Najgorszym momentem po przebudzeniu było poskładanie sobie kręgosłupa i żeber. Bał się swojego stanu. Nie wiedział kompletnie, co ze sobą zrobić. Nic nie widział, bo przecież powieki miał sklejone zastygłą krwią. Rękoma też nie mógł ruszyć. Ta bezradność przyszpiliła go do tego, na czymkolwiek właśnie leżał z podwójną siłą. Zalewał się łzami do momentu, aż stupy mu rozmiękły i w końcu dojrzał, gdzie się znajdował. Znów zamknięty był w celi zimnej i śmierdzącej – podobnie, gdy obudził się po swojej pierwszej transformacji po obronie Trostu.
Zagryzł usta do krwi i skupił się na pogruchotanych żebrach. Co innego mógł zrobić? Ten strach nie pozwalał mu po prostu leżeć i czekać na pomoc. Może nikt by nie przyszedł i leżałby tak bóg jeden wiedział ile? Najpierw pokazała się para, rozmywająca się mu przed oczyma. Potrzebował zrobić wszystko szybko. Czuł, że w każdej sekundzie może zemdleć, a to byłoby jak kolejny wyrok śmierci. Gdy ta para zgęstniała i usłyszał charakterystyczny syk, przyszło ciepło. Nie samo ciepło, tylko gorąc, jakby rozkładała do gorączka. W momencie zlał się potem, uderzył go ból głowy i krtani. Nie miał czym złagodzić niewiarygodnej suchości w ustach. Miał wrażenie, że się po prostu roztopi. Nie błagał już, żeby ktoś przyszedł i mu pomógł.
Sam musiał sobie pomóc i sam siebie uratować. Poczuć, jak ból zabiera mu świadomość i jak odcina go od rzeczywistości, przeboleć flegmę podchodzącą do gardła i gorąc, który roztapiał go od środka. Przejść to wszystko, żeby nigdy więcej nie chcieć mieć nic z tym wspólnego – ze śmiercią.
Brzmiało to komicznie w jego głowie, ale gdyby miał wybierać między przeżyciem a znów przenieść się do tego czegoś, do tego bytu, to za każdym razem wybrałby pierwszą opcję. Mimo gorąca przeszły go ciarki z zimna, gdy tylko sobie przypomniał to coś. Wzdrygnął się raz jeszcze na wspomnienie tych pustych, okropnych oczu. Przegryzł dolną wargę, aż nie zderzyły mu się zęby. Bolało cholernie, jednak było to bez porównania do trzasku wszystkich żeber na raz, co ustawiły się na swoich miejscach. Aż go zatkało. Oddychanie na moment stało się o wiele trudniejsze niż wcześniej, a i tak wtedy miał wrażenie, że się dusi.
Ale to nic.
Kiedy doprowadził się do względnego porządku i splunął krwią, co lała mu się z ust, w bok nieporadnie zdał sobie sprawę, że przyszła pora na kręgosłup. Od razu przypomniał sobie szpitalik i rwący ból, który temu towarzyszył. Odpędził te myśli, bo sztywniał na samą myśl o tym wszystkim. Podobnie w przypadku żeber, skupił się na kręgosłupie – i tu ból był chyba dziesięć razy gorszy od nich. Dławił się powietrzem, gdy pogruchotane kości wracały powoli na swoje miejsce, rozrywając mięśnie i szybko składając je na nowo. W uszach mu dzwoniło, oczy zaszły mgłą, ale wymusił na sobie jeszcze moment skupienia. Chciał wykrzyczeć ten palący ból z siebie. Z jego gardła wydobywały się tylko ciche, żałosne westchnięcia i ledwo słyszalne pojękiwania. I gdy kręgosłup w końcu łupnął z tym obrzydliwym, skrzeczącym trzaskiem, zamroczyło go na dobre. Nie zdążył do końca obrócić się przez bok. Zerzygał się flegmą na całe swoje ręce.
CZYTASZ
⟬✑⟭ Zanim Upadniesz | Eren&Levi
FanfictionNiewiele jest osób, które mogą poszczycić się predylekcją kaprala Levi'a. „Zimny drań' - to określenie pada często z ust żołnierzy nieświadomych rzeczywistej natury bruneta. Prawdą jest, że owa persona bywa brutalna i oschła, lecz zdjąwszy skórę gru...