Po powrocie do szkoleniówki dni mijały spokojnie, leniwie nawet. Obecność w domu sprzyjała Erenowi, który chyba tego potrzebował, by względnie dojść do siebie. Tym razem Levi mu gotował, korzystając z tej nieszczęsnej książki kucharskiej, co walała się po blacie w ich prowizorycznej kuchni – za każdym razem próbowali czegoś nowego, nie musząc martwić się o składniki. Hanji wykombinowała im niemalże „złotą kartę" na jedzenie, mając tu raczej na względzie Jägera. Chłopak nie jadał już na stołówce, bo kapral tego kategorycznie zabronił. Sam biegał po co lepszych wozach zaopatrzeniowych i brał, co chciał – witał też w głównej kuchni, gdzie kucharki uśmiechały się na jego widok i garnęły się mu do pomocy. Levi zawsze nisko zginał przed nimi kark w podzięce, przynosił im kwiaty co jakiś czas.
Eren oczywiście przykuty do łóżka nie był, ale jeśli wychodził, to zawsze pod kogoś opieką. Przyjaciele ciągle stali u jego boku, grywali w karty, pomagali mu w prowadzeniu zajęć z jego grupą i na szczęście przypadli sobie do gustu. Coraz częściej piątka kadetów zaglądała do ich baraku, gdzie razem spędzali wolny czas, czytali cenzurowane gazety i śmiali się z głupoty świata. Armin razem z Finnem stali na czatach, gdy Reiner i Elena wykradali królewskie wino, zastawione innymi kartonami. Tak się czas toczył, lato trwało, wieczory były ciepłe, słońce długo świeciło, ogniska jakby nie chciały wygasać, trawa pachniała wiatrem i mieniła się rosą. Wszystko powoli wracało do swojego starego trybu. Nie działo się nic niesamowitego.
Dni płynęły mu leniwie przy świeżo parzonej herbacie, psem na kolanach i z jego Levi'em, czytającym kolejną skomplikowanie brzmiącą książkę, wyrwaną z odmętów biblioteki.
Zwykli jadać na ganku, gdzie specjalnie zrobili prowizoryczny stół z desek i skrzynek. Pogoda im sprzyjała, kiedy siedzieli przy serniku i rozmowach, aż niebo ciemniało i robiło się chłodno. Tak właśnie wyglądały dnie, co nagle zaczęły się dłużyć i rozciągać, jednak nie był to powód do narzekania. Od powrotu oboje czuli, że w końcu nie muszą pilnować czasu, bo jego było aż za nadto.
Tak, według nich, powinno wyglądać każde lato. Bez ekscesów, strachu i stresu, płakania nad chowanymi przyjaciółmi i gorzkich żałob.
Syk oleju wybudził go z drzemki, a zgrzyt starej szafki zupełnie go wybudził, podobnie jak język Paskudy. Eren spoglądnął na pieska opierającego się przednimi łapkami o kanapę i patrzącego się błyszczącymi, brązowymi oczkami. Merdał przy tym ogonem, a mokry nos wciskał mu pod dłoń. Dopraszał się jak zwykle uwagi, więc Jäger wziął go na ręce i usiadł, zrzucając z siebie cienki koc.
– Dziś naleśniki na obiad. – Usłyszał za sobą.
Levi krzątał się w kuchni z chusteczką na głowie. Coś tam dłubał przy tacce do krojenia, gdy ciasto skwierczało na patelni. W międzyczasie przerzucał je na drugą stronę, wstawił nawet wodę na herbatę.
– Brakuje tylko świeczek i kwiatków w wazonie. – Zaśmiał się, kiedy podszedł do bruneta z pieskiem na rękach. – A, poza tym, pamiętasz nasz zakład o butlę wina i tatuaż?
CZYTASZ
⟬✑⟭ Zanim Upadniesz | Eren&Levi
FanfictionNiewiele jest osób, które mogą poszczycić się predylekcją kaprala Levi'a. „Zimny drań' - to określenie pada często z ust żołnierzy nieświadomych rzeczywistej natury bruneta. Prawdą jest, że owa persona bywa brutalna i oschła, lecz zdjąwszy skórę gru...