Eren Jäger był człowiekiem z natury raczej nieskomplikowanym.
Lubił proste rzeczy, rutyna jakoś mocno mu nie przeszkadzała, a w myślach często za cel obierał sobie "osiągnięcie spokoju". Co to miało znaczyć? Sam do końca nie wiedział, ale ten mityczny spokój wzbudzał w nim poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Chciał, by było w jego życiu spokojnie. Ten zalążek wykwitł w nim jeszcze w czasie pracy na nieużytkach.
Kiedyś razem ze starszym kolegą chowali na skraju lasu martwego faceta na początku zimy. Owy człowiek lubił sobie wypić i zasnąć bóg jeden wiedział gdzie - dlatego nikt nie był zdziwiony, gdy pewnego ranka znaleziono go martwego, sztywnego w rowie. Nikt za nim nie przepadał, dlatego też nikt nie chciał się zabrać za tak prozaiczną sprawę, jaką był pochówek. Eren długo patrzył na nieboszczyka z pogardą w oczach, ale też z przedziwną obojętnością. Nie brzydził się samego człowieka, lecz nieodłącznej od niego sprawy - śmierci. Na tym poziomie wmówił sobie, że śmierć to coś paskudnego, obleśnego i niewartego jakiegokolwiek pożałowania. Plus, jeśli człowiek sam ją na siebie zsyła. Jak można doprowadzić się do takiego stanu, że umiera się samemu, zimnym i samotnym? Obrzydliwe. I z tej drugiej strony śmierć tego człowieka była mu kompletnie obojętna. Bo ilu ludzi pomarło podczas incydentu w Shiganshinie? Na jego oczach tytan rozszarpał mu matkę. Po tamten dzień pamiętał jej rozgryzione ciało i upadające z wysokości kończyny, co odbiły się jeszcze z hukiem o bruk. Śmierć nie była mu obca. Chodziła za człowiekiem wszędzie, dlatego nie robiło to na nim większego wrażenia.
Z czystego szacunku wyciągnął tego faceta z rowu i przeciągnął go niedaleko na skraj lasu po polu. Nikt nie przyszedł mu pomóc. Dopiero gdy polazł do kantorku po łopatę, jakiś chłopak zapytał się, czy ma z nim iść - a Eren tylko wzruszył ramionami. Był to tak naprawdę nie chłopak, a młody mężczyzna, bo był już zaręczony i spodziewał się dziecka, ale był chwilę przed osiemnastymi urodzinami, dlatego Eren tak go w swojej głowie nazywał. I tak wydrążyli dziurę w zmrożonej ziemi, wrzucili chłopa do środka i przysypali ziemią. Ot, co. Narobili się przy tym okropnie, to trzeba było zauważyć. Zima była sroga, śnieg wlatywał do oczu, a wiatr ciął po twarzy. I gdy skończyli, Jäger spoglądnął na grób, oczy mu się jakoś dziwnie zeszkliły, ale się nie rozpłakał.
Wizja tego, że kiedyś prawdopodobnie też skończy w takiej dziurze w ziemi, sam i zapomniany, napawała go tak przerażającym strachem, że sztywniały mu dłonie. Tak bardzo bał się zostać samemu. Tamten kolega coś do niego mówił, ale Eren słuchał go tyle, co obiło mu się o uszy, bo wiatr wył przeraźliwie, gniótł lodowatymi podmuchami, aż zatykało. Chłopak gadał, że to wstyd umrzeć taką śmiercią i że w sumie się tego spodziewał. Śmiał się z tego człowieka nad jego grobem, przywoływał zabawne rzeczy, które robił i które były co najmniej żenujące. Jäger tylko przytakiwał. Nie chciało mu się tego słuchać.
Ten sam chłopak zmarł na jakieś choróbsko na wiosnę. I to Eren był osobą, która wykopała mu grób - tuż obok tego faceta z rowu. Los był paskudnie niezabawny. Gdy tak kopał dziurę w mokrej ziemi, narzeczona tamtego typka stała z dzieckiem na rękach i płakała, och jak łkała! Nie mógł tego słuchać. Z każdym jej pociągnięciem nosa wzbierało się w nim obrzydzenie nie do opisania.
CZYTASZ
⟬✑⟭ Zanim Upadniesz | Eren&Levi
FanfictionNiewiele jest osób, które mogą poszczycić się predylekcją kaprala Levi'a. „Zimny drań' - to określenie pada często z ust żołnierzy nieświadomych rzeczywistej natury bruneta. Prawdą jest, że owa persona bywa brutalna i oschła, lecz zdjąwszy skórę gru...