwać, żeby nikt się nie włamał. Za grosz spokoju.

Nie chciała tak żyć, ale nie było wyboru. Niektórzy mieli więcej szczęścia w życiu, ot co – jak na przykład ludzie z Góry. Zdołała się napatrzeć, jak tamci się zachowują i dochodziła do wniosku, że mało kto dałby radę przeżyć chociażby dzień w podziemiu. I nie chodziło jej o całą dobę.

Trzeba było wiedzieć, którymi ulicami nie chodzić, jakich dzielnic na bieżąco unikać. Od kogo nie kupować rzeczy z przemytu, bo Żandarmi mają oko na pewne sklepy. Z kim nie rozmawiać, z kim rozmawiać, co robić, czego nie robić i sratatata, można było wymieniać do rana te sprawy. I ile razy by na Górze nie była, nie umiała się przerzucić na mniej uważny tryb bycia. Bo tam nie trzeba było się wiecznie pilnować. Były momenty, w których dane było odetchnąć, iść gdzieś, gdzie kompletnie nie ma ludzi. Była przyzwyczajona do czucia się jak mrówka w ogromnym mrowisku i nic nie potrafiło jej w tym pomóc.

Po oględzinach kolejnego martwego typka, przy którym znalazła na szczęście działający kieszonkowy zegarek, ruszyła prosto do domu.

Pomieszkiwała teraz u Roslyn i Logana wraz ze swoimi braćmi. Nie umiała nadziękować się swojej przyjaciółce za przyjęcie ich pod swój dach, jednak do tego chłopaka nie umiała się przekonać. Śmierdział ziołem, ciągle łaził z oczami wyjebanymi chyba w samo niebo i był jakiś zbyt miły. Wiadomo, robiła wszystko, o co ją poprosił, bo jednak nie była u siebie. Coś tam słyszała, jak narzeka do Ros, że traktuje go ozięble, ale Lena zlewała to ciepłym moczem. Starała się być znośna dla niego tylko ze względu na blondynę. Logan mógł zniknąć i nie zauważyłaby większej różnicy.

⟬✑⟭ Zanim Upadniesz | Eren&LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz