Rozdział XXIV - Złota rybka

288 39 8
                                    

Syk rozwijanej żyłki z kołowrotka przykuł uwagę kaprala, który oderwał się od swojej kanapki na moment i spojrzeniem podążał za lecącym, czerwonym spławikiem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Syk rozwijanej żyłki z kołowrotka przykuł uwagę kaprala, który oderwał się od swojej kanapki na moment i spojrzeniem podążał za lecącym, czerwonym spławikiem. Gdy ten zderzył się z wodą, znów zajął się jedzeniem, próbując jednocześnie nie przysnąć.

Mieli jechać nad rzekę, skończyli nad pieprzonym jeziorem. To znaczy Eren kłócił się z nim, że to nie jezioro, tylko jakieś „starorzecze", ale zaspany brunet nie miał zupełnie ochoty tego słuchać. Koniec końców rzeka płynęła paręnaście metrów dalej, a oni siedzieli w zakrytej cieniem korony drzew położonej, wysokiej trawie, w ciszy, wsłuchani w szeleszczące liście i ćwierkające ptaki. Gorąc słońca powoli przybierał na sile, niebo jaśniało już białymi chmurami.

Chłopak oparł wędkę o znaleziony, wbity patyk w kształcie litery Y, po czym wziął głęboki wdech, przeciągnął się mocno, aż zagruchotały mu kości, co nie zdjęło mu szerokiego uśmiechu z ust.

Szczęście Erena nie mogłoby nazywać się szczęściem Erena, gdyby coś nie poszło źle. Jak zwykle, naturalnie. Szatyn nie sądził, że taki drobiazg, jak pójście na ryby nad „jezioro" będzie gorsze w oczach Levi'a od wspomnianej jakiś czas temu „rzeki" i w pierwszym momencie trochę się zdenerwował, choć też nie była to złość w pełnej krasie. Pogadał nawet, że 'jak to kłócić się z samego rana o takie pierdoły', na co kapral odpowiadał jakże typowym dla siebie pofukiwaniem pod nosem i ostentacyjnym przewracaniem oczyma, na co oczywiście Eren nic nie mógł poradzić.

A jakże kolorowo ten dzień się zapowiadał.

– Zadowolony z siebie, co? – burknął Levi, wycierając okruszki z twarzy. – Wywiozłeś mnie nie wiadomo gdzie i teraz się cieszysz.

– Nie, akurat na to zgodziłeś się sam – odpyskował niemalże śpiewającym tonem. – Po prostu uwielbiam lato. I ogólnie jak jest ciepło. – Zszedł z tematu.

– Mhm. – Mruknął bez przekonania.

I znów nastała cisza, sprawiająca, że krew gotowała się Jägerowi w żyłach. Pomimo tego stał cicho, z uśmiechem dla niepoznaki. Starał się zrozumieć, dlaczego kapral akurat teraz, w tym momencie musiał znaleźć powód, żeby się obrazić i nawet nie zaszczycać go spojrzeniem.

– Która godzina? – Levi zapytał nagle, ale nadal nie patrzył na Erena. Szatyn, deszko zeźlony, nie odpowiadał. – Nie raczysz mi powiedzieć? – Jego ton robił się coraz bardziej ofensywny. – Halo?

– To sobie podejdź i sprawdź. Zegarek jest w lewej juce – rzucił chłodno.

Nie zamierzał traktować go ulgowo, chociaż miał z tyłu głowy fakt, co działo się wczoraj. Ale przecież z samego rana wszystko było w porządku! Już się w tym gubił. Nie lubił niedopowiedzeń i rzeczy, których musiał się szczególnie domyślać w głupich sytuacjach.

– Jak sobie panicz życzy – fuknął nieironicznie.

W tamtym momencie Jägera zalała niewyobrażalnie ogromna fala cierpkiej złości, aż musiał westchnąć, żeby nie wybuchnąć. Więc tak to ma teraz wyglądać, przemknęło mu przez myśl, gdy kapral bez słowa więcej wstał i podszedł spokojnym krokiem do Marlov, jakby nie robiąc sobie nic z napiętej atmosfery. Eren wiedział też, że Levi był mistrzem w udawaniu wszelakiego sortu, dlatego próbował choć trochę uspokoić swoje zszargane nerwy i podejść do tematu na chłodno. Ale przykre też było to, że jedynie on się starał.

⟬✑⟭ Zanim Upadniesz | Eren&LeviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz